ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Mój pogrzeb odbędzie się o godz. 15 na cmentarzu w Diablicach dnia 16 września 1961" (data była wstawiona ołówkiem). I własnoręczny podpis nieboszczki: Julia Kadava, nauczycielka szkół zawodowych.
Za każdym razem, kiedy pan Chlumecky to czytał, kręcił głową i powracał do pipy, kładł na niej obie ręce, nataczał sobie kufel piwa, haustem go wypijał i zaraz opłukiwał w zlewie.
Robiło się już ciemno, ale szynkarz nie zapalał światła.
Dwaj goście siedzieli przy samej ścianie tuż obok drzwi do piwnicy, na wypadek gdyby znowu trzynastka wjechała do piwiarni. I zabawiali się.
Ile schodów jest U Pasovskich?" pytał jeden.
Siedem odpowiadał drugi. Ale ile ich jest U Kąlen-dów?"
247
U Kalendów"... U których? Mamy Kalendów przy akademii i Kalendów na nabrzeżu.
Rany boskie! U Kalendów" przy akademii gospoda jest zlikwidowana, więc chodzi tylko o Kalendów naprzeciwko portu, nie?
Czekaj, czekaj, to będzie jeden, dwa, trzy, cztery, pięć... gość w wyobraźni szedł po nich do gospody razem jest siedem i schodzi się tam w dół. A ile schodów jest w Dobrym Zdroju"?
Jeden do góry. A Pod Czerwonymi Sercami"?... zabawiali się goście, szynkarz zaś znowu podszedł do drzwi, od Krzi-ża zjeżdżała trzynastka oświetlona jak restauracja, zdawało się, że wjedzie prosto do piwiarni Pod Zielonym Drzewem", cały lokal się rozjarzył, ale tramwaj w ostatniej chwili szarpnął i skręciwszy w bok pojechał ku prawemu rogowi ulicy. Tylko wąski chodniczek dzielił go od okien gospody, wagony zaś, jak trzy podświetlone akwaria, rzuciły blask na piwiarnię...
A oto na chodniku ukazał się szwagier pana Chlumeckiego. Szynkarz otwarł drzwi i zawołał z radością:
Co tutaj, człowieku, robisz? Przegryzłeś łańcuch czy jak, żeś z waszego Czudova-Bubaczkova wybrał się do miasta?
A ty, tłuściochu, nie mógłbyś przyjść do nas? Matka już zapomniała, jak wyglądasz rzekł szwagier i usiadł.
Nie przyjdę powiada szynkarz i zaczyna toczyć piwo ale przyjadę. Kupię sobie motorower.
Ty? szwagier wstał i klepnął szynkarza po brzuchu z tym bagażem?
No westchnął szynkarz, natoczył kufel, ze smakiem wypił jednym haustem i zaraz opłukał szkło w wodzie widzisz, muszę coś zrobić dla ciała, wyglądam już jak cień.
Ja wiem, ale cyrkowy rzekł szwagier słuchaj, Franciszku, nie kupuj sobie tego, żebyś wiedział, ilu ja ich już spotkałem. Jadę trzynastką, a tam koło Scholerów leży taki wariat jak ty, motor koło niego, druty w kołach jeszcze się kręciły w tę i nazad, na twarzy mu położyli poranną gazetę, a motor jak
248
rozdeptana zabawka i policjanci zakreślali wapnem koło. Nie kupuj sobie tego, nie kupuj, posłuchaj swego szwagra, nie kupuj!
Ależ toż to jest troszkę większe niż rower...
Właśnie takie gówno to nieszczęście. Tam jak skręca od Vlachovki na górę trójka, tam między czternastką a trójką zgnietliśmy tęgą kobietę na takim motorku. Zharataliśmy wszystko razem z torbą i zakupami. Pociągnąłem za ręczny hamulec i zastopowałem biegi, ale nie poszedłem tam, za nic w świecie nie poszedłbym na to patrzeć. Mnie wystarczyło takie ciche kwiknięcie... Stanąłem za wagonem przyczepnym, palę papierosa, czekam na komisję... i tam jak jest ten spadek z góry patrzę, strumyczkiem obok torowiska płynie mleko, a za nim świeża krew.
To niby mam sobie kupić auto, czy jak? powiada szyn-karz zirytowany, idzie i znowu bębni w szybę w drzwiach i patrzy, jak od Krziża zjeżdża dziesiątka, już niemal obwąchała zielono malowaną ścianę, ale rozmyśliła się, skręciła i swym światłem wytapetowała na żółto cały lokal... Zaraz za nią jechała dwunastka, a konduktorka z tamtej dziesiątki stała na tylnej platformie ostatniego wagonu i palcem zrobiła w powietrzu py-tajnik, zaś motorniczy dwunastki smutno podniósł rękę i wystawił trzy palce, na znak, że jeszcze ma trzy kursy, zanim zjedzie do zajezdni... więc konduktorka smutno pokiwała głową, że mu współczuje, a potem się roześmiała i wystawiła jeden palec, zamknęła błogo oczy, a ręką zrobiła taką pauzę, długę krechę, na znak, jak przyjemnie jej pomyśleć, że zrobi jeszcze tylko jeden kurs, a potem pojedzie do domu.
Szwagier zaś gadał i tak zakończył:
Tyle jest tych wypadków, mógłbym ci opowiadać do północy. Auto też jest gówno, choć ma cztery koła. Przed gospodą Pod Dielokrziżem" między piątkę a dziewiętnastkę dostał się nam Minor" i też wyglądał potem jak pognieciona gazeta! Dwie baby! Ta, co prowadziła, chciała się przemknąć, ale się jej to nie udało i wtranżoliła wóz tak, że obie je później wydobywali po kawałeczku. Kawałeczek do tej trumny, drugi do tam-
249
tej, żeby to wypadło mniej więcej tyle, jak na dwie kobiety. Co ci po aucie!
Więc mam chodzić na piechotę?
Piechotą chodzić dobrze, ale znowu nie wolno ci mieć ćwieka w głowie kręcił głową szwagier. Franciszku, nie do wiary, powiadam ci, ilu ludzi nam wlazło pod tramwaj! Na prostej drodze! Są tacy, co ci będą stać na krawężniku, rozglądać się, a gdy zobaczą, że jedzie tramwaj, zupełnie jakby sobie powiedzieli: To ten". I hop pod niego! Tak właśnie koło Słowiańskiej Lipy wpadł mi pod dziesiątkę sam kontroler, gdy próbował złapać jednego zbieracza biletów. Jeszcze gdy od razu trup, to dobrze, ale kiedy człowiek znajdzie się pod tramwajem i żyje! Ajajajaj! Wtedy czy ruszysz naprzód czy cofniesz, dogodzisz mu jeszcze lepiej. A on tam prosi, ludzie, na litość boską, zdejmicie ze mnie ten ciężar!... Pieszo dzisiaj chodzić po Pradze, to też ryzyko
|
WÄ
tki
|