ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Przebiegłość, której jedynym celem jest oszustwo, zawsze jest zakazana i nie ma na nią miejsca w praktyce sądowej; jednakże kłamstwo służące prawu, porządkowi i dobru powszechnemu jest w sądzie całkowicie godne pochwały" 18.
Również zdaniem inkwizytorów hiszpańskich dokonywane przez nich fałszowanie zeznań świadków oskarżenia miało własne na względzie owe wyższe racje: prawo, porządek i dobro powszechne. Troska o bezpieczeństwo świadków była wybiegiem na użytek opinii publicznej, a w najlepszym przypadku motywem drugorzędnym. Naprawdę chodziło tu o coś zupełnie innego. Rzecz w tym, że zgodnie z procedurą inkwizycyjną oskarżony miał prawo zdyskredytować zeznania świadków, których uważał za swoich "śmiertelnych wrogów" i którym przypisywał działanie z niskich pobudek. Aby jednak móc to uczynić, mu-
18 ibid,, s. 156.
108
siał ich najpierw zidentyfikować - i do tego właśnie, poprzez manipulowanie ich zeznaniami, starali się nie dopuścić inkwizytorzy. Ta dziwna na pierwszy rzut oka postawa sędziów wiary nie brała się przy tym ze złośliwości czy też sadyzmu, a raczej, jak powiedzieliśmy powyżej, z przekonania, że działają dla dobra prawa, porządku i powszechnej korzyści. W praktyce inkwizycyjnej obowiązywało domniemanie winy podejrzanego, zaś zadaniem inkwizytorów było mu tę winę udowodnić. Z punktu widzenia sędziów wiary każdy podejrzany byt winien już z tego choćby powodu, że ktoś naprawdę niewinny nie mógł być podejrzanym. Nic zatem dziwnego, że oskarżony, który rozpoznawał świadków zeznających na jego niekorzyść i kwalifikował ich jako swoich "śmiertelnych wrogów", był dla inkwizytorów jedynie zbrodniarzem, który, wykorzystując stary, odziedziczony po inkwizycji papieskiej przepis prawny, wymyka się bezkarnie rękom sprawiedliwości.
Wprawdzie oskarżony, który identyfikował świadków oskarżenia i zarzucał im "śmiertelną wrogość", musiał jeszcze przekonać o niej swoich sędziów, co nie było zadaniem łatwym, jednak często rzecz kończyła się dla niego sukcesem, a nawet prawdziwym tryumfem. Dość przytoczyć tu przykład niejakiego Gaspara Torralby z Vayona, aresztowanego w roku 1531 pod zarzutem luteranizmu. Przeciwko Tor-raibie, który był znanym pieniaczem i miał na pieńku z całym rodzinnym miasteczkiem, świadczyło aż 35 sąsiadów. Z tej wydawałoby się beznadziejnej sytuacji potrafił on jednak wyjść obronną ręką, w czym walnie dopomógł mu jego wyjątkowo ciężki charakter. Otóż po zapoznaniu się z zeznaniami swoich oskarżycieli - jak zwykle mocno zniekształconymi przez Inkwizycję - Torralba sporządził bez wahania listę swoich... 152 "śmiertelnych wrogów", na której umieścił też na wszelki wypadek własną żonę i córkę, po czym umiejętnie przekonał inkwizytorów, iż wszyscy wymienieni nie zasługują na najmniejsze nawet zaufanie. Ponieważ na liście tej znaleźli się również wszyscy świadkowie oskarżenia, proces umorzono i Torralba powrócił w chwale do domu. 19
Utajnianie nazwisk świadków oskarżenia, sprzeczne z zasadami obowiązującymi w hiszpańskich sądach świeckich, było od początku istnienia Inkwizycji jednym z najważniejszych punktów krytyki wysuwanej pod jej adresem. Krytyka ta była tym bardziej usprawiedliwiona, że Święte Oficjum kierowało się przy selekcji świadków nader spe-
19 H.Ch. Lea, op.cit., t. II, s. 570-571.
109 #
cyficznymi kryteriami. Otóż, w przeciwieństwie do trybunałów świeckich, uznawało za ważne (choć niejednakowej wartości) zeznania osób nieletnich, członków rodziny oskarżonego, niewolników, slug, Żydów, Maurów, kryminalistów, infamisów, ekskomunikowanych, a nawet... heretyków. Co ważniejsze i co najbardziej oburzało współczesnych, wszystkie wymienione kategorie osób uznawane były za prawomocnych świadków tylko wtedy, kiedy składały zeznania na niekorzyść podejrzanego. Korzystne dla niego zeznania tych samych osób były natomiast przez Inkwizycję po prostu odrzucane. Anonimowość, a co za tym.idzie niemal całkowita bezkarność świadków, otwierała ponadto szerokie pole do popisu świadkom fałszywym albo działającym z niskich pobudek. Były na to głośne dowody. I tak na przykład, osławiony inkwizytor kordobański Lucero korzystał z usług zawodowego fałszywego świadka nazwiskiem Diego de Algeciras, a dorównujący mu złą sławą Barcena woził zawsze ze sobą innego profesjonalistę, Luisa de Yilches, który za drobnym wynagrodzeniem gotów był świadczyć przeciw każdemu, zmieniając jedynie dla przyzwoitości nazwiska i ubrania.
Przeciwko anonimowości świadków Inkwizycji i wynikającym z niej nadużyciom wielokrotnie protestowały kortezy (np. w latach 1512, 1518, 1523, 1535 czy 1560), lecz Święte Oficjum nigdy nie odstąpiło od tej zasady. Co więcej, dla zachowania prestiżu i mitu własnej nieomylności z reguły starało się tuszować przypadki ewidentnego fałszywego świadectwa i niezmiernie rzadko uciekało się do stosowanego w podobnych sytuacjach przez władze świeckie prawa talionu, zadowalając się jedynie karaniem fałszywych świadków grzywną lub chłostą pod ogólnym zarzutem "przestępstw przeciwko Świętemu Oficjum". Zdarzało się, że zwyczaj utajniania nazwisk świadków krytykowany był jako "wołający o pomstę do nieba" także przez inkwizytorów, a to wtedy, gdy im samym przyszło wystąpić przed kolegami w charakterze... oskarżonych. W ten właśnie sposób określił go inkwizytor Ortiz de Funes, sądzony za różne wykroczenia przez trybunał Wysp Kanary j skich w roku 1574 20.
Konfrontacja oskarżonego z wcześniej zebranym (bez niego) materiałem dowodowym stanowiła fazę procesu o zasadniczym znaczeniu, podczas której - w miejsce rozprawy głównej, nie istniejącej w tym systemie - oskarżony bronił się, samodzielnie lub przy pomocy adwo-
20 ibid. II. s. 451-452.
110
kata, przed stawianymi mu zarzutami. Najlepszą i - mimo wszystko - najskuteczniejszą linią obrony, jaką dysponował więzień Inkwizycji, była właśnie próba dyskredytacji świadków oskarżenia przez zarzucenie im "śmiertelnej wrogości". Nie była to jednak metoda jedyna. Jeśli oskarżonemu udało się zdyskredytować jedynie część świadków oskarżenia, a także wtedy, gdy pomimo przetrzymania tortur nadal uważany był przez inkwizytorów za mocno podejrzanego, mógł on powołać świadków obrony. Mogli nimi być wyłącznie starzy chrześcijanie, nie będący jednak krewnymi ani przyjaciółmi obwinionego. Już ten wymóg stanowił niemałą trudność, zwłaszcza dla conversos i morysków
|
WÄ
tki
|