ďťż

Przycisnęła dłonie do skroni...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Nie chciała być sama. Nie zniesie tego. Nie wytrzyma dłużej, tak bardzo się boi. Boi się żyć. I boi się umrzeć. Szczękała zębami. Odeszła od drzwi, złapała się stołu. Strach był coraz silniejszy, przerodził siew panikę. Musi go odpędzić. Musi poczuć drugiego człowieka. Wszystko jedno kogo. Niemal bezwiednie skręciła do małego korytarzyka, podeszła do drzwi łazienki. Klamka ustąpiła. Ledwie weszła, otoczyły ją kłęby pary. Zamknęła za sobą drzwi, przywarła do nich plecami, z trudem łapała oddech. Stał do niej tyłem. Był za duży, za potężny do małej kabiny prysznicowej, przy każdym ruchu zawadzał o plastikowe zasłonki. Widziała zarys jego sylwetki przez tani materiał, ale żadnych szczegółów. Równie dobrze mógł tam być ktoś obcy. Zamknęła oczy. Zdjęła buty. Zdecydowanym ruchem ściągnęła przez głowę bluzę i podkoszulek. Miała na sobie cieniutki stanik z jasnozielonej koronki, ostatni kobiecy element w świecie kasków, butów z cholewkami i pił mechanicznych. Czuła, że to, co się dzieje, jest nieuniknione. Rozpięła pasek i zdjęła dżinsy, została w samych majteczkach, tego samego koloru co stanik. 245 Nogi się pod nią ugięły, więc złapała się umywalki. Jeśli nie poczuje przy sobie człowieka, załamie się. Kątem oka dostrzegła swoje odbicie w zamglonym lustrze nad umywalką. Widziała splątane włosy, zamazane rysy. Szum ucichł. Odwróciła się gwałtownie. Eric stał twarzą do łazienki. Zobaczył ją. Milczał. Powoli rozsunął drzwi kabiny. Zdjął z wieszaka ręcznik i coś jeszcze. Dostrzegła, że to jego przepaska na oko. Założył ją, chcąc oszczędzić Honey widoku zmasakrowanej twarzy. Potem wyszedł z kabiny i podszedł do niej. Podniósł ją, owinęła go nogami w biodrach. Przycisnął ją do ściany łazienki. - Jesteś gotowa? - zapytał miękko. Skinęła głową. Zamknęła oczy, gdy w nią wchodził. Przywarła do niego. Była taka spragniona, tak zdesperowana. Jej łzy spływały wzdłuż jego kręgosłupa. Obejmował ją mocno, czule gładził. Krzyknęła, a po chwili i on osiągnął spełnienie. Przyjęła na siebie jego ciężar, gdy wstrząsały nim spazmy. Potem delikatnie ułożył ją na podłodze. Oddychał ciężko, chrapliwie. Wyczuła, że chce ją przytulić. Odsunęła się szybko, nie patrząc na niego. Wyszła z łazienki i po chwili zniknęła w sypialni po drugiej stronie przyczepy. Kiedy wróciła po kilku godzinach, już go nie było. Nie został żaden ślad, oprócz kropli wody w kabinie prysznicowej. Wytarła je starannie, zanim wzięła kąpiel. Eric zacisnął dłonie na kierownicy, aż pobielały kłykcie. Dlaczego pozwolił, by kolejna nieszczęśliwa istota wdarła się jego życie? Chciał wyzwolić się od cierpienia, a nie pogrążać się głębiej. Chciał stąd uciec, ale nie był nawet w stanie wsadzić kluczyka do stacyjki. Miał ją przed oczyma. Duże, rozświetlone oczy, pełne, drżące usta. Boże, śnił o tych ustach, odkąd ponownie ją zobaczył. Miękkie zmysłowe, pociągały go z magiczną wręcz siłą. A nawet jej nie pocałował. Wątpił, by mu na to pozwoliła, gdyby spróbował. Wymarłe wesołe miasteczko okazało się nie miejscem zapomnienia, jak na to liczył, tylko piekłem. Co go w niej pociąga? Jest oschła, twarda, ponura i zawzięta, co w dziwny sposób kłóciło się z jej drobną sylwetką. Nawet robotnicy trzymali się od niej z daleka. Zbyt często już padli ofiarami jej ostrego języka. Zachowała się tak samo, jak podczas najgorszych chwil na planie serialu, przy kręceniu drugiej serii. 246 Wzniesienie roller coastera górowało nad drzewami. Nie wiedział, skąd się bierze jej obsesja na punkcie kolejki. Wiedział tylko, że nienawidzi, gdy trwa przyklejona do drewnianego kolosa, jakby byłajego częścią Przerażała go jej obsesja. Kim jest? Nie zagubioną dziewczynką spragnioną miłości, która kiedyś przypominała mu braciszka, ale nie jest też oschłą szefową w żółtym kasku. Czasami, gdy na nią patrzył, wydało mu się, że tuż obok stoi inna kobieta - roześmiana, pogodna, beztroska, z szeroko rozwartymi ramionami. Wmawiał sobie, że to iluzja, ale coraz częściej zastanawiał się, czy nie tak właśnie wyglądała za życia Dasha Coogana. Dzisiaj jej uroda nie dawała mu spokoju. Siła, cierpienie, wrażliwość. Mimo tego połączyli się jak zwierzęta, nie jak ludzie. Nawet gdy leżeli spleceni w uścisku, nie dali sobie nic, tylko wzajemnie się wykorzystali. Tylko że to się nie udało. Najbardziej przerażały go uczucia, które w nim budziła. Bowiem gdy trzymał w objęciach jej drobne ciało, ciało, które chciało od niego jedynie zaspokojenia seksualnego, czuł, jak jedna po drugiej znikają ochronne warstwy, którymi się otoczył. Był gotów na wszystko, byle ją pocieszyć. Zapatrzył się w okno niewidzącym wzrokiem. Zdawał sobie sprawę, że powinien stąd odejść, i wiedział jednocześnie, że zostanie. Nigdy więcej jednak nie pozwoli, by zakradła się za jego parawany ochronne - nie ma siły, by znosić czyjeś cierpienie. Podobno jest najlepszym aktorem swego pokolenia; czas to udowodnić
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.