ďťż

Temat wywołał zażartą dyskusję...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Wi downia, włączając i mnie, zdecydowanie opowiadała się za pięciocentymetrowym. Vincent przesunął się na krześle i rzucił szorstkie spojrzenie w stro nę Rotha, ale pułkownik tylko się zaśmiał. - Niech się pan nie obawia, Hart. Oczekujemy tylko, że dostaniemy pańskie mapy. Przyznaję, że nawet bym o panu nie pomyślał, gdyby or- " Celowo przekręcone przezwisko Starlight, dosłownie znaczy: gwiezdny blask (przyp. tłum.). 116 dynans nie wspomniał o naprawach, które pan ostatnio prowadził przy rogatce Birmingham. - O tak. Drogi były doprawdy w strasznym stanie. Dziury takie, że kareta z czwórką koni by się zmieściła, a tu ani pensa na nowy żwir, dopóki hrabia Kenilworth nie przegryzł sobie języka, jadąc tamtędy pewej deszczowej niedzieli. Nagle wszystko zostało załatwione od ręki. ołożono wszelkich starań, by jak najszybciej wyrównać nawierzchnie. Boże! Musiałem zatrudnić więźniów, by uzupełnić siłę roboczą. Wróć my jednak do map. - Z fałszywą skromnością spuścił upudrowane rzę[sy. - Są z pewnością najlepsze, jakie pan znajdzie. Powiedzą wszystko nie tylko o drodze, ale i o sąsiednim terenie. Gdybym mógł wstąpić naj pierw do biura, oczywiście przyniósłbym je ze sobą, ale pan nalegał, bym przyszedł wprost tutaj - podkreśla! wymowę swych słów. zatacza jąc ósemki widelcem. - 1 teraz muszę posłać swojego człowieka, Dudleya, żeby je przyniósł. ~ Tego kalekę? - spytał Vincent. - Rzeczywiście trochę utyka - przyznał Hart. - Nie umniejsza to jednak bystrości umysłu, jaką wykazuje. I sam przyznaję, że jego zdol ności malarskie pozwalają nam żądać wysokiej ceny za rysunki i kopie. Nie znajdzie pan precyzyjniejszego oka i zręczniejszej ręki w oddawa niu na gorąco piękna natury za pomocą farby i tuszu. - Bardzo na to liczę, bo naszym celem jest schwytanie na gorącym uczynku kapitana Starlighta - oświadczył Roth. - A do tego musimy znać każdą kępę drzew, każdą grupę skał, możliwą kryjówkę. - To oczywiste. -Tyrone sprawiał wrażenie, jakby cale jego zainte resowanie skupiło się na jabłku, które przekrawa. Renee znów dostała zawrotów głowy. Oto Roth już po raz drugi znajdował się pół metra od swej zwierzyny, a co więcej w błogiej nieświadomości naradzał się, jak ją zwabić w pułapkę. - A gdzie, jeśli wolno spytać, oczekuje pan, że to ostateczne roz strzygnięcie nastąpi? - Nie potrafię precyzyjnie określić - odparł Roth. - Ale może się pan założyć ze mną o dużą sumę. jeśli wola, że przestępca zostanie ujęty w granicach tej parafii przed upływem dwóch tygodni. - Doprawdy intrygujące. I ekscytująco niejasne. - Ta niejasność jest konieczna. Dobrych dwadzieścia miejsc w pro mieniu kilku kilometrów od Harwood House i kilkunastu od Coventry daje idealne warunki na zasadzkę. Korzystając z pańskiej pomocy, chce my się dowiedzieć, który z tych punktów powinien Starlightowi wydać się najlepszy, to znaczy będzie zapewniać mu.naiwięcej.drćg ucieczki. - Ale dlaczego, na Jowisza, przypuszcza pan, ze on zaatakuje tę kon kretną karetę na konkretnej drodze, w konkretną noc? Jak mi się zdaje, dotychczas rabuś zawdzięczał swe powodzenie nad wyraz irytującej nieprzewidywalności. - Ufam, że tym razem chciwość przeważ}' nad ostrożnością. Przy nęta, którą mu podsuwamy, jest zbyt kusząca, by się jej oparł. - Ach, rozumiem. No oczywiście... - Tyrone zamilkł na dłuższą chwilę, by językiem usunąć kawałek jabłka z podniebienia. - Naturalnie zrobię, co zdołam, żeby udzielić wsparcia. Z całego serca będę się stara! rozumować jak zbójca. - Przyznaję, że to spory wysiłek - rzekł Roth, znów się uśmiecha jąc.