ďťż

Ale kiedy już tam był, odbił przynajmniej trupa Tigranesa, największą, a przy tym hańbiącą dla nas trofeę Wołochów: czyn heroiczny, za który cała armia powinna mu...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Toż przywiózł istotnie zwłoki tego biedaka ze sobą – a położywszy je przed dworem królewskim na ziemi, rzekł z nie tajonym uczuciem zadowolenia : – Nie godziło mi się zostawiać zwłok tej ofiary w rękach Wołoszy, aby jeszcze dalej z nas urągała; dlategom zdrowie zaważył, ażeby je dostać. 89 Królewscy dworzanie, obstąpiwszy to corpus exsangue54 Tigranesa dokoła, który z twarzą białą jak z wosku i w pancerzyku błyszczącym leżał na krzyżach przed nimi, bardzo mu ten czyn rycerski chwalili, mówiąc: – I Polak nie stanąłby lepiej w obronie narodowego honoru. Dank mu się od nas za to należy i trzeba, aby mu sam król podziękował. Ale Wilczek uśmiechnął się na to złośliwie. On jeden rozumiał, że wie, dlaczego Kergolaj karku nadstawił, ażeby to corpus exsangue a zarazem i corpus delicti od Wołoszy wydobyć, i na czyje wdzięczność za to on liczy, jeżeli je przywiezie do Lwowa. Ale machnął ręką i rzekł do siebie: – Właśnie tak samo, jak ja Jagienkę, tak ty ją dostaniesz!... Zaczem bardzo tym zachmurzony, że jeszcze żyje, poszedł do swojej chorągwi, aby jej stanowisko na nocleg wytyczyć. Na chorągiew Gniewosza bardzo długo czekano. Król już nie mógł na koniu dosiedzieć, usiadł więc przed swoim namiotem na krześle polowym, i tam niemoc go tak rozbierała, że się przed sobą na mieczu opierał – a przecie czekał. Nareszcie i ta chorągiew wróciła. Jej towarzysze bardzo byli potrzaskani, wielu spieszonych, kilkunastu knechtów stracili, z nich samych żaden nie zginął – ale Gniewosza nie było. Król tak się tą wiadomością przeraził, że ręce załamał i zawołał: – Na Boga żywego! cóż się z nim stało? – Tatarzy na nas z wielką siłą natarli – odpowiedzieli mu Gniewoszowi rycerze – rozbiliśmy ich, nacięli i podeptali, ale murza nam uszedł, Gniewosz się za nim wysadził, zapewne wpadł na drugi czambuł tatarski i tam jest usieczon. – Na miłość Boga! – zawołał król – wsiadajcież na koń, którzy są mniej pomęczeni, i idźcie go szukać. Nie sługa mi to był, ano przyjaciel, nie rozweseli mnie to zwycięstwo, jeśli on zginął. Ale rycerze mu odpowiedzieli: – Miłościwy panie! jużeśmy go wszędzie szukali, dlatego też tak późno wracamy. Widzieliśmy własnymi oczyma wielki czambuł tatarski za miastem, do którego się niedobitki wołoskie i siedmiogrodzkie ściągają, tam zginął. Zaczem król ze spuszczoną głową poszedł do swego namiotu – i powiadano, że całą noc nie spał, swojego kapelana wciąż trzymał przy sobie i kazał mu czytać modlitwy za duszę Gniewosza. 54 corpus exsangue (łac.) – dost: ciało bez krwi (martwe) 90 XIII PO WOJNIE Wielkie to było zwycięstwo nasze pod murami Suczawy! Daleko większe niżeli owa rozgłośna klęska w lesie bukowym, którą nienawiść do króla i polityczne kabały w późniejszych czasach rozdmuchały do tak ogromnych rozmiarów i nadały jej tak głęboko tragiczne znaczenie. Zwycięstwo to było o tyle jeszcze świetniejsze i godne wiecznej pamięci, ile żeśmy tam mieli przed sobą wielkiego wojewodę Stefana, człowieka potężnej głowy, niezwalczonej energii i niesłychanej chytrości, który natenczas cały swój lud do broni powołał, bardzo znaczne posiłki ze Siedmiogrodu skrycie sprowadził, około czterdzieści tysięcy Tatarów miał po swej stronie, drugie tyle Turków w odwodzie i stanął przeciw nam w niezmiernie silnej pozycji pod murami Suczawy – z naszej zaś strony tylko królewskie chorągwie były nietknięte i w dobrym ładzie, a całe pospolite ruszenie, choć jeszcze dość liczne, jednak rozbite i przerażone do najwyższego stopnia niespodziewanym w lesie napadem. Do tego jeszcze król chory, Fredro, najdoświadczeńszy i najprzytomniejszy z wodzów ówczesnych, zginął dniem przedtem wśród lasu, Mikołaj Tęczyński, najlepszy po nim, także zabity, nawet i Kamieniecki, który miał ducha po temu, ażeby objąć naczelne dowództwo nad całą armią, ranny musiał zejść z pola: zgoła tak było, żeśmy dnia tego jeszcze nie ochłonęli z popłochu i nie mieli żadnej komendy. Chorągwie uderzały i biły się potem każda wedle własnej fantazji – a przecie zbiliśmy tę ogromną potęgę Wołochów, Tatarów i Węgrów na miazgę; zostały się z niej tylko niedobitki, z których jedne skryły się do fortecy, drugie uciekły za miasto do Tatar, a trzecie, jak powiadano, pod wodzą samego Stefana pociągnęły jeszcze w dość znacznych kupach brzegami lasu kędyś ku północnemu zachodowi. Jakkolwiek te rozproszone kupy Wołochów mogły się jeszcze gdzieś zebrać za lasem i nam drogę zastąpić, jednak na teraz nie było wcale obawy nowego napadu. Armia nasza się rozłożyła obozem pod lasem w obliczności Suczawy i po różnych polanach leśnych, porozstawiano silne czaty dokoła z takich chorągwi, które wcale w boju nie były, długo w noc jeszcze nawoływano się, trąbiono, bębniono, karmiono konie i posilano się, gdzie kto mógł jak kawałek jadła uchwycić – a potem całodzienną bitwą zmęczeni żołnierze ułożyli się do snu. Wilczek, wytyczywszy stanowisko dla swojej chorągwi pomiędzy dworem królewskim i zdawszy resztę na Ramułta, jak tylko mu namiot rozpięto, wyciągnął się na swoich wojłokach i także zasnął snem twardym. Spał wygodniej od innych, bo miał wiernego sługę, który niezmordowaną swą usłużnością wszystkich innych wyprzedzał, jego namiotów i pakunków jak pies pilnował, zawsze wszystko przewidział i nigdy nie zapomniał o niczym, toteż i teraz, kiedy inni dopiero swoich namiotów szukali, on dawno już rozpiął namiot swojego pana i bardzo wygodne mu łoże wyścielił. Tym sługą był ów Kostruban, którego Wilczek przeszłego roku spotkał był w lesie przy Chryzostoma eremie i przyjął do siebie na służbę
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.