ďťż

- Nie wywołają reakcji nuklearnej? - Nie...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Powtarzam, Mikę Three Five, możesz strzelać. Wszystko w porządku. - Harry zerknął na Giba, zakrył dłonią mikrofon i dodał: - Mam nadzieję. Pierwszy harrier leciał tuż nad powierzchnią wody. Drugi śmignął w górę. Każdy wystrzelił dwa mavericki i zszedł z pierwotnego kursu, by uniknąć spotkania z nadlatującymi stingerami. Seria wybuchów targnęła mostem. Zgrzytnęły filary, w jezdni utworzyła się ogromna wyrwa. Część autostrady, wraz z pierwszą ciężarówką, osunęła się do wody. Kierowca, ostatniego samochodu wcisnął pedał hamulca i z wrzaskiem błagał Najwyższego o pomoc. Siedzący obok wojownik Jihadu także wbił nogi w podłogę. Przednie koła pojazdu zawisły w próżni... Ciężarówka cudem stanęła. Lekko kołysała się na krawędzi wyrwy. Obaj mężczyźni wstrzymali oddech. Samochód pochylił się do przodu. Jeden z męczenników pilnujących głowicy głośno dopytywał się, co zaszło. - Nie ruszać się tam z tyłu! - wrzasnął kierowca. Zabiję każdego, kto będzie głębiej oddychał! Samochód powoli, lecz pewnie opadł na tylne koła. Kierowca płakał ze szczęścia. W tej samej chwili pojawił się pelikan, ciężki od porannego posiłku i szukający chwilowej przystani. Opadł na maskę ciężarówki. Wyglądał jak wielka maskotka. Pojazd zazgrzytał. - Złaź! Znikaj! - darł się kierowca. Rak tępo spojrzał w jego stronę. Arab wyrwał z kabury pistolet i strzelił przez szybę. BAM! BAM! BAM! Pelikan zmienił się w wirującą kupę pierza, lecz było już za późno. - Aaaaaaaach! - zawył kierowca. - Aaaaaaaach! - wrzasnął jego partner. - Aaaaaaaaach! - zawtórowali im siedzący z tyłu. Samochód zsunął się z mostu i po dwudziestometrowym locie uderzył w betonowe fragmenty przęsła. Stanął w płomieniach. - Dobry strzał, Mikę Three Five - zawołał Harry. Czekajcie na dalsze polecenia. - Tak jest, Bright Boy One. Harry spojrzał w stronę czarnej limuzyny, pędzącej z dużą prędkością w kierunku wyrwy. Nie wierzył, by kierowca zdołał wyhamować, zwłaszcza że gęsty dym ograniczał widoczność. Odwrócił głowę. - Gib! — krzyknął. Akbar bezskutecznie tłamsił krótkofalówkę. - Hakim! Akbar! Co z wami? Półtora kilometra dalej wznosił się w niebo słup smolistego dymu. Juno popatrzyła w tamtą stronę. Miała rację, że kazała Akbarowi trzymać się z tyłu. Jednak popełniła błąd, że odwróciła, oczy od zakładniczki. Helen chwyciła, ją za rękę trzymającą pistolet. Zaczęły się szamotać. Juno strzelała na oślep, ogłuszający huk wypełnił wnętrze pojazdu. Akbar skrzywił usta. Zdjął rękę z kierownicy i sięgnął za siebie, by uspokoić walczące kobiety. Zdołał zaledwie zerknąć w tył, gdy Juno przypadkowo wepchnęła mu lufę pistoletu wprost w oko. Mózg prysnął na szybę i deskę rozdzielczą. Akbar, zwolniony nagle z funkcji kierowcy, osunął się na drzwi, lecz jego ciężka stopa wciąż spoczywała na pedale przyśpieszenia. - O Boże! - wrzeszczała, Juno. - Ty głupia dziwko! Helen nie zaprzątała sobie głowy problemem, co będzie z dalszą jazdą. Nie ustawała w tytanicznych wysiłkach, by wyrwać broń z rąk przeciwniczki. Samochód otarł się o barierę. Trysnęły iskry. Juno i Helen stały we wnętrzu pojazdu, ich wysoko uniesione dłonie wystawały przez otwór w dachu. Juno uderzyła przegubem w ostrą krawędź. Pistolet odbił się od blachy i upadł na szosę. Limuzyna łupnęła bokiem w barierę dzielącą pasma ru chu. Sczepione ze sobą kobiety opadły na fotel. Helen usiadła na przeciwniczce i chwyciła ją za włosy. Tłukła kształtną głową Junony o wszystko, co twarde. Telefon, wierzch lodówki, uchwyt do szklanki. Sięgnęła po butelkę szampana, by jednym uderzeniem zakończyć walkę, lecz w tej samej chwili kątem oka spostrzegła nowe niebezpieczeństwo. Czterysta metrów dalej most się urywał. Juno także wlepiła wzrok w szybę. - Boże, Boże... Z jękiem przetoczyła się na przednie siedzenie i próbowała odepchnąć Akbara, lecz równie dobrze mogłaby szarpać worek z cementem. Wsunęła nogę pod kierownicę i usiłowała sięgnąć stopą do hamulca... Helen usłyszała łoskot nadlatującego śmigłowca. Podniosła głowę. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Harry. Żył. Wisiał uczepiony płozy helikoptera i wyciągał rękę w jej stronę. - Harry! - krzyknęła uszczęśliwiona. Wspięła się na foteli wysunęła głowę i ramiona przez otwór w dachu. Tasker wyprężył się jak struna, by jej dosięgnąć. Gib stał w drzwiach kabiny i wrzeszczał do pilota: - Niżej! Niżej! Pilot niechętnie usłuchał wezwania. Bał się, że zaczepi płozą o samochód, co przy tej szybkości groziło kapotażem. Zszedł kilka centymetrów, lecz słysząc gwizd powietrza szarpnął drążkiem. Po chwili ponowił próbę. Harry wyciągnął rękę. Helen wyciągnęła rękę. Złączyli dłonie... TRZASK! Limuzyna znów uderzyła w barierę. Helen zatoczyła się na drugi bok wozu. Samochód gnał dalej. - Wracaj nad dach! - zawołał Gib do pilota. Juno z całej siły szarpnęła ciałem Akbara. Trup poleciał w przód, upadł twarzą na brzuch kobiety i przycisnął ją do fotela. Juno podniosła wzrok i zobaczyła, że koniec mostu pędzi w jej stronę z zawrotną szybkością. Harry, ręką i nogą zaczepiony o płozę, ponownie wyciągnął dłoń. - Dalej, Helen! Dasz radę! - krzyknął. Helen wczepiła się w jego ramię. Harry dźwignął ją w chwili, gdy limuzyna szerokim łukiem poszybowała w powietrzu, unosząc ze sobą Akbara, Junonę i krzyk przerażenia. Śmigłowiec minął plamę wody, po czym znów znalazł się nad mostem. - Nic się nie bój, kochanie! - wołał Harry
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.