Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Ta koszula za krótka jest, by przyjaciela w niej kopaæ. To co, uk³adamy siê po nowemu?
- Dudkaj siê!
- Nie mam jak. - Westchn±³, pomy¶la³ chwilê. - Ognia paliæ nie bêdziemy?
- ¯eby nas wywêszyli? Ani mi siê ¶ni.
- To w³a¼ w ¶rodek. To, co o zamieszkiwaniu z trupem mówi³a¶, ciebie te¿ dotyczy. Jak mi tu
zemrzesz, to bêdê mia³ problemy.
- Nie zemrê.
- Mo¿esz jak teraz le¿eæ, psi± mod± nogi nam w±chaj±c, nic mi do tego. Ale w ¶rodku. - ty mnie
od suk nie wyzywaj, dobrze? Bo wstanê i siê rozgrzejê, ucz±c ciê dobrych manier trzonkiem od
siekiery.
- O psach mówi³em, a nie sukach. W przyjacio³ach mêsk± jeno naturê zwyk³em postrzegaæ, a ¿e siê na
przyja¼ñ umówili¶my...
- Na nic siê nie umawiali¶my! - zawo³a³a rozz³oszczona. - Powiedzia³am Je¶li". Je¶li nie wrogiem
mi jeste¶, k³amc± i zdrajc± pod³ym, to mo¿e kiedy¶, w najlepszym razie, dojdziemy do przyja¼ni. I
nigdzie dalej. To "nigdzie dalej" by³o sensem wypowiedzi, nie za¶ przyja¼ñ. Do zaprzyja¼nienia siê
ze mn± to nawet w po³owie drogi nie jeste¶, czarokr±¿co zarozumia³y.
- Twój niezrozumia³y upór zmusza mnie do postawienia niezrêcznego pytania. Na wstêpie chcê
zaznaczyæ, ¿e odpowied¼, jaka by nie by³a, nic raczej miêdzy nami nie zmieni. Tak s±dzê. Bo ciê
lubiê za to, jaka jeste¶ i co robisz, a nie za to, kto ciê p³odzi³ i rodzi³.
- Hê? - Znowu siê unios³a, by podejrzliwie zerkn±æ mu w twarz. Debren doszuka³ siê jeszcze jednej
zalety w koszuli Krblika. Choæ d³uga, nie by³a zanadto obszerna i ¶licznie siê uk³ada³a na
stercz±cej w bok dziewczêcej piersi. Widok trochê bola³, ale by³ to przyjemny ból.
- Jeste¶ syren±, Lenda? Pó³krwi choæby? Albo po której¶ z babek?
Liczy³ siê z kopniêciem owiniêt± w brudn± onucê stop±. Ale zamiast kopaæ, zastanawia³a siê. Chyba.
Mimo wszystko by³o ciemno i przez ten kaptur na g³owie w³a¶ciwie nie widzia³ jej twarzy.
- Nie - powiedzia³a wreszcie. - Co¶ jeszcze ciê interesuje?
- To nie pusta ciekawo¶æ - wyja¶ni³. - S± rzeczy, o które pytam, choæ nawet w po³owie drogi nie
jestem. Ale ¿eby tê drug±, wiêksz± po³owê przej¶æ, oboje ¿ywi musimy pozostaæ. St±d moje
zainteresowanie. Gdyby¶ mia³a w so-3ie zimn± syreni± krew, nie musia³bym siê martwiæ o to, :e nerki
sobie przeziêbisz i p³uca. I dziecko.
- ¯e co?!
- Nie chcia³em tego tematu poruszaæ, bo wprawianie v zak³opotanie przyjaciela, choæby
po³owicznego, mnie nie bawi. A ty z zachodniej czê¶ci ¶wiata siê wywodzisz, warto¶ci tradycyjne
ceni±cej, gdzie na pannê ju¿ nie to, ¿e z dzieckiem, ale bez wianka choæby, wylewaj± z lubo¶ci±
nocniki.
- Wiesz o dziecku? - zapyta³a do¶æ nijakim tonem. -Jakim cudem?
- Piekmuth wspomnia³, ¿e z dwóch pasa¿erek jedna jest przy nadziei. Pierwsz± znalaz³em i ta nie
by³a. -Przerwa³. - To... ten Boszko? To z nim...? - Milcza³a, przygl±daj±c mu siê zza maski cienia.
