ďťż

Emma otarła dłonią oczy i pani Edwards, widząc ten gest, zmieniła temat na inny, mniej dla wszystkich przykry...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Nie mającym nic do roboty – prócz oczekiwania godziny wyjścia na bal – młodym damom popołudnie dłużyło się niemiłosiernie. I choć panna Edwards skarżyła się na zbyt wczesną porę, o jakiej jej matka zdecydowała się opuścić dom, wyczekiwano tej godziny z utęsknieniem. Wniesienie o siódmej herbaty przyjęto z niejaką ulgą. Szczęśliwie też państwo Edwardsowie zawsze wypijali dodatkową filiżankę i zjadali dodatkową bułeczkę, jeśli się spodziewali, że do późna zabawią poza domem, tak więc ceremonia przeciągnęła się niemal do chwili wyjścia. Nieco przed ósmą usłyszano przejeżdżający ulicą powóz Tomlinsonów, co zawsze było dla pani Edwards sygnałem, że czas wyruszać. W ciągu kilku minut całe towarzystwo przeniosło się tedy z cichego, ciepłego i przytulnego salonu do zatłoczonego, wypełnionego wrzawą i przeciągami obszernego holu hotelowego. Pani Edwards, dbając troskliwie o własną suknię, z jeszcze większą troską zadbała o właściwe osłonięcie ramion i gardeł swych młodych podopiecznych. Z tego też powodu od razu poprowadziła je szerokimi schodami na górę, choć nie słychać było jeszcze żadnych odgłosów balu – prócz mile pieszczących uszy pierwszych dźwięków skrzypiec. Panna Edwards, która ośmieliła się z niepokojem dopytywać, czy wiele osób już przyjechało, została przez kelnera poinformowana, że – tak jak się tego spodziewała – „jedynie rodzina pana Tomlinsona jest już na sali”. Przechodząc krótką galeryjką, która wiodła ku mieniącej się światłami sali balowej, Edwardsowie natknęli się na młodego człowieka w codziennym ubraniu i długich butach. Stał w drzwiach pokoju wyraźnie czekając, aż się zbliżą. – Ach, pani Edwards, jakże się pani miewa? Witam, panno Edwards! – zawołał swobodnie. – Widzę, że jak zwykle przybywacie na czas. Właśnie zapalono świece. – Jak pan wie, panie Musgrave, lubię zająć sobie dobre miejsce przy kominku – odrzekła pani Edwards. – Właśnie idę się przebrać – oznajmił młodzieniec. – Czekam tylko na mojego niemądrego lokaja. – Będziemy mieć wspaniały bal, przyjadą nawet Osborne’owie. Możecie mi państwo wierzyć w to, co mówię, gdyż nie dalej jak dziś rano osobiście rozmawiałem z lordem Osborne’em. Towarzystwo ruszyło dalej. Atłasowa suknia pani Edwards omiotła czystą posadzkę sali balowej, kiedy jej właścicielka sunęła ku znajdującemu się w przeciwległym końcu komnaty kominkowi. Siedziała przy nim na razie tylko jedna rodzina. Kilku oficerów przechadzało się wspólnie, zaglądając co rusz do przyległego do sali pokoju, przeznaczonego do gry w karty. Powitanie z bliskimi sąsiadami wypadło nad wyraz sztywno, kiedy zaś wszyscy na powrót usiedli na swoich miejscach, Emma zapytała szeptem pannę Edwards: – Ten dżentelmen, którego minęłyśmy w przejściu, to pan Musgrave, czyż nie? Słyszałam, że jest niezwykle miły. – Tak... – odrzekła z wahaniem Mary Edwards. – Wiele osób bardzo go lubi, ale my nie znamy go zbyt blisko. – Jest również bogaty, prawda? – Ma dochód wysokości ośmiuset czy dziewięciuset funtów rocznie, jak sądzę. Wypłacano mu go już wtedy, gdy był bardzo młody, i moi rodzice twierdzą, że to raczej go zmanierowało. Pan Musgrave nie należy do ich ulubieńców... 10 Chłód i pustka sali oraz pełne powagi zachowanie małej grupki pań poczęły powoli znikać. Dał się słyszeć ożywczy turkot innych powozów, stale przybywało też dostojnych matron oraz pięknie ubranych dziewcząt. Co pewien czas jakiś świeżo przybyły dżentelmen, nie dość zakochany, by trwać przy wybrance serca, umykał do pokoju gry. Wśród coraz liczniejszych oficerów znalazł się jeden, który z empressement podszedł do panny Edwards. – Jestem kapitan Hunter – przedstawił się śmiało towarzyszącym jej osobom. Emma, która uważnie obserwowała twarz Mary, spostrzegła w owej chwili, że dziewczyna wygląda na zaniepokojoną, ale pojawienie się młodzieńca bynajmniej nie jest jej niemiłe. Słysząc zaś, jak oficer rezerwuje dla siebie dwa pierwsze tańce, uznała, że jej brat Sam nie powinien już żywić żadnych nadziei. W tym samym czasie samą Emmę także obserwowano – i podziwiano. Nowa twarz – i to w dodatku tak piękna – nie mogła pozostać nie zauważona
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.