ďťż

— Wreszcie kupiłam twoją nową książkę, przed dwoma dniami...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
— W szklance brzęknęły kostki lodu. Był to odgłos doprowadzający do szaleństwa. — Dziecko Misery — uwielbiam to... Jest tak samo dobre jak pozostałe. Więcej! Najlepsze! — Dziękuję — wykrztusił. Czuł, jak pot występuje mu na czoło. — Proszę... moje nogi... bardzo boli... — Wiedziałam, że poślubi Iana — powiedziała z uśmiechem rozmarzona — i jestem pewna, że Geoffrey i Ian w końcu się pogodzą. Znów będą przyjaciółmi. Prawda? — I nagle dodała: — Nie, nie mów! Chcę dojść do tego sama. Dojdę do tego. To zawsze trwa tak długo, zanim powstanie następna. Ból rozdzierał mu nogi i obejmował jego krocze na wzór stalowych szczypiec. Dotknął tego miejsca i pomyślał, że miednica musi być nietknięta, choć czuł, że jest dziwnie powykrzywiana i skręcona. Poniżej kolan zaś czuł, jakby NIC nie było nietknięte. Nie chciał patrzeć. Widział poskręcane, pomarszczone kształty pokryte pościelą i to mu wystarczyło. — Proszę, panno Wilkes! Ból. — Mów mi Annie. Wszyscy moi przyjaciele tak mnie nazywają. Dała mu szklankę. Była chłodna i wypełniona płynem. Trzymała kapsułki w dłoni. Ona była księżycem i to ona sprowadzała przypływ, który przykrywał pale. Przysunęła kapsułki do jego ust, które on natychmiast otworzył, a potem cofnęła rękę. — Pozwoliłam sobie przejrzeć twoją torbę. Nie masz nic przeciwko temu, prawda? — Nie. Oczywiście że nie. Lekarstwo... Strużki potu pojawiły się na jego czole — czuł na przemian chłód i gorąco. Czy krzyczał? Miał wrażenie, że tak. — Widziałam tam maszynopis — powiedziała. Trzymała kapsułki w prawej ręce, która teraz nieco się pochyliła. Przerzuciła je do lewej ręki. Podążył za nimi wzrokiem. — Nazywa się to Szybkie samochody. To nie jest powieść z cyklu Misery, wiem o tym. — Spojrzała na niego z nieznaczną dezaprobatą, ale tak jak i poprzednio była ona zmieszana z uczuciem miłości. To było matczyne spojrzenie. — W XIX wieku nie było samochodów, niezależnie — szybkich czy jakichkolwiek innych! — Zachichotała z tego drobnego żarciku. — Pozwoliłam sobie również go przejrzeć..! Chyba nie masz mi tego za złe, co? — Proszę — jęknął. — Nie, ale proszę.... Jej lewa ręka przesunęła się ku dołowi. Kapsułki przetoczyły się po wnętrzu jej dłoni. Zawahała się, a potem przerzuciła kapsułki do prawej ręki. Zagrzechotały cichutko. — A gdybym go przeczytała? Gdybym przeczytała maszynopis twojej nowej powieści? Miałbyś mi to za złe? — Nie... Jego kości były potrzaskane, nogi jakby wypełnione ropiejącymi odłamkami potłuczonego szkła. — Nie... — Wysilił się na coś, co miało przypominać uśmiech. — Nie, oczywiście że nie. — Bo nigdy nie odważyłabym się tego zrobić bez twojego przyzwolenia — powiedziała z przejęciem. — Za bardzo cię szanuję. Prawdę mówiąc, kocham cię, Paul. Poczerwieniała nagle, zatrważająco. Jedna z kapsułek wypadła jej z ręki na pościel. Paul sięgnął po nią, ale była szybsza. Jęknął, lecz w ogóle tego nie zauważyła; kiedy schwyciła kapsułkę, znów powróciła do swojej nieodgadnionej postawy i przez chwilę w milczeniu spoglądała w stronę okna. — Twój umysł — powiedziała. — Twoja twórczość. Oto co ma dla mnie największe znaczenie. W rozpaczy, bo to było jedyne, o czym był w stanie myśleć w obecnej chwili, powiedział: — Wiem. Jesteś moją najzagorzalszą wielbicielką. Tym razem nie uśmiechnęła się. Po prostu zapłonęła uśmiechem. — Otóż to! — krzyknęła. — Właśnie. To jest to! I chyba nie miałbyś mi za złe, gdybym przeczytała tę twoją powieść właśnie w tym duchu, prawda? W duchu... miłości zagorzałej wielbicielki? Nawet jeżeli nie przepadam za innymi twoimi powieściami tak jak za cyklem o Misery? — Nie — powiedział i zamknął oczy. Nie. Zrób sobie ze stron tego maszynopisu papierowe czapeczki, jeżeli chcesz, tylko... Proszę... Ja tu zaraz umrę... — Jesteś dobry — powiedziała łagodnie. — Wiedziałam, że będziesz dobry. Już czytając twoje książki wiedziałam, że tak będzie. Człowiek, który mógł wymyślić Misery Chastain, a potem tchnąć w nią życie, nie mógł być inny. Po prostu nie mógł. Jej palce znalazły się nagle w jego ustach — były szokująco zażyłe, nieczysto serdeczne. Oczekiwane. Wyssał spomiędzy nich kapsułki i połknął je, zanim rozlewając część zawartości na pościel zdołał podnieść do ust szklankę z wodą. — Jak dziecko — powiedziała, lecz nie widział jej, bo oczy miał nadal zamknięte i czuł w ich kącikach kąsające żądła łez. — Ale dobrze. Jest tyle rzeczy, o które chciałabym cię zapytać — tak chciałabym wiedzieć. Sprężyny zaskrzypiały, kiedy wstała. — Będziemy tu we dwoje naprawdę szczęśliwi — powiedziała. Mimo że w tej samej chwili uczucie przejmującego przerażenia wdarło się do jego serca, Paul nadal nie otwierał oczu. 8 Dryfował. Nastąpił przypływ i on unosił się swobodnie na fali. Dryfował. W drugim pokoju grał telewizor, po jakimś czasie przestał. Czasami odzywał się zegar, a on próbował liczyć uderzenia, lecz zazwyczaj tracił rachubę. Kroplówka! To od tego masz te ślady na rękach. Podniósł się na jednym łokciu i sięgnął w stronę lampy. Po niedługim czasie udało mu się ją zapalić. Spojrzał na swoje ręce i w zgięciach łokci zobaczył blednące, zachodzące na siebie cienie w kolorze purpury i ochry — otwory wypełnione czarną krwią pośrodku każdego z siniaków. Położył się z powrotem, patrząc w sufit i nasłuchując wiatru. Był blisko szczytu Great Divide w samym środku zimy z kobietą, która nie miała wszystkiego po kolei, z kobietą, która podłączyła go pod kroplówkę, kiedy był nieprzytomny, z kobietą dysponującą najwyraźniej nie kończącym się zapasem prochów, z kobietą, która nie zdradziła nikomu, że znajduje się u niej w domu. Były to rzeczy ważne, ale z wolna zaczął zdawać sobie sprawę, że było coś o wiele ważniejszego
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.