Powoli, dopiero teraz, cofn±³ palce z jej ³ydki. Zdoby³ siê te¿ na u¶miech. -Mi³± mia³ twarz. Nawet
jak po ojcu dziecko rysy odziedziczy, nie po tobie, to urodziwe bêdzie. Wiêc dbaj o nie, nie
wystawiaj bez potrzeby ty³ka na mróz.
- Dzielnie to znios³e¶ - powiedzia³a cicho. Debren u¶miechn±³ siê g³upio, nie maj±c pojêcia, jak
skomentowaæ tê uwagê. Na szczê¶cie nie oczekiwa³a komentarza. D¼wignê³a siê, ostro¿nie u¿ywaj±c
lewej nogi, poprawi³a ga³êzie pod ¶cian± i stanê³a okrakiem nad nogami Debrena. - No to siê posuñ,
m±dralo.
Ze zwi±zanymi rêkoma nie by³o to naj³atwiejsze, lecz i tak niemal natychmiast poczu³ za plecami
ob³o¿on± igliwiem ziemiê bocznej ¶ciany. Lenda mia³a racjê. Miejsca tu by³o tyle, co kot nap³aka³.
- Ale karciany system nadal obowi±zuje - zastrzeg³a siê. - Co najwy¿ej onuce mogê zdj±æ. Sama
czujê, jak ¶mierdz±, choæ wzrostu mi Bóg nie posk±pi³. Ten ³ajdak, co mu je zabra³am, chyba na
chrzciny je dosta³, a od chrzcin ani nie zdj±³, ani nóg nie umy³. Sztywniejsze od kolczugi,
psiakrew.
- Boisz siê twarz± w twarz le¿eæ?
- Z czarodziejem, co mo¿e hipnozy lizn±³? Owszem, bojê siê.
- Zapomnia³a¶ jeszcze o jednym. Gard³o ci mogê przegry¼æ. Z magikiem nigdy nie wiadomo, czy gêby
sobie czarami nie rozszerzy i zêbów nie podostrzy.
- Z ust mi wyj±³e¶. A o czarokr±¿cach to¶ mi jedn± m±dr± rzecz jeszcze w Yijuce powiedzia³. ¯e ich
przyja¼ñ bardziej siê od nieprzyja¼ni op³aca. £eb w ³eb to by¶my mu- sieli na boku le¿eæ, a ja tak
d³ugo nie potrafiê. Obracaæ bym siê musia³a co chwilê, a ty ze mn±, o Hanusie nie mówi±c.
Ko³owacizny by¶ dosta³, snu nie zazna³, a mnie znienawidzi³.
Debren skin±³ g³ow± i u³o¿y³ siê pod ¶cian±.
- Ta baranica lu¼na jest - powiedzia³, nie patrz±c na Lendê. - Wetknij stopy do ¶rodka. Jak siê
rozgrzej±, to i mnie cieplej bêdzie.
- Kpisz sobie? - zapyta³a st³umionym g³osem.
- Przez ko¿uch mniej bêdzie czuæ onuce - stwierdzi³ z lekkim przek±sem.
- Mówi³am, ¿e mogê zdj±æ, jak ci przesz...
- D¿uma i syfilis, Lenda, z burdelu tu trafi³a¶! Nie kryguj siê jak dziewica zakonna! Prze¿yæ
mamy, babo durna! A do tego tyle ciep³a, ile siê da, ka¿de z nas musi w sobie utrzymaæ! Wiêc nie
pieprz mi tu o zdejmowaniu czegokolwiek, pchaj nogi pod baranicê i zamknij siê! Przez gêbê k³api±c±
bezmy¶lnie te¿ ciep³o ucieka! A ja pospaæ jeszcze zamierzam!
Tak jak przypuszcza³, mimo onuc, mocno zreszt± dziurawych, stopy mia³a lodowato zimne. By³y te¿
du¿e. Ale zmie¶ci³y siê. Ani Debrenowi ani Lendzie nie by³o z tym najwygodniej, ale nie narzekali.
Ziemianka styg³a i ka¿da odrobina ciep³a warta by³a daleko wiêkszych niewygód.
Pomóg³ sobie magi± i zasn±³.
***
Obudzi³ siê na siedz±co
|
WÄ…tki
|