ďťż

Ewa usiłowała to namalować, ale wychodziły tylko czarne smugi, czerwone plamy i kawałek Wronowej, czasem jej rozszerzone oczy, otwarte do krzyku usta...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Joasia przerywała czasem pytając, za co się ci ludzie tak mordowali i jakim sposobem Wronowa mogła widzieć aż tylu wariatów i ludzi konających. Wronowa odpowiadała na to: - Pożyjesz, to zobaczysz i ty, jak ludzie będą zabijać się i mrzeć. Janek tych bajań mało słuchał, Ludwik był tym, który w opowiadaniach Wronowej bez zastrzeżeń gustował, jego powierzchowna wyobraźnia bez trudu towarzyszyła obrazom szaleństwa, zbrodni i śmierci, uważał to za wyborne kawały i zdarzało się, że słuchając sam wykonywał gest, jakby ukręcał komuś głowę, podkreślając to głosem: - Krik! Krik! - że niby łamie kości. W szczególny sposób zachowywał się wobec fantazji złowrogoustej kucharki Józek. Słuchał jej strasznych opowieści z bolesną zmarszczką między oczyma, z rozchylonymi ustami, z mglistym, ale jakby rozanielonym, nieruchomym wejrzeniem. Czy cierpiał słuchając historii nieraz bezecnych, czy miał niezdrową wyobraźnię chciwie pijącą wieści o chorobach, śmierci, nieszczęściu, zgniliźnie życia? Czy był porwany, zachwycony niezmierną rzeczywiście wyrazistością, pewnym nawet przepychem tych opowiadań? Nigdy nic nie mówił o swych wrażeniach. Pewnego wieczora Wronowa opowiadała długo i z zapałem o przemytniku Popiołku, a te opowiadania nawet w jej ustach i nawet dla Ewy i Józka miały coś z epopei bohaterstwa. Wprawdzie Wronowa zatrzymywała się najdłużej i wielokrotnie nad tym, jak krew chlustała z przestrzelonego gardła Popiołkowego (choć tego żadną miarą nie mogła była widzieć), ale jednocześnie przed oczyma dzieci majaczył człowiek goniony i prześladowany, co się nie uląkł zbrojnej przemocy i zginął zadając ciosy ścigającym go moskiewskim pogranicznym, a więc niemalże patriota. Zdziwił się, gdy Nastka przerwała Wronowej w pół słowa: - Nie gadalibyście byle czego o tym Felusiu Popiołku! Tylko dzieciom głowy mącicie. - Naścia, przecież to był twój stryjek - zauważyła Ewa. - Jaki tam stryjek. Nawet mój dziaduś i jego dziaduś to nie byli rodzone bracia. Tu dużo jest Popiołków. I lepiej - dodała niedobrym ciemnym głosem - żeby on nie był niczyj krewny. Wronowa zwymyślała Nastkę. - Patrzcie ją, smarkulę zasraną! Mnie będzie uczyła! Jak tak, to się już do końca życia nie odezwę, żeby mnie na kolanach prosili, nie odezwę się słowa, jak pragnę rannej rosy doczekać! Józek powtórzył niby echo: "Jak pragnę rannej rosy doczekać". Wronowa zaś natychmiast zaczęła opowiadać o tym, że najcięższa śmierć jest z przeklęcia i jak nie mógł skonać jeden ekonom, którego chłop przeklął za to, że mu jeszcze za pańszczyzny dwa zęby wybił. - Dziwne to wszystko - westchnął Józek. W ostatnią niedzielę sierpnia Tomyscy zawieźli rano wszystkie dzieci do kościoła, gdzie odbyło się nabożeństwo na intencję Józka i Ewy, a po południu - do radziejowskiej cukierni. Stamtąd poszli na ratuszową wieżyczkę, skąd widać było Gopło, a Rafał pokazywał im, gdzie biegnie granica między pruskim i rosyjskim zaborem. I dodał, że ta granica jest zbrodnią. Przed wyjazdem do Kalisza Ewa i Józek poszli się pożegnać z Bonifacym Popiołkiem, a właściwie chcieli się jeszcze nadyszeć "powietrzem Teodora". Nigdy nie mówili ze sobą o przykrym wieczorze rozstania, a tym barrdziej o nieznajomym, którego złe słowa wygnali ze swej pamięci lub też zapędzili je w taki jej kąt, z którego nigdy się nie wychylały, przynajmniej za dnia, bo w nocy czasem im się coś na ten temat śniło. Teraz dopiero po drodze Józek zaczął mówić o tym, co im wtedy Teodor naopowiadał. Jakby nawiązując do dawno prowadzonej rozmowy, powiedział raptem: - ...To prawda, co Todro mówił... o chłopach i wszystko. Ale czy Todro wie, jak było w innych krajach? Na przykład w Rosji to wiem, że była też pańszczyzna i uciskali chłopów. A Rosja przez to nie upadła. Musi być jeszcze jakaś inna przyczyna, że Polska dostała się do niewoli. Każda rzecz - dodał w zamyśleniu - ma tyle przyczyn... Przed kuźnią zastali młodsze dzieci, które bawiły się na kamieniach i koło ściętej topoli w granicę i w przemytnika Popiołka. W kuźni była duża robota. Kuto konia i zakładano obręcz przejezdnemu. Młot bił na przemian głucho i dźwięcznie, warcząc drobno przy uderzeniu w kowadło. - Tu jest jeszcze trochę niebiesko od... od... - Ewa się zająknęła. - Od dymu - parsknął śmiechem Józek, choć w kuźni dymu nie było i wiedział, że Ewa pomyślała: "od szalika i oczu Teodora", a może dlatego parsknął śmiechem, że wiedział; ostatnio zaczął traktować ironicznie wszelkie mówienie o uczuciach. Aby złagodzić wrażenie swego śmiechu, pisnął po cichu cienkim głosem: - La_lia! - Lecz Ewa nie odpowiedziała mu sekretnym hasłem: - A_go? Wóz przejezdnego ruszał już w dalszą drogę. Nastała chwila ciszy. Kowal wsparty na młocie przypatrywał się obojgu, a potem wskazał na dzieci bawiące się w bitwę przemytnika Popiołka z pogranicznymi. - Czy wyście pogłupieli? - zawołał
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.