ďťż

Namiot ten był największy i najbardziej ostentacyjny w całym obozie Armii Środek...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Dziewczyna została rozebrana do naga, jej ciało przyozdabiały wyłącznie okowy oraz zaklęcia. Żaden mężczyzna nie miał prawa pełnić przy niej warty albo bodaj się zbliżyć. Duszołap aż za dobrze wiedziała, jak łatwo kobiety z ich rodu potrafią manipulować mężczyznami. Chociaż dziewczyna z pozoru w ogóle jej nie słuchała, Duszołap powiedziała: - Po dziś dzień nie jestem do końca pewna, jak ty i ten starzec zdołaliście się mi wymknąć. Ale mam swoje podejrzenia. Z pewnością zaś nie zdarzy się to powtórnie. Zbyt wiele znaczysz dla swej matki, żeby pozwolić ci biegać bez opieki. - Głos, który Duszołap wybrała, był denerwująco pedantyczny. Dziewczyna nie odpowiedziała. Przebywała we własnym świecie. Nie był to dla niej pierwszy raz - uwięzienie przez kogoś, kto pragnął ją wykorzystać. Potrafiła zachować cierpliwość. Jej czas nadejdzie. Ktoś znowu popełni błąd. Zostaną jej przydzieleni strażnicy łatwo ulegający cudzej woli. Jakoś. Gdzieś, kiedyś, nadarzy się sposobność okłamania kogoś na tyle skutecznie, by pokochał ją na tyle mocno, aby zapragnąć jej wolności. Uporczywa obojętność dziewczyny podrażniła Duszołap do tego stopnia, że zapragnęła sprawić jej ból wieściami, które wcześniej zdecydowała się zachować dla siebie. - On nie żyje, wiesz. Twój stary. Narayan Singh. Został uduszony. Cisnęli jego ciało do kloaki. Cios był celny. Jednak po pierwszym wzdrygnięciu oraz przelotnym, ponurym spojrzeniu Córka Nocy opuściła wzrok i znowu zamarła w pozie cierpliwej obojętności. Duszołap roześmiała się. - Twoja pokręcona Bogini opuściła cię. Dziewczyna udzieliła jej pierwszej werbalnej odpowiedzi od czasu, gdy została schwytana. - Wszystkie ich dni są policzone. - To było niczym policzek. Jeden ze sloganów, którymi dręczyli Duszołap od lat autorzy graffiti, czerpiący natchnienie z ducha Czarnej Kompanii. Duszołap strzeliła z bata, ale nie uczynił dziewczynie krzywdy. Nie pozwoliły na to pręty klatki. Na zewnątrz, przy wejściu do namiotu, ktoś głośno domagał się jej uwagi. Pod tym względem żołnierze byli dobrze wyszkoleni. Nie kłopotali jej trywialnymi kwestiami. Zareagowawszy, Duszołap przekonała się, że czeka na nią tłumek żołnierzy i martwy człowiek na noszach. Jego ciało było całe poskręcane. Rysy twarzy wykrzywione w straszliwym grymasie. Krople deszczu spływały po zmasakrowanym obliczu niczym łzy. - Ty - powiedziała, wskazując na jednego z żołnierzy. - Opowiedz. - Kawalerzysta, cały ubłocony, z pewnością wracał wprost z pikiety. - Ten człowiek przybył z południa. Posługiwał się właściwymi hasłami. Powiedział nam, że przywozi ci ważne wieści na temat zdrady, ale nic więcej nie chciał ujawnić. - Przybył zdrów? W jaki sposób znalazł się w takim stanie? - Kiedy już właściwie wjeżdżaliśmy do obozu, stanął w strzemionach i wrzasnął. Koń spłoszył się i go zrzucił. Kiedy spadł na ziemię, szarpał się i ciskał, gulgotał coś, próbując krzyczeć. A potem umarł. - Zdrajcy? - Zanim wszystko rozegra się do końca, bez wątpienia wielu z nich czeka stosowna zapłata. W takich chwilach wypełzali spod każdego kamienia, wyłazili zza każdego krzaka. - To wszystko, co powiedział, pani. - Wnieście go do środka. Być może uda mi się co nieco jeszcze zeń wydobyć. Tylko uważajcie, żeby mi wszystkiego nie ubłocić. - Odsunęła się na bok, nawet przytrzymała żołnierzom płachtę namiotu. Choć z