ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Co więcej mógłbym powiedzieć?
- Może nawet o wiele więcej, to się jeszcze okaże. A swoją drogą, dlaczego powiedziałeś, padre, że uprowadzenie Karin było błędem?
- Ponieważ to głupota, nic poza tym - wyrzucił z siebie ksiądz. - Po której ty jesteś stronie, na miłość boską?
- Nie powinien pan nadużywać w ten sposób imienia Pana.
- To zależy, o czyim Bogu mowa. Ale proszę przestać odgrywać komedię. Dlaczego porwanie Karin było błędem i głupotą? - Mówiąc wprost, może to doprowadzić do zdemaskowania całej naszej operacji. Gdyby mieli zamiar ją zabić, powinni to zrobić od razu i oddać Bogu jej duszę. Skoro zaś ją uprowadzili, nie zostawiając,żadnych dowodów mogących nasuwać przypuszczenia o jej śmierci, to muszą mieć świadomość, że wywołają w ten sposób istną lawinę, że wszyscy zaczną jej szukać, tak jak pan to już uczynił. Grozi to zdemaskowaniem całego naszego dowództwa, sam pan zresztą wykorzystał pogróżki, że podrzuci tam kilka granatów lub podłoży bombę. Mogę jedynie prosić pana w imieniu naszej świętej sprawy i wspólnego dobra o nieujawnianie lokalizacji dowództwa operacji.
- Uzyskałem dwa nazwiska, więc postaram się na razie tego nie czynić, ale uprzedzam, że Karin de Vries jest dla mnie najważniejsza i na niej mi o wiele bardziej zależy. Latham odłożył słuchawkę, chcąc od razu zadzwonić do Moreau i zadać mu kilka pytań dotyczących byłego księdza Antoine'a Lavolette, mającego niezwykły talent do łamania szyfrów. Zaraz jednak zrezygnował z tego pomysłu, doszedł bowiem do wniosku, że szef Deuxieme jest zbyt ostrożny, zwłaszcza we wszystkim, co dotyczy jego, Drew Lathama. Nie ulegało wątpliwości, że chciałby przejąć inicjatywę w swoje ręce i samemu skontaktować się z podejrzanym księdzem. A do tego nie wolno było dopuścić. Lavolette'a należało przyprzeć do muru, zaskoczyć i wykorzystać to zaskoczenie do wyciągnięcia z niego wszelkich informacji, a przynajmniej do ujawnienia nazwisk innych ludzi, którzy zostali wtajemniczeni. Tak samo należało postąpić z Phyllis Cranston, sekretarką jednego z pracowników ataszatu, który figurował na liście Witkowskiego jako podejrzany. Przede wszystkim zaś należało znaleźć sposób wyśliźnięcia się z hotelu. Dla Drew każda następna minuta spędzona w tym pokoju oznaczała kolejną minutę straconą, nie wykorzystaną na poszukiwanie de Vries. Przypomniał sobie, jak Karin tłumaczyła mu, że jego słomkowoblond włosy są efektem lekkiego utlenienia w połączeniu z jasną, zmywalną farbą do włosów i że działanie ostrego szamponu oraz użycie środka do maskowania siwizny powinno przywrócić ich pierwotny kolor, a przynajmniej dać zbliżony do naturalnego. Kupiła nawet tubkę odpowiedniego środka i schowała ją w apteczce, lecz on po kryjomu przeniósł ją do szuflady nocnego stolika, żeby mieć do niej zawsze dostęp. Sięgnął teraz po ów specyfik i poszedł do łazienki. Pół godziny później wyszedł spod prysznica. Lustro było całkowicie zaroszone, spłukał je więc ciepłą wodą i przejrzał się uważnie. Miał teraz włosy w dziwnym kolorze ciemnego brązu, z pojedynczymi pasmami wpadającymi w odcień kasztanowy, w każdym razie nie był już rzucającym się w oczy jasnym blondynem. No i proszę, pierwszy krążek w siatce, posłany między parkanami bramkarza, pomyślał. Teraz trzeba się było zająć Frickiem i Frackiem, a ściślej