ďťż

Całoroczne źródło nawadniało glebę, co zapewniało miejscowym pasterzom i ich stadom warunki do życia - inaczej byliby zmuszeni wędrować w poszukiwaniu żyznych pastwisk...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Jak w każdej takiej wiosce liczba wielbłądów i koni wielokrotnie przewyższała liczbę mieszkańców. Nojon doprowadził Pitta i Giordina do jurty z pomarańczową flagą, gdzie przywiązali konie do liny między słupkami. Kilkoro małych dzieci bawiło się obok w berka. Przerwały na chwilę, żeby przyjrzeć się obcym, potem wróciły do zabawy. Po zejściu z konia Giordino zachwiał się jak pijany marynarz. Od twardego siodła bolały go nogi i pośladki. - Następnym razem chyba spróbuję jazdy na wielbłądzie. Pitt był tak samo obolały i z ulgą stanął na ziemi. - Po jednym sezonie spędzonym tutaj każdy z was galopowałby jak arat - powiedział Nojon, mając na myśli miejscowych koczowników. - Po jednym sezonie na tym siodle skończyłbym w szpitalu na wyciągu - odburknął Giordino. Dokuśtykał do nich kulawy stary mężczyzna i zagadał szybko do Nojona. - To Otgonbajar - przedstawił go chłopiec. - Zaprasza was do swojej jurty na ajrak. Wśród okolicznych wzgórz odbiło się echem wycie silnika. W tumanie kurzu pojawił się mały zielony autobus i skręcił w kierunku osady. Nojon spojrzał w tamtą stronę i pokręcił głową. - Niestety mamy autobus. Powiedz Otgonbajarowi, że doceniamy jego gościnność, ale będziemy musieli odłożyć tę wizytę do następnego spotkania - poprosił Pitt. Podszedł do niego i uścisnął mu dłoń. Starzec skinął głową i uśmiechnął się ze zrozumieniem, odsłaniając bezzębne dziąsła. Autobus zatrzymał się z głośnym piskiem hamulców i kierowca nacisnął klakson. Biegające dzieci przerwały zabawę, pomaszerowały gęsiego do pojazdu i weszły do środka przez harmonijkowe boczne drzwi. - Wsiadamy - zwrócił się Nojon do Pitta i Giordina. Autobus KAZ model 3976, produkowany w ZSRR w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, był reliktem przeszłości pozostawionym przez Armię Radziecką. Jak wiele pojazdów, został przekazany Mongolii, kiedy praktycznie przestał się nadawać do użytku. Miał spłowiały lakier, popękane szyby, łyse opony i przebieg ponad czterysta tysięcy kilometrów. Ale stale go reperowano i wysyłano z powrotem na drogę. Pitt wspiął się za Nojonem do środka i zobaczył z zaskoczeniem, że za kierownicą siedzi biały człowiek w starszym wieku. Miał siwą brodę, a w jego niebieskich oczach błyszczało poczucie humoru. Uśmiechnął się do Pitta i Giordina. - Witam. Nojon mówi, że jesteście ze Stanów. Ja też. Klapnijcie gdzieś i startujemy. Autobus miał dwadzieścia miejsc siedzących i był prawie pełny po zabraniu dzieci z trzech sąsiednich obozowisk. Pitt zauważył, że na siedzeniu za kierowcą śpi czarno-brązowy jamnik. Dwa miejsca po drugiej stronie przejścia były wolne, więc wsunęli się tam z Giordinem. Kierowca zamknął drzwi i wyjechał szybko z wioski. Ominął stado owiec, wcisnął gaz i zmienił kilka razy bieg. Na twardej pustyni pojazd rozpędził się wkrótce z wyciem silnika do osiemdziesięciu kilometrów na godzinę. Kierowca spojrzał na Pitta i Giordina w prostokątnym lusterku wstecznym nad przednią szybą. - Klasztor Bulangiin to nie hotel w kurorcie. Jesteście na wycieczce konnej po Gobi? - Można tak powiedzieć - przytaknął Pitt. - Ale w tej chwili chcemy wrócić do Ułan Bator. - Jutro w klasztorze będzie ciężarówka z zaopatrzeniem z Ułan Bator. Jeśli nie macie nic przeciwko temu, żeby spędzić noc wśród pobożnych mnichów, rano możecie się zabrać do stolicy. - To by nam odpowiadało - odrzekł Pitt, patrząc z rozbawieniem, jak śpiący jamnik wyskakuje na wyboju w powietrze i ląduje z powrotem na siedzeniu, nie otwierając oczu. - Jeśli wolno spytać, co pan robi w tych stronach? - zagadnął Giordino. - Pracuję w prywatnej fundacji ze Stanów, która pomaga w odbudowie buddyjskich klasztorów. Było ich w Mongolii ponad siedemset, zanim w 1921 roku władzę w tym kraju przejęli komuniści. Prawie wszystkie zostały splądrowane i spalone w latach trzydziestych. Zginęły tysiące mnichów. Jednych rozstrzelano na miejscu, innych wysłano na Syberię do obozów pracy, skąd już nie wrócili. Tych, których nie zabito, zmuszono do wyparcia się swojej wiary, choć wielu potajemnie nadal ją wyznawało. - Musi im być trudno zaczynać wszystko od nowa, skoro ich świątynie, relikwie i księgi zniszczono. - Zaalarmowani mnisi ukryli tuż przed czystką zadziwiająco dużo starych tekstów i artefaktów. Relikwie pojawiają się natychmiast, kiedy tylko zostaje ponownie otwarty któryś z klasztorów. Miejscowi ludzie w końcu zaczynają wierzyć, że nie powtórzą się rządowe represje z przeszłości. - Jak pan się przerzucił z układania cegieł na prowadzenie szkolnego autobusu? - zapytał Giordino. - Na tym odludziu trzeba robić wiele rzeczy. - Kierowca roześmiał się. - Grupa, której pomagam, to nie tylko zespół archeologów. Są w niej również stolarze, nauczyciele i historycy. Umowa jest taka, że poza odbudową klasztorów organizujemy tu szkoły podstawowe. Jak łatwo sobie wyobrazić, dzieci koczujących pasterzy mają bardzo ograniczone możliwości zdobycia wykształcenia. Uczymy je czytania, pisania, matematyki i języków obcych, w nadziei, że dajemy tym wiejskim dzieciakom szanse na lepsze życie. Na przykład wasz przyjaciel Nojon zna trzy języki i ma duże zdolności do matematyki
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.