A wiesz – poci±gnęła mnie ¶cieżk± pomiędzy zaro¶niętymi żarnowcem kopczykami gruzu – że ten Zdanowski to był tatusia kolega, ale potem, jak doszło już co do czego, to tatu¶...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Nie uszli¶my daleko. Parę dosłownie kroków dalej, pomiędzy cał± a zawalon± ¶cian± spichrza, skryty w zieleni ja¶minu, zdziczałych ¶liw i czarnego bzu, stał jej dom, choć słowo „stał” nie w pełni oddaje istotę tego, co wówczas zobaczyłem. W obrysie ruin, niczym do zawieszonej ramy, poprzytwierdzane były belki, wzmocnione tu i ówdzie podmurówk±. Dwa okna oraz drzwi musiały pochodzić z rozebranych domów, natomiast dach ze spadzisto ułożonych desek, przykryty pap± oraz blach±, nosił znamiona wiecznej i niestrudzonej sztuki improwizacji. – Jak chcesz siku, to lepiej w krzaki – powiedziała odwracaj±c rozpromienion± twarzyczkę już na progu —w wychodku ci±gle podchodzi woda, strasznie ¶mierdzi. Nie chciałem do wychodka. Dom w ¶rodku wygl±dał znacznie lepiej niż na zewn±trz. Miał dwa pokoje z piecem, kuchnię z westwalk±, porz±dny stół, kanapę, kredens, dwa staro¶wieckie łóżka z żeliwnymi szczytami i nawet fotel obijany skór±, zapewne – tak jak wszystko inne – wydostany z ruin. – Straszny dzi¶ upał – stwierdziła – musisz się napić! Letnie mleko było okropne, z kożuchem i zapachem tłuszczu. – To jest mój tato – podała fotografię —jeszcze kiedy był przewoĽnikiem. Prawda, jaki piękny? Zaniemówiłem. Zdjęcie zrobiono z tego samego miejsca, w którym siedzieli¶my z Lucjanem. Po drugiej stronie rzeki nie było jednak ulic, domów, ko¶ciołów, bram i dachów. Po drugiej stronie rzeki nie było nawet ruin. Zrównane z ziemi±, w sieci prowizorycznych bocznic, Stare Miasto – jak wysprz±tany plac – czekało budowlanych ekip. Tylko bryła ko¶cioła Naj¶więtszej Marii Panny stała w tej pustce wielka, prawdziwa, potężna niczym ceglany hipopotam. – No co, nie podoba ci się? 36 Dopiero teraz spojrzałem na przewoĽnika. Stał z uniesionym wiosłem tuż przy rufie. W kapitańskiej czapce z daszkiem, w kamizelce, w białej koszuli z podwiniętymi rękawami, mrużył wesoło oczy, jak kto¶, kto lubi życie. – To Szlifierz! Ja go znam z podwórka – dodałem prędko – dzisiaj był u nas, tylko że Lucjan... – Ten drugi to Zdanowski – wcale mnie nie słuchała —zanim nie poszedł siedzieć, jak pobił się na noże. – Z kim się pobił? – Z moim tatusiem – jej palec znów wskazał przewoĽnika. – Prawda, że jest dużo piękniejszy niż ten Zdanowski? Przyznałem rację. Wtedy mi wyja¶niła, że odk±d zacz±ł chodzić prom, jej tato zarabiał coraz mniej pieniędzy, aż wreszcie rzucił łódĽ i zabrał się za ostrzenie noży. – A ten Zdanowski – dodała po chwili – ma już niedługo wyj¶ć. – A gdzie pracuje twoja mama? – zapytałem. Podniosła skakankę i po kilku szybkich obrotach, za¶miała się gło¶no. – Mamusia jest kurwa – odpowiedziała – bo poszła z tym Zdanowskim. – Do więzienia? – wykrzykn±łem nie bez współczucia. – Poszła z nim w tango i nigdy do nas już nie wróci, bo tato powiedział, że jak się pojawi, to j± zabije. Ale ty lepiej powiedz, zostaniesz moim bratem? Gute Luisa, Gute Luisa – klasnęła w dłonie i zatańczyła w podskokach dookoła mnie – Gute Luisa będzie miała, będzie kochała starszego brata! – Nagle spoważniała, by spytać: – Ile masz lat? – Trzyna¶cie – dodałem sobie rok – a ty? – Dwana¶cie – zrobiła chyba to samo – no to ¶wietnie, ale musisz mnie kochać, przyrzeknij, że będziesz mnie kochać, tak mocno jak nikogo na ¶wiecie, prawda? Zanim odpowiedziałem, włożyła sobie do ust miętowego dropsa, przegryzła go prędko i przybliżyła swoj± twarz do mojej tak blisko, że poczułem ciepło jej oddechu. Nasz pocałunek, nagły, niespodziewany, spełniony w ciszy, któr± wypełniało jedynie brzęczenie złotych much, nie miał do końca braterskiego charakteru. Jej wargi rozchyliły się i koniuszkiem języka Gute Luisa podała mi połówkę cukierka. Przez dłuższ± chwilę ssałem go nic nie mówi±c. Dopiero gdy utwierdziła się w pewno¶ci, że nie wypluję dropsa, zadowolona podskoczyła parę razy to na jednej, to na drugiej nodze i zanuciła: – Kocham do ¶mierci, kogo pocałuję, a ten, kto kocha, nigdy nie wypluje! – Często układasz takie wierszyki? – zapytałem. – Och nie, ale podobaj± ci się, prawda? Powiedziałem, że nie za bardzo. Ale ona wcale się tym nie przejęła
WÄ…tki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. SkĹ‚adam siÄ™ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ… gĂłwnianego szaleĹ„stwa.