ďťż

Będziemy sobie ściskać dłonie i całować się na pożegnanie...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Zapomnimy o kłótniach, zazdrościach i złośliwościach. Zostaną nam w pamięci tylko kawały, śmiech, chwile olśnienia. Na tym właśnie polega magia tego świata... — objął patetycznym gestem całą scenerię studia, po czym ukłonił się nisko i oddalił w pośpiechu, aby porozmawiać z kamerzystami. Daphne, lekko speszona ostatnim występem reżysera, przyglądała się w milczeniu kręcącym się tam i z powrotem pracownikom pomocniczym: statystom, garderobianym, operatorom światła i dźwięku, zajętym jakimiś tajemniczymi czynnościami. W końcu o siódmej trzydzieści cała ta krzątanina raptem się nasiliła, napięcie wzrosło tak, że niemal wyczuwało się je w powietrzu, i Daphne słusznie odgadła, że teraz już wszystko zacznie się na dobre. Właśnie w chwili gdy owo ożywienie w studiu osiągnęło szczyt, spostrzegła wychodzącego z garderoby mężczyznę. Miał na sobie trykotową koszulkę, na bose stopy włożył tenisówki, a blond włosy opadły mu na czoło zupełnie jak u chłopca. Przemierzał niespiesznie halę, kierując się w stronę Daphne. Ruchy miał niezbyt pewne, wręcz sprawiał wrażenie nieco onieśmielonego. Wreszcie usiadł w fotelu, który przedtem zajmował Howard Stern. Popatrzył na Daphne, na plan, znowu na Daphne, wciąż niespokojny i napięty, więc uśmiechnęła się do niego na znak, że rozumie jego nastrój, zastanawiając się równocześnie, kim może być. — Podniecające, prawda? — nic innego nie przyszło jej do głowy, lecz on natychmiast podchwycił z pewnym rozbawieniem: — Owszem, pewnie tak. — Miał oczy koloru głębokiego zielonego morza. Było w nim coś znajomego, ale Daphne nie mogła uchwycić co to takiego. — Zawsze przed pierwszymi zdjęciami zaczyna mnie boleć brzuch. Choroba zawodowa, jak przypuszczam — wzruszył ramionami i wyjął z kieszeni cukierek, który od razu włożył do ust. Zaraz jednak z zakłopotanym wyrazem twarzy, jakby zawstydzony nietaktem, jaki popełnił, ponownie sięgnął do kieszeni i wyciągnął drugi cukierek dla Daphne. — Dziękuję. — Ich oczy się spotkały i Daphne poczuła, że się rumieni. Patrzył na nią z nie ukrywanym zachwytem. — Jest pani statystką? — Daphne potrząsnęła przecząco głową, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Nie chciała wyjawić, że jest autorką scenariusza napisanego na podstawie własnej powieści, w obawie, że zabrzmi to pretensjonalnie. Ale on nie czekał już na odpowiedź, pochłonięty obserwowaniem ostatnich przygotowań w studiu. Nagle podniósł się nerwowo i odszedł. Gdy wrócił, spojrzał na nią z chłopięcym uśmiechem. - Czy mogę przynieść pani coś do picia? — Daphne przytaknęła z wdzięcznością. Barbara wyruszyła już dwadzieścia minut temu na poszukiwanie dwóch filiżanek kawy, a na planie nadal nie działo się nic, co wymagałoby jej udziału. — Wielkie dzięki. Oddałabym prawą rękę za łyk gorącej kawy — w hali zdjęciowej hulały przeciągi i było zimno. — Z cukrem i śmietanką? — Odpowiedziała skinieniem głowy. Już po chwili zjawił się z dwoma wielkimi parującymi kubkami, na których widok Daphne napłynęła ślinka. Popijając kawę małymi łyczkami, zastanawiała się, kiedy w końcu zaczną kręcić film. W pewnej chwili zerknęła na swojego sąsiada i dobroczyńcę i spostrzegła, że ciągle patrzy na nią swoimi niesamowicie zielonymi oczami. — Jest pani bardzo piękna, wie pani o tym? — zarumieniła się znowu, a on dodał z uśmiechem: — I nieśmiała. Lubię takie kobiety — podniósł do góry wzrok i roześmiał się sam z siebie. — Ależ głupstwa plotę. Zupełnie jakbym miał do czynienia z setkami dziennie. — Czyż nie tak jest tutaj ze wszystkimi? — pytanie było nieco naiwne, więc zaśmiali się oboje. Wydawał się wyraźnie zainteresowany Daphne. Wyczytał w jej oczach, że jest inteligentna i bystra i że z pewnością nie należy do kobiet, które łatwo dadzą się podejść, choćby ktoś bardzo się o to starał. — Nie, ze wszystkimi nie. Można jeszcze spotkać w tym mieście paru przyzwoitych ludzi, nawet w naszej branży... mam nadzieję. — Dopił kawę i odstawił kubek. — Proszę powiedzieć mi coś o sobie. Jestem ogromnie ciekawy, co pani tu robi? Wybiła godzina szczerości, pomyślała Daphne. — Napisałam scenariusz. To mój pierwszy w życiu, więc wszystko tutaj jest dla mnie nowe. Teraz był już naprawdę bardzo zaintrygowany. — W takim razie pani jest Daphne Fields — rzekł z przejęciem
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.