ďťż

- Co się stało? - Tego nie jestem w stanie ci powiedzieć...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Zobaczyłem cię po raz pierwszy, kiedy zostałeś tu przyniesiony przez służbę. Wnioskując z twojego stanu rzekłbym, że naładowali cię narkotykami. Hart. W pamięci Sama pojawiła się jej smutna twarz, stanowiąc tło dla lufy i muszki Crusadera. Zobaczył wtedy błysk i poczuł uderzenie kuli. Ale to nie mógł być raczej normalny pocisk. W przeciwnym razie nie żyłby teraz. Musiała naładować broń środkami usypiającymi. Dlaczego? Co się działo? Sam spojrzał wokół. Nie było tu co oglądać. Nagie kamienne ściany otaczały okrągłą komnatkę, mającą mniej więcej trzy metry średnicy. W małej alkowie mieścił się zbiornik z wodą. Mury były wilgotne i pokryte kępami porostów. Zdziwiony, że nie czuje wilgoci, ani zapachu stęchlizny, Sam przeszedł na zmysły astralne. Nagła zmiana doznań zdezorientowała go. Odczuwał silne zakłócenia percepcji, ale udało mu się stwierdzić, że wygląd ścian jest iluzją. Trzymano ich w nowoczesnej celi. Pod postacią porostów kryły się urządzenia oświetleniowe; prawdziwe ściany były z betonu pokrytego jakąś ultranowoczesną siecią energetyczną, która uniemożliwiała wszelkie próby penetracji astralnej. Sam był zbyt znużony, by próbować dalej i powrócił do ziemskich zmysłów. Jeśli księżulo nawet zauważył tę chwilową nieobecność Sama, to nie dał nic po sobie poznać. - Gdzie jesteśmy? - spytał Sam. - Generalnie rzecz biorąc, na południowy zachód od Dublina. Konkretnie, w celi więziennej twierdzy dworu Seeile. - Dublin? - Sam nie potrafił ukryć zaskoczenia. Jego umysł nie pracował jeszcze na pełnych obrotach. - W Dublinie, w Irlandii? - Zgadza się - obcy wrzucił brudną szmatkę do miski, - wyglądasz na zdziwionego. - Dezorientacja, to lepsze słowo. Też byś się tak czuł. Postrzelono mnie w Londynie. - Postrzelono? - oczy mężczyzny napełniły się troską, kiedy zaczął badać Sama w poszukiwaniu rany. Sam był zbyt oszołomiony, by jakkolwiek zareagować. - Aha, narkotyk. Dostałeś pewnie z broni usypiającej. Samowi zdawało się, że skinął potwierdzająco głową. - Zdawać by się mogło, że nie spałeś zbyt długo, sądząc po stanie twojego ostatniego posiłku. Kto do ciebie strzelał i po co? Sam nie miał ochoty o tym rozmawiać. Nie chciał o tym myśleć. Hart strzeliła do niego. Dlaczego? Wymierzyła i strzeliła, bez słowa wyjaśnienia. Obudził się już w niewoli. Czyżby ta suka sprzedała go wrogom? Byli kochankami. Nie przypuszczał, że może być taka cyniczna. Kochał ją kiedyś. Naprawdę nie chciał o tym myśleć. - Nie chcę o tym mówić. - Nie będziemy więc poruszać tego tematu. Może jednak nie zraniłoby twoich wspomnień, gdybyś przypomniał sobie, kiedy to było. Pozbawiono mnie zegarka, przez co straciłem rachubę czasu. Widzisz, natężenie światła nie zmienia się tutaj, a posiłki podają nieregularnie. Nie ma sposobu, by zmierzyć tu upływ czasu. Czas? Sam zdał sobie sprawę, że również stracił jego rachubę. Długie dni, które wypełniało mu poszukiwanie Ukrytego Kręgu, mieszały się i zlewały w jedno. Prawie nie zauważył mijających Świąt i nadejścia Nowego Roku. Ostatnią datą, którą pamiętał wyraźnie, była pora równonocy; słowa Człowieka Światła nie pozwoliły mu zapomnieć tego dnia. - To było pod koniec stycznia, chyba dwudziesty dziewiąty. - Dwudziesty dziewiąty - mężczyzna westchnął. - Minął już ponad tydzień, a moi nadal mnie nie odnaleźli. Skoro elfia magia jest tak potężna, że aż do tej pory nie potrafili do mnie dotrzeć, obawiam się, że nigdy nie zdołają. Te elfy parają się diabelskimi sprawkami. Umysł Sama z wolna się oczyszczał. Słuchał swego współtowarzysza, ale nie do końca go rozumiał. - Kim jesteś? - Ja? Jestem grzesznikiem, nazywanym Pietro Rinaldi. Jestem także kapłanem z zakonu Św. Sylwestra i, przez grzech nieuwagi, więźniem jak i ty. - Jesteś kapłanem? Przecież to Irlandia. Sądziłem, że wszystkich kapłanów wypędzono stąd, kiedy zaczęły się rządy Shidhe. - Ja dopiero co przybyłem do wybrzeży tego kraju. - Nie najlepszy początek dla wyprawy misjonarskiej. - Praca misjonarza nie jest moim powołaniem. Choć kierowanie dusz na drogę zbawienia należy do zadań wszystkich kapłanów, zakon Św. Sylwestra ma inne cele główne. Ja osobiście należę do grupy śledczej. Podczas, gdy moi towarzysze skoncentrowali uwagę na Anglii, ja w poszukiwaniu informacji przybyłem do Irlandii. Sądziłem, że paszport dyplomatyczny z podpisem Jego Świątobliwości będzie miał większe znaczenie. Niestety, butni przywódcy tego państwa zdają się nie mieć pojęcia o jakiejkolwiek władzy wyższej, nad ich własną
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.