WBosy miaBa rozpuszczone i skrcone dobr trwaB; wygldaBy jak czarna Niagara

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Dziewczyna u stóp króla nieboszczyka poBo|yBa kaset z pastelami i poprawiaBa sobie urod. WBa[nie teraz przed lusterkiem pocigaBa kontur oka oBówkiem, co[ jej nie pasowaBo, [cieraBa. Ja[ka zaciekawiBa si, bo takiego oBówka do oczu, |eby zaraz miaB te| gumeczk, do tej pory nie widziaBa. Nawet Wi[ka, familijny cud pikno[ci, nie posiadaBa takiego instrumentu. Tote| Janeczka zajrzaBa nieznajomej przez rami, aby pózniej opowiedzie siostrze ze szczegóBami o krakowskich osobliwo[ciach. Wi[ka przecie| zazdro[ciBa jej jak diabli: [wita w Krakowie, ho, ho, we Bbie si przewraca, a na wie[ nie Baska?  Kurde!  wrzasnBa ciemnowBosa pikno[, któr Jasia niechccy trciBa. OBówek drgnB, kreska si zakrzywiBa.  Wynocha std, bo dam w ryja! Ja[ka cofnBa si momentalnie nieco stropiona i wystraszona. SBownictwo jej nie zaskoczyBo, bo si od maBego osBuchaBa, ale chocia| niewiele j obchodzili ci martwi królowie le|cy gdzie[ tam w lochach pod spodem, troch si jej zrobiBo wstyd. Nie wiedziaBa z jakiego powodu, ale postanowiBa si odegra. Wycofujc si wic na bezpieczn odlegBo[ syknBa:  Takiego chomta kiedy[ by do króla nie pu[cili. Na strzelnic z t gb, nie na Wawel.  Ty gnoju!  z piknie podmalowanych oczu sypnBy si skry. Ludzie zaczli si oglda i chyba z wyrazn dezaprobat, bo czarna szybko pozbieraBa swe przybory i wyniosBa si w inne zakamarki. Janeczka, rada z siebie, czekaBa przy drzwiach wej[ciowych na swoje towarzystwo. Na szcz[cie przypomniaBa sobie, |e ma w kurtce torebk z ziarnem sBonecznikowym, wic zaczBa je Buska, aby gBód oszuka i czas zabi. Po dobrym kwadransie nadcignBy od strony kaplicy Zygmuntowskiej dziewczyny.  Ty ju| tutaj?  zdumiaBy si.  RozgldaBy[my si za tob. - Raz-dwa wszystko obleciaBam  pochwaliBa si Ja[ka. 114  A byBa[, przy królowej Jadwidze? O kurcz, znowu co[, co nale|aBo zwiedzi. Je|eli powie, |e nie, nie daruj, zacign. Ja[ka miaBa dosy Ba|enia. ChciaBa do domu. Je[.  Tak  odparBa jak najzwizlej. Kto sprawdzi? Byle nie zaczBy cign za jzyk, bo znów si zbBazni. SchodziBy w milczeniu z wawelskiego wzgórza, skupione i zamy[lone. W pewnej chwili Oliwka szepnBa do Aazanki, która szBa obok.  MówiBa[, |e ta Jasia z kamienia Bupanego, a zobacz, jaka ona wra|liwa, jak prze|ywa. Aazanka otrzsnBa si z zadumy. SpojrzaBa pobBa|liwie na cioteczn siostr.  Widzisz to, co chcesz zobaczy. W porzdku. Chtnie si omyl i zmieni zdanie. To w sumie niezBa dziewczyna, ale strasznie prymitywna. Je|eli si kiedy[ podcignie, mo|e odkryje, co naprawd ludzi Bczy i uczBowiecza. Do spodu gBupia nie jest. Tylko... nie wiadomo czy uzna, |e jej si to opBaca. W tym Bebku znajduje si licznik, który bije z zawrotn szybko[ci na wzór i w takt podobnych maszynek w otoczeniu. Oliwka spogldaBa jak na raroga.  Nie rozumiesz?  za[miaBa si cicho Aazanka.  Ju| Mickiewicz o tym pisaB:  Nikt nie zna jego |ycia, nie zna jego zguby, to samoluby". W oczach Oliwki bBysnBo zrozumienie. UjBa Aazank mocno pod rami. ZaczBy i[ do taktu tupic w chrzszczcym [niegu i recytujc: MBodo[ci! Tobie nektar |ywota natenczas sBodki, gdy z innymi dziel. Serce niebieskie poi wesele, kiedy je razem ni powi|e zBota
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. SkÅ‚adam siÄ™ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ… gównianego szaleÅ„stwa.