ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Co do mnie, zaledwie wczoraj, i
to bardzo późno, dowiedziałem się o tych okropnościach. Posłałam dziś do pani de
Merteuil; oznajmiono mi, że wyjechała na wieś, gdzie ma spędzić dwa dni. Nie umiano
mi bliżej objaśnić, gdzie bawi.
Otóż, mam nadzieję, że ty będziesz mogła jeszcze przed jej powrotem udzielić mi wyja-
śnień, które mogą być dla pani de Merteuil użyteczne; te wstrętne historie bowiem
opierają się na okolicznościach śmierci pana de Valmont. Oto co głoszą, a raczej
- ściślej mówiąc - szepcą dopiero, ale co lada dzień niechybnie wybuchnie.
Mówią tedy, że sprzeczka, jaka zaszła między panem de Valmont a kawalerem, jest dzie-
łem pani de Merteuil, która oszukiwała na równi ich obu; że, jak zdarza się niemal
zawsze, rywale zaczęli od zbrojnego spotkania, a dopiero potem przystąpili do wyjaśnień.
Następstwem tych wyjaśnień miało być zupełne i szczere pojednanie; aby zaś kawalerowi
Danceny dać poznać w pełnym świetle panią de Merteuil, jak również aby się całkowicie
uniewinnić, pan de Valmont dołączył na poparcie swoich słów mnóstwo listów pochodzących
z jego stałej z nią korespondencji, w których to listach markiza opowiada o samej
sobie, i to w stylu jak najswobodniejszym, skandaliczne wprost anegdoty.
Dodają, że w pierwszym oburzeniu Danceny pokazywał te listy każdemu, kto je chciał
oglądać, i że obecnie obiegają one cały Paryż. Wymieniają zwłaszcza dwa 33 : jeden,
w którym
33 List LXXXI i LXXXV. ( Przyp. aut. )
196 markiza rozwija całkowite dzieje swego życia i zasad i który ma być szczytem
ohydy; drugi,
który oczyszcza zupełnie pana de Prévana, stanowiąc jawny dowód, iż Prévan uległ
jedynie wyraźnym zachętom pani de Merteuil i że obecność jego u niej była umówiona.
Na szczęście posiadam silne dowody na to, że te pogłoski są nikczemnym oszczerstwem.
Przede wszystkim wiemy dobrze obie, że pan de Valmont z pewnością nie zajmował się
panią de Merteuil, a mam powód mniemać, iż Danceny nie zajmował się nią również:
toteż wydaje mi się pewne, że nie mogła być ani przedmiotem, ani sprawczynią ich
zwady. Tym bardziej nie rozumiem, jaki interes miałaby pani de Merteuil, którą pomawiają
o stosunek z panem de Prévan, w wywołaniu sceny, która mogła być w każdym razie jedynie
niemiła przez rozgłos, a mogła stać się niebezpieczna dla niej, czyniąc nieprzejednanego
wroga z człowieka będącego panem jej tajemnicy i liczącego wielu stronników. Zaznaczyć
trzeba, że od tej przygody nie podniósł się ani jeden głos na korzyść Prévana i nawet
on sam się nie bronił.
Te spostrzeżenia kazałyby mi podejrzewać, że to on mógłby być twórca pogłosek, które
krążą dzisiaj. Byłyby dziełem nienawiści i zemsty człowieka, który widząc się zgubionym
pragnie może w ten sposób sprowadzić korzystne dla siebie zamieszanie w opinii. Ale
z jakiejkolwiek strony pochodzą te ohydy, najpilniejszą rzeczą jest unicestwić
je. Upadłyby same przez się, gdyby się okazało, jak jest prawdopodobne, iż ponownie
de Valmont i Danceny nie mówili z sobą po owym nieszczęśliwym spotkaniu i że wieść
o oddaniu jakichś papierów również jest zmyślona.
Wiedziona chęcią rychłego sprawdzenia tych faktów, posłałam dziś rano do pana Danceny;
nie ma go również. Służącemu oznajmiono, że wyjechał tej nocy wskutek ostrzeżenia,
które otrzymał wczoraj. Miejsce jego pobytu jest tajemnicą. Widocznie obawia się
następstw zajścia. Jedynie zatem przez ciebie, droga i godna przyjaciółko, spodziewam
się uzyskać szczegóły, które mnie obchodzą i które mogą stać się tak potrzebne
dla dobra pani de Merteuil. Ponawiam przeto prośbę, abyś mi zechciała możliwie najprędzej
przesłać dotyczące wiadomości.
PS. Zasłabnięcie córki nie miało następstw; załącza wyrazy poważania. Paryż, 11 grudnia
17* *
LIST CLXIX Kawaler Danceny do pani de Rosamonde
Pani, Może krok, na który się odważam, wyda ci się dziwny, ale błagam panią, wysłuchaj
mnie, nim osądzisz, i nie dopatruj się zuchwalstwa ani płochości w tym, co wypływa
z czci i zaufania. Nie taję przed sobą win, jakie na mnie ciążą wobec pani, i nie
przebaczyłbym ich sobie w życiu, gdybym mógł myśleć przez chwilę, iż możebne było
ich uniknąć.
Obecnie, kiedy ja opłakuję fatalność, która stała się wraz przyczyna twej boleści
i mego nieszczęścia, ludzie usiłują mnie zastraszyć, iż pani, cała oddana uczuciom
zemsty, nawet w surowości prawa chcesz szukać jej zaspokojenia.
Pozwól mi, pani, przede wszystkim zauważyć, iż tutaj boleść sprowadza cię na manowce.
Dobro moje jest pod tym względem ściśle związane z pamięcią pana de Valmont, który
musiałby być nieodzownie objęty uzyskanym przeciw mnie wyrokiem. Sądziłem zatem,
pani, iż w staraniach, aby ten nieszczęśliwy wypadek został zagrzebany w pamięci,
winien bym liczyć z twej strony raczej na pomoc niż na przeszkody.
Ale to odwołanie się do wspólnictwa, dostępne zarówno niewinnemu, jak i zbrodniarzowi,
nie może wystarczyć memu sumieniu
|
WÄ
tki
|