-Ale jeśli potraktuje pan tę sprawę bardziej jako grę... - Grę? - Upudrowanc brwi nagłe się podniosły, a koniuszki palców zatrzepotały z zachwytu. - Czy dobrze zgaduję, że zdobędę nagrodę? Vincent zaklął i poderwał się z krzesła. - Ja ci dam nagrodę, ty przeklęty pajacu! Pozwolę ci zatrzymać twoje zęby. - Cisnął na stół płócienną serwetkę i wlepił wzrok w Rotha. Możemy zamienić słówko na osobności? - Za pięć minut, dobrze? - Nie. - Roth przyglądał się, jak Vincent odchodzi poirytowany od stołu. - Przepraszam. Podejrzewam- że wszystkim nam brakowało snu ostatniej nocy. To nie powinno zabrać dużo czasu. Pułkownik z wyrazem niezadowoleniem wycofywał się z pokoju w ślad za Vincentem. Drzwi zatrzasnęły się za nimi i nerwowe kroki na drewnianej podłodze odbiły się echem w całym korytarzu. Chociaż od głosy przycichły, Renee i Tyrone ani drgnęli. On miał oczy utkwione w drzwiach, ona w jego twarzy, zafascynowana widokiem rysów odprę żających się po udawanej afektacji. Zegar w pobliżu odmierzał sekund). Renee w końcu odzyskała mowę, ale siowa wypowiadała z wysiłkiem, głosem łamiącym się z gniewu i zdumienia. - Nie mieści mi się w głowie pańska zuchwałość, monsieur- wysy czała. - Przyjść tutaj, w takim przebraniu! Udawać nadzorcę dróg! Czy dotąd nikt niczego nie odgadł? - Nikt w ciągu ostatnich czterech lat, odkąd kupiłem to stanowisko przyznał ponuro. - I to nie był mój pomysł, żeby tu przyjść, manrselle. Ledwie zdążyłem wejść do domu tylnymi drzwiami, kiedy oni zaczęli się dobijać do frontowych. Z nerwów straciłem pięć lat życia, kiedy powóz skręcił w pani uliczkę, bo nie zostałem wcześniej poinformowany, dokąd się udajemy. Zanim odgadłem, było za późno, żeby zrobić cokolwiek, nie wzbudzając podejrzeń. - Dla większego efektu zamilkł na chwilę. - Jest 118 \\ naprawdę przykro, Renee. Z pewnością bym ci z tego oszczędził, gdymógł. Chociaż, muszę przyznać, świetnie się zachowałaś. Lepiej niż sam, daję słowo, bo obawiam się, że wypociłem plamy na spodniach. - Omal nie zemdlałam. Mało brakowało, żebym nie wydała pana na różnych sposobów. - Ale nie wydałaś - mruknął. - Byłaś bardzo dzielna i rozpaczliwie ragnę cię pocałować teraz, zaraz. Spojrzała na niego przerażona. - Nie wolno panu mówić takich rzeczy. Ani nawet pomyśleć. Doitecznie trudno jest siedzieć tutaj, patrzeć na pana i wiedzieć... - Przepęła ślinę i mocno zacisnęła powieki. - Nie miałem sposobu, by cię ostrzec. - Odczekał chwilę, a kiedy ;iąż nie otwierała oczu. przysunął się do niej lekko. - Courage, ma ifile. Odwagi, chyba nie osuniesz się teraz zemdlona w moje objęcia? Popatrzyła na Tyrone^. Słońce padało na jego profil
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.