– Jestem zdumiony, że rycerz tej miary co pan ucieka się do kłamstwa...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
– Nie mniej sam jestem zdumiony. Cóż ja mam powiedzieć o człowieku tej miary co pan, panie hrabio, który zasłużył sobie na tak fataln± reputację. – Więc odmawiasz posłuszeństwa w wykonaniu rozkazu kardynała? – Nie, monsieur. Odmawiam wykonania poleceń zdemaskowanego mordercy. W mgnieniu oka Montforge wyci±gn±ł pistolet i strzelił. D’Artagnan przygotowany na tego rodzaju napad ukrył się za bram±. W tej chwili Portos zeskoczył i zatarasował bramę. Trzej przyjaciele zajęli placówki. Napastnicy zgromadzili się koło bramy, widz±c jednak, że nie podołaj± wysadzeniu jej, szukali innej drogi. 99 Pierwszy człowiek, który wdrapał się na wierzch muru, trafił nieszczę¶liwie na Portosa. Za chwilę spadł ze zmiażdżon± głow± na stronę swych towarzyszów. Bitwa w „Le Moine Qui Keude” rozpoczęła się. 100 ROZDZIAŁ XVI Zadziwiaj±cy wynik z powodu kopnięcia nieżywego człowieka Mur był wysoko¶ci około dwóch i pół metra. Za chwilę ukazała się głowa naprzeciw Portosa i druga naprzeciw d’Artagnana. Żaden z napastników nie próbował stan±ć na murze. – ChodĽcie – wołał Portos dobywszy szabli – czekamy na was! – Jeste¶my za uprzejmi – odpowiedział jeden z nich i obróciwszy się do kompanów dodał: – Czy nie macie pistoletów? Szybko! Człowiek naprzeciw d’Artagnana wystrzelił z pistoletu. Kula zdmuchnęła muszkieterowi kapelusz. – Dawaj drugi! – zawołał napastnik. D’Artagnan zgrzytn±ł zębami. Wiedział, że bez pistoletów nie utrzymaj± się długo na dziedzińcu. – Cofać się do ¶rodka, – zawołał do Portosa. – Czy jestem rakiem? Na szatana! Wytrzymali¶my bastion ¶w. Gerwazego, a tej bandy nie zatrzymamy? – To jest pchełka, której nie mogę nie trafić – zawołał inny z muru i wymierzył pistolet w Portosa. – Niech żyje kardynał! Portos zwalił się z kupy mierzwy. D’Artagnan podbiegł do niego, lecz kolos wstał sam. Kula trafiła w ostrze szabli. – Niech żyje król! – zawołał – Tchórze! Zdrajcy! Mordercy!... W tej chwili padł drugi strzał. Portos wyci±gn±ł się jak długi przy wej¶ciu do oberży. D’Artagnan schwycił go za ramiona i wci±gn±ł szybko do ¶rodka. Twarz olbrzyma była zalana krwi±. – Atos! Do drzwi! – Niemożliwe! – brzmiała odpowiedĽ. – Jestem... Rozległ się huk zwalonego stołu. Olbrzymi stół dębowy, którym Portos zatarasował drzwi przy kominku, pchnięty cał± sił± kilku napastników, odpadł daleko wraz z drzwiami. Atos stał spokojny przy drzwiach z obnażon± szabl±. Pierwszy człowiek, który ukazał się w otworze, padł na ziemię. Drugi zwalił się na niego. – Naj¶więtsza Mario! – krzykn±ł trzeci, ugodzony cięciem Atosa. D’Artagnan, ujrzawszy, że dwóch ludzi przy bramie przeskoczyło mur i otwierało bramę, co prędzej zatrzasn±ł drzwi do oberży i zatarasował je kłod± drzewa. – D’Artagnan! Przygotowuj± się do strzału! Kilka kul utkwiło w ¶cianie izby. W drzwiach ukazał się nowy napastnik. Atos