oporami, paru jednak jakoś zdobyło się na odwagę, by wnieść ciało do wnętrza. Żołnierzy Duszołap łączyło niepodważalne przekonanie, że lepiej nie wpaść w oko Protektorce. A więc stąpali ostrożnie, starając się zostawić w środku jak najmniej błota i wody. Wesołym, młodym głosem Duszołap zauważyła: - Wasze matki z pewnością byłyby urzeczone. Duszołap częściowo zdjęła już odzienie z trupa, nitka po nitce rozdzielając materię, kiedy usłyszała odgłosy kolejnego zamieszania przed namiotem. Rozdrażniona zareagowała natychmiast, mając nadzieję, że nadeszły wieści, których oczekiwała od tak dawna: że w końcu Goblin został schwytany. Kiedy już miała uchylić klapę, kątem oka pochwyciła poruszenie. Odwróciła się natychmiast. Przez chwilę zdawało jej się, że dostrzega małego człowieczka, wysokiego na może osiem cali, chowającego się za trupem. Głosy na zewnątrz stawały się coraz bardziej natarczywe. To nie były wieści, na które czekała. Zgromadzeni żołnierze - zawsze przychodzili licznie - wypchnęli jednego naprzód. - Właśnie przybył kurier, pani. Wróg znowu się ruszył. Na zachód. A więc Mogaba trafnie odgadł ich zamiary. - Kiedy się to zaczęło? - Kurier będzie za minutę, pani. Z listem. Zanim stanie przed tobą, musiał ulżyć potrzebom cielesnym, których nie sposób było odwlekać. Jednak szef sztabu nalegał, aby natychmiast przynieść ci wieści. Niezobowiązującym tonem Duszołap zauważyła: - Mżawka wydaje się ustawać. - Tak, pani. - Niech kurier stawi się tak szybko, jak to tylko możliwe. - Tak, pani. Wedle raportu z południa, odpoczywająca dotąd Czarna Kompania zaiste ruszyła na zachód, jednak nie trasą wcześniej przewidywaną. Część ich marszruty wieść miała tam, gdzie nie mogli korzystać z udogodnień dróg, przez zupełnie dzikie tereny. Duszołap powiedziała: - Wygląda na to, że zmierzają najkrótszą drogą do Balichore. Dlaczego? Czy ktoś może mi wyjaśnić, co tak szczególnego jest w Balichore? - Władała ogromnym imperium, o którym wszakże niewiele wiedziała. Dłuższą chwilę trwała całkowita cisza, a potem ktoś niepewnym głosem zasugerował: - Jest to najdalszy port w górze rzeki, do którego mogą dopłynąć cięższe barki. Tam cargo jest przeładowywane na mniejsze albo na wozy. Ktoś inny przypomniał sobie jeszcze: - Wszystko przez jakieś problemy ze skałami na rzece. Jak tam na nie mówią... z kataraktami. Wyzwoliciel kiedyś rozkazał wybudować kanał, ale później projekt został zarzucony... Mówiącemu potrzebnych było kilka porządnych szturchnięć pod żebra, zanim sobie uświadomił, kto ponosi pełną odpowiedzialność za całkowity upadek robót publicznych ostatnimi czasy. Duszołap wszelako nie zareagowała. Skupiła się na kwestii transportu. Pięć lat temu, po ucieczce z Taglios, spora część Kompanii popłynęła barką w górę rzeki Naghir. Czy ta nowa Kapitan stosowała się niewolniczo do starych zwyczajów? Czy też może wydawało się jej, że może zaskoczyć Taglios od strony rzeki, gdzie nie ma żadnych murów ani innych fortyfikacji, a ludzie zamieszkujący te najbiedniejsze dzielnice wciąż z nostalgią wspominają Prahbrindraha Draha, Radishę, a nawet Wyzwoliciela? Zapytała: - Czy ktoś wie, ile czasu zabiera przepłynięcie barką do ujścia Naghir, potem przez odnogi delty, wreszcie w górę rzeki do Taglios? - Wiedziała, że barki obsadzone przez załogi starych rzecznych wilków posuwały się naprzód dzień i noc, w przeciwieństwie do żołnierzy podróżujących pieszo bądź na końskich grzbietach
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.