ďťż

Im więcej jednak rozumiał, tym bardziej się podniecał i tym silniejsze stawało się jego postanowienie, aby poprzeć maluchów, jak to obmyślił już sobie poprzednio...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Film ukazywał cały zestaw narzędzi organiczno- 325 -biologicznych, wykonanych z perfekcją, która usuwała w cień najśmielsze wyobrażenia. Pewien fragment zapadł Halowi głęboko w świadomości, pozostawiając niezatarte wrażenie: ukazał się las, wielki, widocznie jeszcze nie pomniejszony, o pozornie kamienistym podłożu. Nadjechały dwa traktory, które z zamontowanych beczek opryskały czworokąt wokół lasu. Następnie zjawił się duży, zmotoryzowany zbiornik i opylił część czworokąta. Odbyło się to bardzo szybko. I oto las umarł — jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie umarł jednak, jak od trucizny, lecz zniknął, został zżarty. Liście i gałęzie pokryła szara masa, przewalająca się wszędzie i zostawiająca po sobie gołe pnie, z których ponuro sterczały ku niebu nieliczne gałęzie. Kiedy ta fala wtargnęła już na głębokość trzydziestu metrów, zbiornik nadjechał ponownie. Wzdłuż swej poprzedniej trasy rozlał teraz jakąś rzadką ciecz, która stopniowo, ale niepowstrzymanie zaczęła żyć, otaczała sobą nagie pnie i gałęzie, pokrywając je bielą. Zbliżenie: Niezliczone, żywe włókna oplotły drzewo, delikatny, nieprzejrzany splot przenikał szczeliny i pory, niczym grzybnia! Powstawał, rozrastał się, wędrował, niszczył — i ginął! Gałęzie i pnie butwiały. Dokoła unosił się w powietrzu gęsty pył, a biała fala parła naprzód, zostawiając za sobą brzydką, brunatnoczarną równinę, pozornie martwą, nieurodzajną. Znowu nadjechał zbiornik. Tym razem opryskał wszystko czymś żółtym. Po kilku chwilach zaczęło tam kipieć, parować i fala ruszyła do przodu. Nagle Hal przypomniał sobie Res, stojącą w specjalnym ubraniu wśród potoku drobnoustrojów w Afryce. Teraz nastąpił widok ogólny: Hal poczuł się nieswojo, oblał go pot. Widział zielone pasmo lasu, 326. w które bezlitośnie wgryzała się już pierwsza fala. W kilku miejscach spożyła wszystko i — zginęła pod działaniem rozpylanej przez traktor substancji. To samo stało się z białą grzybnią. Zginęła po zaatakowaniu ostatniego pnia. Hal nie wątpił, że w ten sam sposób zginie również parująca fala. Wszystko odbywało się niezwykle szybko, ale nie dzięki kamerom do zdjęć przyśpieszonych. Stosując tu pojęcia makrosów, można było stwierdzić, że fala zniszczenia parła do przodu szerokim frontem z szybkością jednego metra na dziesięć minut. Trzecia fala pozostawiła po sobie — co ujawniło wyraźnie zbliżenie — luźną ziemię o strukturze drobnoziarnistej. Teraz ukazały się kombajny z pługami, bronami i siewnikami, sprzężonymi w jeden kompleks. Nastąpił komentarz: w ciągu sześćdziesięciu godzin wzejdzie tu każde dowolnie wybrane ziarno... Hal zastanawiał się nad losami fauny z tego obszaru, ale nie pytał centrali; nie wątpił, że również ten problem został już rozwiązany. Obraz zmienił się: po grubej blasze przesuwał się walec, zraszając ją w niektórych miejscach i zostawiając w ten sposób za sobą deseń. Hal zaczął się już dziwić, dlaczego to ujęcie trwa tak długo, kiedy zauważył, że nawilżone miejsca uwydatniają się coraz wyraźniej, rozrastając się bujnie. Wyglądało to tak, jakby przypalały się tam i zwęglały omlety. Czarniawe pęcherzyki pękały, opadały i ulatniały się w postaci czarnej próchnicy, zakłócając ostre kontury desenia. Wkrótce z blachy opadł na ziemię ciemny pył. Teraz pojawili się dwaj mężczyźni i unieśli płytę, aby umożliwić widok kamerze. Hal nie wiedział już, czy śni: odciśnięty poprzednio deseń przeżarł blaszaną płytę na wylot. To, co pokazywali mężczyźni, wyglądało na skrzydło tworzonej w ciężkim trudzie filigranowej, artystycznej bramy. 327 Hal zerwał z głowy hełm. Skóra piekła go. Pot sprawiał, że ubranie i włosy kleiły się do ciała. Niesamowite! Co za opanowanie mikrokosmosu, jakie perspektywy! Rozentuzjazmowany zaczął wyobrażać sobie, co można by zmienić, jakie rozwinąć katalizatory! Najchętniej zerwałby się z miejsca, obiegłby szklarnię i wyściskałby tych, którzy to odkryli. Spojrzał niecierpliwie na Djamilę, potem na Res. Widocznie jednak projekcja trwała nadal. Djamila chłonęła obraz z takim samym podnieceniem, jak poprzednio on sam. Hal zapragnął nagłe podzielić się z kimś swymi wrażeniami, chciał, aby jego zachwyt stał się udziałem wszystkich. Res! Siedziała pochylona nienaturalnie do przodu, z półotwartymi ustami, rozgorączkowana, z twarzą błyszczącą od potu. Zacisnęła kurczowo pięści, aż zbielały jej kostki dłoni
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.