ďťż

Esterę powitał z powagą i jego odpowiedzi na jej niespokojne pytania wcale nie były uspokajające...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Dawid ze starożytnego rodu Sadoków wiedział lepiej niż Piotr, co może czekać ludowego proroka na ulicach Świętego Miasta w tygodniu Paschy. — Tak, moja droga — rzekł Dawid — nasz przyjaciel Szymon ma powody do obaw. Najmożniejsi obywatele Jerozolimy: bankierzy, prawnicy, bogaci kupcy, nie chcą dopuścić do rozdrażniania ludu. Cieśla zupełnie swobodnie 431 mówi wielkim tłumom o rzetelnym prowadzeniu interesów, o dobrych miarach i należytych wagach na targowisku. Opowiada przypowieści o ubogich, którzy konają z głodu u progów bogaczy. — To prawda, panie — przerwała Estera — ale On tak samo potępia chciwość i złą wolę wśród samych ubogich. Jemu chodzi tylko o to, żeby każdy był dobry i miłosierny dla każdego! — Tak, tak, drogie dziecko. Wszelako Jerozolima lepiej będzie pamiętała, jak On śmiało potępia oszustwa i niego- dziwości dostojników. Nawet Świątyni nie szczędzi uwag krytycznych! Estera chciała wiedzieć, czy Świątynia może mieć duży wpływ, zważywszy, że miastem rządzą Rzymianie. Dawid zaczął jej tłumaczyć. Była to historia długa i zawiła. — Tak — powiedział'— Rzymianie rządzą całą Palestyną 1 oni decydują. W każdym starciu z Sanhedrynem Insula będzie miała ostatnie słowo, tak jest teoretycznie. Ale Rzymianie unikają teraz starć z Żydami. Bez pośpiechu przygotowują się na dzień, w którym całkowicie zawładną krajem, splądrują go i wezmą w niewolę. Jeśli nie zrobią tego jutro, to tylko dlatego, że ich armie są jeszcze zajęte w Galii. Wkrótce jednak będą gotowe i uderzą. Do tego czasu Rzym nie chce żadnych zatargów. Poncjusz Piłat robi krzykliwe widowisko ze swojej władzy, ale przestrzega ściśle polecenia, żeby zachować spokój w Jerozolimie kosztem nawet swojej dumy osobistej. Gdy Kajfasz, naj wyższy kapłan, zabiera głos, Piłat słucha! Wydawało się, że Dawid mówi do siebie. Po długiej chwili dodał: — Piłat wije się, patrzy spode łba... ale słucha. Przy najmniejszej oznace niepokoju wśród ludu kupcy naradzają się z bankierami, bankierzy naradzają się z Sanhedrynem, a Sanhedryn naradza się z prokuratorem. Estera miała wiele pytań, wolała jednak nie przerywać jego wywodów. Nagle zwrócił się do niej: — Czy ja ci mówiłem o rabbim Ben-Szolemie z Kafar- naum? — Nie czekając na jej odpowiedź prawił dalej: — Kilka miesięcy temu wielki tłum czekał na placu na 432 przemówienie Cieśli. Rabbi nie posiadając się z oburzenia stanął przed synagogą, żeby potępić tę ciżbę, ale obrzucono* go wyzwiskami i wyśmiano. Jego doradcy nie udzielili mu poparcia, wyjechał więc do Jerozolimy. Ben-Szolem przyja- źni się z poprzednim najwyższym kapłanem jeszcze od czasów, gdy uczyli się razem... Możesz sama wyciągnąć wnioski, Estero. Rabbi nie jest człowiekiem, który puszcza w niepamięć albo wybacza ciosy zadane jego godności. — W tej nieszczęsnej sprawie Jezus niczym nie zawinił — oświadczyła Estera. — Nawet skarcił tłum za brak szacunku. — Tak, drogie dziecko, wiem — powiedział Dawid. — To jednak nie uleczy zranionej dumy Ben-Szolema. On nie chciał łaski od Cieśli. Stary prawnik westchnął i szczelniej otulił się opończą. Było chłodno pod drzewami. Estera wstała z ławki. Skiero- wali się w stronę wrót. — Uważam, że powinnam pójść do Jerozolimy — po wiedziała. — Ja na twoim miejscu bym tego nie robił — poradził Dawid. — Dosyć już miałaś kłopotów... i pomóc nie możesz. — Pożegnał się z nią i wolno zawrócił przez gaj. Zbliżając się do domu Hanny, Estera przystanęła, żeby popatrzeć na gromadki pielgrzymów, wędrujących gościń- cem jak co rok do Świętego Miasta. W każdej rodzinnej grupie jeden z młodszych mężczyzn popychał wózek z na- miotami i zapasami żywności. Niektóre większe wózki ciągnęły osły. Ludzie szli powoli. Mieli przed sobą daleką drogę, musieli oszczędzać siły. Hanna w ogrodzie ścinała róże. Rozpłakała się rzewnie, gdy Estera jej powiedziała, że postanowiła wyruszyć do Jerozoli- my
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.