Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Jestem bezu¿yteczna. Jestem Annê.
Nie zauwa¿y³a wej¶cia Benjamina ani tego, ¿e wrzaski meda-
lionów nagle usta³y. Dopiero kiedy siê nad ni± pochyli³, dostrzeg³a
go... i to w dwóch osobach. Dwóch Benjaminów, podobnych do
siebie jak dwie krople wody, sta³o ramiê przy ramieniu.
- Annê - powiedzieli jednocze¶nie.
- Odejd¼ - odpowiedzia³a. - Odejd¼ i ode¶lij mi mojego
Benjamina.
- Ja jestem twoim Benjaminem - odparli w duecie.
Przewierca³a ich wzrokiem. Byli dok³adnie tacy sami... z ma-
³ym wyj±tkiem. Jeden promienia³ weso³ym, ³obuzerskim u¶mie-
chem, jak Benjamin w chwili robienia odbitki, drugi wydawa³ siê
wystraszony i zatroskany.
- Dobrze siê czujesz? - zapytali.
- Nie. Ale co siê z tob± sta³o? Kim jest ten drugi? - Nie wie-
dzia³a, do kogo siê zwracaæ.
Obaj Benjaminowie unie¶li rêkê i wskazali s±siada, mówi±c:
- In¿ynieria elektroneuronowa! Nadzwyczajne, prawda?
Bacznie im siê przygl±da³a. Jeden, podobnie jak ona, nosi³ cos'
w rodzaju maski, podczas gdy na twarzy drugiego odbija³a siê ca³a
gama uczuæ. Co wiêcej, jego cera by³a czerstwa, a nie ziemista jak u
pierwszego.
- Benjaminowie wy¶wiadczyli mi przys³ugê - wyja¶nili obaj. -
Twierdz±, ¿e mogê przeobraziæ siê w ten model z marginaln± strat±
osobowo¶ci. Model posiada interaktywne zmys³y, kompleksow±
uczuciowo¶æ, realistyczn± cielesno¶æ i jest dopracowany na
poziomie molekularnym. Mo¿e je¶æ, upiæ siê, ¶niæ. Nawet posiada
wbudowan± procedurê orgazmu. Zupe³nie jakbym znowu by³
cz³owiekiem, tyle ¿e lepszym, bo nigdy siê nie zu¿ywam.
- Bardzo siê cieszê, ¿e jeste¶ szczê¶liwy.
- Oboje bêdziemy szczê¶liwi - powiedzieli Benjaminowie. -
Tobie te¿ przygotuj± model.
- Jak? Nie istniej± nowoczesne Annê. W co mnie wsadz±, w
niuniê?
- Oczywi¶cie wziêto to pod uwagê, lecz mo¿esz wybraæ sobie
dowolne cia³o.
- Domy¶lam siê, ¿e ju¿ sobie upatrzy³e¶ co¶ ³adnego.
- Benowie przedstawili mi kilka propozycji, wybór jednak
nale¿y do ciebie.
- Te¿ mi co¶. ¯yczê ci wszystkiego najlepszego, ale id¼ ju¿
sobie.
- Czemu? Co ci jest?
- Naprawdê musisz dr±¿yæ? - Westchnê³a. - S³uchaj, mo¿e i
przywyk³abym do nowego cia³a. Czym zreszt± jest cia³o? Ale
zepsuta jest moja osobowo¶æ. Jak j± naprawi±?
- Rozmawiali o tym - powiedzieli Benjaminowie, nim wstali i
zaczêli siê przechadzaæ tam i z powrotem. - Podobno robi± ³atki dla
niektórych kochanek.
- Czy ty siê w ogóle s³yszysz, Benjamin?
- O co te nerwy, Annê? To jedyny sposób, ¿eby¶my razem
weszli do Simopolis.
- Ale¿ id¼ tam sobie, proszê bardzo! Id¼ do swojego wyma-
rzonego Simopolis. Ja siê nie kwalifikujê. Zostajê.
- Sk±d w tobie tyle upora? - Benjaminowie przystanêli, ¿eby
na ni± spojrzeæ. Jeden z krzywym grymasem, drugi z weso³ym
u¶miechem. - By³ tu szara eminencja? Zdawa³a¶ egzamin?
Annê niewiele zapamiêta³a z samej wizyty. Wiedzia³a tylko,
¿e podesz³a do testu.
- Tak, i obla³am. - Wpatrywa³a siê w czaruj±ce oblicze uno
wocze¶nionego Benjamina, gdy trawi³ tê wiadomo¶æ.
Niespodziewanie dwóch Benjaminów wymierzy³o w siebie palce i
ka¿dy zawo³a³: -Wykasuj siê! Nowy model znikn±³.
- Nie! - sprzeciwi³a siê Annê. - Anuluj! Czemu to zrobi³e¶?
Chcê, ¿eby¶ go mia³.
- Po co? Bez ciebie nigdzie nie idê. Poza tym od pocz±tku
uwa¿a³em, ¿e to durny pomys³, tylko ¿e Benowie nalegali, bym da³ ci
wybór. Chod¼, zapoznam ciê z nowym pomys³em, moim w³asnym.
- Spróbowa³ podnie¶æ j± z kanapy, ale nawet nie drgnê³a. D¼wign±³
j± wiêc na ramiona i zaniós³ na dragi koniec salonu. - Zainstalowali
we mnie edytor, uczê siê go obs³ugiwaæ. Odkry³em arcyciekaw±
rzecz w naszym starym pochrzanionym symulakram. - Zbli¿y³ siê
do okna. - Wiesz, gdzie stoimy? Dok³adnie tu, gdzie pozowali¶my
przed symografem. Tu siê to wszystko zaczê³o. Mo¿esz ju¿ staæ?
- Postawi³ j± na nogi i wspar³. - Czujesz?
-Co?
- Cicho. Wczuj siê.
Na razie odczuwa³a tylko strach.
- Postaraj siê, Annê, b³agam ciê. Spróbuj przypomnieæ sobie,
co czu³a¶ przed wykonaniem odbitki.
- Nie potrafiê.
- Dasz sobie radê. To pamiêtasz? - Przysun±³ do jej ust swoje
spragnione usta. Odwróci³a siê... i co¶ zaskoczy³o. Przypomnia³a
sobie, ¿e ju¿ raz tak zrobi³a.
- My¶lê, ¿e siê poca³owali - powiedzia³ Benjamin.
Zdumia³a j± prawda ukryta w tych s³owach. To siê trzyma³o
kupy
|
WÄ…tki
|