dwoma agentami, którzy od tamtych przejęli służbę. Karin wspominałaprzed wyjazdem, że są to dwaj nowi ludzie. Tylko z Frickiem i Frackiem zdążyli się zaprzyjaźnić, pozostałych znali jedynie z widzenia. Należało się zatem spodziewać, że ci dwaj nowi nic nie wiedzą o wcześniejszej, niefortunnej próbie sprawdzenia znajomości hasła. Zresztą nawet wstyd byłoby się tamtym przyznać, że niezbyt silnie zbudowany Amerykanin błyskawicznie pokonał agenta Deuxieme, w dodatku zabierając mu broń. Mon Dieu.fermez la bouche! Drew wyjął z szafy ubranie, starając się dobrać strój typowy dla pracowników ataszatu: szare wełniane spodnie, ciemny sweter, biała koszula i gładki krawat : mógłby też być delikatnie prążkowany lub ze stonowanym deseniem, ale tylko na nieoficjalne, popołudniowe spotkania. Ucieszył się, że dostarczona mu kamizelka kuloodporna jest dosyć luźna i nie krępuje ruchów. Kiedy się ubrał i spakował torbę podróżną, wyszedł na korytarz i stanął przed drzwiami, spokojnie czekając na reakcję obstawy. Pierwszy agent błyskawicznie wyszedł zza załomu muru przy szybie windowym, drugi wychylił się tylko z mrocznego zakątka w drugim końcu korytarza.
- S'il vous plait - odezwał się głośno, specjalnie kalecząc i tak swoją nie najlepszą francuszczyznę - voulez vous venir id... - En anglais, monsieur! - zawołał mężczyzna stojący przy windzie. - Znamy angielski.
- Ach, to znakomicie, jestem bar
..///.
dzo zobowiązany. Czy któryś z was mógłby mi pomóc? Odebrałem telefonicznie wiadomość i zapisałemją na kartce, najlepiej jak umiałem, ale ten facet nie znał angielskiego, a jest tam adres, na którym mi bardzo zależy. - Idź ty, Pierre - zawołał drugi agent po francusku. - Ja zostanę na posterunku.
- Dobra - odparł pierwszy, ruszając korytarzem w stronę Lathama. - Czy w Ameryce nie uczą żadnych innych języków poza angielskim?
- A Rzymianie też się uczyli francuskiego?
- Nie musieli, to jedyna sensowna odpowiedź. Agent wkroczył do pokoju, Drew wszedł za nim i zamknął drzwi. - Gdzie jest ta wiadomość, monsieur?
- Leży na biurku - odparł Latham, idąc tuż za Francuzem. To ten zapisany arkusz pośrodku. Specjalnie zostawiłem go na widoku, licząc na pańską pomoc. Tamten pochylił się i podniósł z biurka kartkę, na której widniały dziwaczne, zapisane fonetycznie francuskie słowa. W tym samym momencie Latham uniósł nad głowę obie ręce i splótłszy zaciśnięte pięści na kształt młota wymierzył silny cios między łopatki agenta. Nieprzytomny Francuz osunął się na podłogę cios musiał odczuć boleśnie, ale nie był on groźny. Drew przeciągnął bezwładne ciało do sypialni, zrzucił z łóżka pościel i porwał prześcieradło na długie wąskie pasy. Półtorej minuty później agent leżał z twarzą wciśniętą w materac, rękoma i nogami przywiązanymi do czterech rogów łóżka oraz ustami zakneblowanymi kawałkiem tkaniny, zawiązanej na tyle luźno, żeby się nie udusił. - Zebrawszy pozostałe pasy z prześcieradła Latham przeszedł do salonu i zamknął drzwi sypialni. Rzucił prowizoryczne więzy na krzesło, uchylił drzwi na korytarz i zwracając się do drugiego agenta, ledwie widocznego w zaciemnionym końcu holu, zawołał: - Pański przyjaciel, Pierre, chce z panem natychmiast rozmawiać, zanim będzie musiał zadzwonić do tego faceta... jak on się nazywa? Montreaux? Moneau?
- Monsieur le Directeur!
- Tak, właśnie o niego chodzi
|
WÄ
tki
|