ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Przekręciłem kluczyk, zapaliłem silnik, wrzuciłem pierwszy bieg i puściłem sprzęgło. Coś chrupnęło i samochód gwałtownie zniosło w prawo. Znowu coś chrupnęło. Wcisnąłem rozpaczliwie hamulec. Rosynant znieruchomiał, przechylony na bok. Wyskoczyłem i obiegłem go dookoła.
- O, koła odpadły - zauważyła Malwina.
Miała rację. Nasz wierny pojazd stał oparty podwoziem o ziemię. Koła odleciały, gdy ruszałem.
- Wykręcili nam śruby? - zapytał szef.
Wszyscy wysiedli.
- Podnieśli wóz lewarkiem i przepiłowali obie osie - powiedziałem. - Nacięli głęboko - kopnąłem ze złością koło. - Póki staliśmy, jeszcze się trzymały. Przy próbie ruszenia złamały się obie...
- Co robimy? - zapytał Piotrek. - Tego się chyba nie da zespawać?
- Raczej nie, spaw jest z reguły kruchy, szybko by się znowu złamały - powiedział szef. - A przy dużej szybkości mogłoby się to skończyć tragicznie... Naprzeciwko widziałem warsztat samochodowy. Pójdę, zobaczę, może da się ściągnąć jakąś pomoc. A wy tu na mnie poczekajcie...
Poszedł drogą. Siedliśmy na omszałym pniu drzewa.
- Może nam pan coś opowiedzieć o tym zamku? - zapytała Malwina.
- Szczerze powiedziawszy, wiem niewiele - uśmiechnąłem się. - Sądząc ze zwieńczenia murów, wzniesiono go gdzieś na przełomie XVI i XVII wieku...
- Od początku XV wieku ta wieś jest notowana w źródłach pisanych - odezwał się Piotrek. - Początkowo należała do Krupskich herbu Korczak.
Spojrzałem na niego zaskoczony.
- Czytałem o tym, gdy wczoraj grzebaliśmy w archiwach - uśmiechnął się. - To jeden z najcenniejszych zabytków w tej okolicy.
- No, to opowiadaj - uśmiechnąłem się szeroko.
- W końcu XVI wieku istniał tu dwór obronny Krupskich. Ci jednak sprzedali wieś Pawłowi Orzechowskiemu herbu Rogala, wojewodzie chełmskiemu. On w miejscu dworu obronnego wzniósł ten właśnie warowny zamek. Od północnego zachodu pod samą warownię podchodził staw, który obecnie bardzo się zmniejszył... A naokoło zamku biegła fosa.
- Niewykluczone, że ten błotnisty rów to jakieś jej pozostałości - zauważyłem.
- Zamek ucierpiał poważnie podczas wojen szwedzkich - kontynuował nasz młody przyjaciel. - W połowie XVII wieku przeszedł w ręce rodziny Niemiryczów...
- Potem kupili go Rejowie - uzupełnił pan Tomasz.
Nie zauważyliśmy, jak nadszedł. - Nie było ich stać na odbudowę zrujnowanej twierdzy, więc porzucili ją, wznosząc około 1779 roku ten oto uroczy dworek - wskazał budowlę majaczącą wśród drzew za bramą.
Razem z szefem przyszedł mechanik w drelichowym kombinezonie. Obejrzał przecięte osie. Zmierzył suwmiarką średnicę osi, a potem centymetrem długość.
- Będzie pasowała oś od snopowiązałki - powiedział - ale będzie problem z dopasowaniem jej do silnika... - podniósł maskę i zbadał rozstaw.
- Nie da rady... - westchnął. - Choćbym chciał - splunął. - No i przeleciała forsa koło nosa - dodał zupełnie szczerze. Poskrobał się po głowie.
- Chyba żebym tylną oś dał od snopowiązałki - powiedział odkrywczo.
- Wóz ma napęd na cztery koła - wyjaśniłem.
- To się zdemontuje. Chodzi o to, żeby się tył toczył. A od przodu zaczepię o lawetę i zaciągnę wam do Lublina, a jak trzeba, nawet do Warszawy. Tam kupicie nowe osie i wam założą...
- Dobrze - kiwnął głową pan Tomasz. - W takim razie zamawiamy odholowanie do Lublina.
- Robota będzie ciężka - mruknął. - Stąd się go nie da ruszyć bez wymiany... Trzeba będzie przynieść tu lewarki, założyć zabezpieczenie pod spód, nawet dźwigu się nie da użyć... - poskrobał się raz jeszcze po głowie. - Z sześć godzin pracy na dwu - ocenił. - Może jedźcie do Lublina, a my to wszystko zrobimy i odholujemy jutro? - zaproponował wreszcie.
- W porządku - kiwnąłem głową. - Ile to będzie kosztowało?
Mechanik wymienił sumę. Była dość wysoka, ale biorąc pod uwagę rozmiar prac, nawet umiarkowana.
- No, to na przystanek - zakomenderował pan Tomasz.
Poszliśmy. Siedliśmy na kamieniach przed budyneczkiem i zaczęliśmy czekać.
- Coś mi świta - powiedziałem. - Chyba mam związek między miejscami, w których buszują nasi przeciwnicy.
- Tak? - zainteresował się pan Tomasz.
- Paweł Orzechowski. Budowniczy zamku w Krupem i właściciel pobliskiej Krynicy - rzuciłem odkrywczo.
Spojrzeli na mnie zaskoczeni.
- Faktycznie - mruknął Piotrek. - Jak mogłem o tym nie pomyśleć...
- Poza tym rodzina Rejów - dodałem. - To wiąże zamek w Krupem z Rejowcem, gdzie też buszowali.
- Ale widzę tu jeden problem - zauważył Pan Samochodzik. - Jak powiązać przedstawicieli tych dwu rodów z osobą szwedzkiego jeńca i Pilipem Semenowiczem.
Zapadło milczenie. Wreszcie ja zaryzykowałem teorię.
- A może Pilip Semenowicz zaciągnął się na służbę do któregoś z tych łudzi?
- To prawdopodobne, ale pozostaje w sferze hipotez - pan Tomasz zastanawiał się głośno. - Kozacy niechętnie szli na służbę do polskich szlachciców. Cenili sobie niezależność..
|
WÄ
tki
|