przeszył mu serce. Był to już czwarty trup. – Cudownie! – wołał Atos. – Wywalili drzwi, a teraz tarasuj± wej¶cie własnymi ciałami. Czy Portos jest zabity? – Nie wiem – odpowiedział d’Artagnan. – Zdaje mi się, że tak. – Ej, wy tam wewn±trz, poddajcie się, w przeciwnym razie będziemy dla was bez lito¶ci. D’Artagnan rozpoznał głos Montforge’a i zatrz±sł się ze zło¶ci. – Nie my się poddamy – odpowiedział spokojnie. – Pal! – zawołał Montforge. Znów padło kilka strzałów. Atos zachwiał się, obrócił się i siadł w obok stoj±cym fotelu. 101 – Atos – zawołał przeraĽliwym głosem d’Artagnan i pobiegł do przyjaciela. – Na posterunek! – wołał Atos – Nie jestem jeszcze umarły. – Ranny w rękę i biodro, Atos położył szablę na stole, urwał kawał koszuli i bandażował sobie rany. Główne drzwi zaczęły pękać. D’Artagnan przyskoczył do tylnych drzwi w chwili, kiedy dwóch mężczyzn skoczyło poprzez trupy. W jednym z nich rozpoznał Montforge’a. – Tym razem nie ujdziesz, morderco – wołał w¶ciekły. Montforge wystrzelił, lecz strzał spalił na panewce. Towarzysz Montforge’a przedarł się i skoczył do d’Artagnana. Po¶lizgn±ł się w kałuży krwi i nadział na rapier muszkietera. Nikt więcej w drzwiach się nie pokazał. Montforge rzucił pistolet i z goł± szabl± stan±ł naprzeciw d’Artagnana. – Teraz po twoj± główkę! – zawołał ur±gliwie. D’Artagnan wymierzył cios w serce przeciwnika, lecz szabla osunęła się. – Ach, tak! – zawołał. – Zapomniałem, że jeste¶ tchórzem i że nosisz kolczugę pod koszul±. – W szyję, mój synu! – wołał Atos, przygl±daj±c się starciu. – W szyję! Montforge obrócił głowę na sekundę w stronę mówi±cego. – Ty będziesz następny, mój przyjacielu – zakrzykn±ł. Na chwilę d’Artagnan nie był pewny swego życia. Montforge zaatakował go z tak± sił±, że nie dał mu na chwilę wytchnienia. Nie dopu¶cił go do ataku, zmuszał go wci±ż do obrony. Naraz d’Artagnan po¶lizgn±ł się i upadł. Szabla wyleciała mu z ręki. Kiedy próbował podnie¶ć się, Montforge wpakował szablę w pier¶ muszkietera. Atos krzykn±ł rozpaczliwym głosem, gdy ujrzał d’Artagnana padaj±cego na wznak. W chwilę póĽniej Montforge znalazł się naprzeciw człowieka na pół nagiego, obandażowanego, z szabl± w ręku i furi± w oczach. – Zbój, morderca! – zawołał Atos i zaatakował przeciwnika, którego szabla ociekała krwi±. W tym momencie Atos był niezrównanym szermierzem. Nienawi¶ć i ż±dza zemsty dodały mu sił i sprężysto¶ci. Trzykrotnie szable się starły w chwili, kiedy Atos mierzył w szyję Montforge’a. Napastnik szczę¶liwie tego unikn±ł. Naraz Atos pu¶cił w ruch sw± szablę z tak± szybko¶ci±, że Montforge nie zd±żył odpierać ataków. W jednej chwili szabla jego wyfrunęła mu z ręki. – Życie za życie! – zawołał Atos i wbił szablę w gardło Montforge’a. Spojrzał na padaj±cego przeciwnika i odrzucił szablę
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. SkĹ‚adam siÄ™ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ… gĂłwnianego szaleĹ„stwa.