Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
..
czy pan nie woli tamtej?
- Nie, Itu¶. Ja mam tylko
jedn±, jedyn± uczennicê, ma³±,
drog± Itê!
- A tamta co jest?
- Rozpró¿niaczona pannica.
Wróci³a uszczê¶liwiona...
Biedactwo! Czeka³y j± gorsze
próby. Gdy Witold znów uda³ siê
do Rosowskich, a mia³ lekcjê co
drugi dzieñ, Antek zabra³
siostrê do Eli, która wysz³a do
nich uradowana.
- Widzisz, brzydulko, czeka³am
wczoraj ca³y dzieñ...
- Nie mog³am, by³am z panem
Witoldem daleko na spacerze -
wyja¶ni³a zadowolona Ita.
- No, no... Dobrze, ale wiesz
co? Urz±dzamy uroczy¶cie twoje
¶wiêto!
- Jakie?
- No, urodziny, trzeciego
sierpnia s± twoje urodziny. Ju¿
mówi³am o tym z twoim ojcem.
Urz±dzimy ¶liczn± zabawê z
tañcami i przedstawieniem. A
poniewa¿ u nas jest wiêcej
miejsca i du¿y park, wiêc
odbêdzie siê to tutaj. Zreszt±,
mój tatu¶ chce ciebie poznaæ...
Przyjedzie, a jemu, biedakowi,
trudno siê ruszaæ z tymi chorymi
nogami. Dzi¶ jest u mnie parê
osób, omówimy plan zabawy i
zawi±¿emy "komitet
wtajemniczonych". Panie Antoni,
proszê w tej chwili zdj±æ maskê
oburzonego patriarchy.
- Jestem zdumiony i,
przyznajê, oburzony.
- Jaki¿ powód?
- Tyle ceregieli, tyle hecy
dla jednej podfruwajki.
Ela spojrza³a z wyrzutem.
- Szesna¶cie lat nie by³o ani
jednej "hecy" dla tej
"podfruwajki", zreszt± i mnie
bêdzie szalenie mi³o.
- No to ju¿ dobrze. Ale, panno
Elu, pamiêta pani?
- Jak bêdzie czas, to
przypomnê sobie i dotrzymam
obietnicy.
- Dobrze. Czekam!
A wtedy Ita, patrz±c gdzie¶ w
bezkres, rzek³a swym oryginalnym
w barwie, têsknym g³osem.
- Czy i wy czekacie na mi³o¶æ
tak jak ma³a, roztrzepana Ita?
Zmieszali siê, nie wiedz±c, co
odpowiedzieæ. Ela nie s³ysza³a
nigdy Ity mówi±cej takim tonem.
Zastanowi³a j± tak¿e tre¶æ. Ale
panienka wstrz±snê³a kêdziorami
i b³yskawicznie zmieni³a temat:
- O... tam s± czere¶nie! U nas
w tym roku nie ma ani jednej.
Elu, mogê trochê urwaæ?
- Ile chcesz, z³otko... Proszê
bardzo, ale po có¿ masz drapaæ
siê na drzewo? Zawo³am ogrodnika.
- Takie lepiej smakuj±. - W
jednej chwili zdjê³a pantofelki
i wspiê³a siê na drzewo.
Na dziedziñcu b³ysn±³
wypomadowan± g³ow± Janusz, id±cy
w towarzystwie dwóch m³odych
ludzi. Jeden by³ w mundurze
oficera. Baronek przywita³ siê
serdecznie z Antkiem,
przedstawiaj±c przyjació³.
- Czy pan siostrzyczkê
przywióz³?
- Owszem, w³a¶nie siedzi na
drzewie.
Janusz poci±gn±³ kolegów.
- Mówiê wam, boska. ¦liczna
Janeczka zga¶nie przy niej jak
¶wieczka.
- Janusz! Tobie gorzej!
Zaczynasz rymowaæ.
Stanêli pod drzewem.
- Panno Ito... sk³adam
uszanowanie. NIech pani raczy
pokazaæ twarzyczkê.
- W tej chwili nie mam czasu.
- Ale tu s± ¶liczni ch³opcy.
- E, gwi¿d¿ê na ¶licznych
ch³opców, wolê czere¶nie.
- Poka¿ê pani inne drzewo. Tam
s± smaczniejsze.
Zdumionym widzom fajtnê³y
przed oczyma dwie nó¿ki w
jasnych poñczoszkach... Ita
zwiesi³a siê na rêkach i bez
namys³u skoczy³a. Ela krzyknê³a
wystraszona, ale ³obuziak
najspokojniej w ¶wiecie ju¿
nak³ada³ pantofelki.
- Niech pani pozwoli
przedstawiæ kolegów... porucznik
Michniewicz, a to Karolek
Ilnicki.
Ita z godno¶ci± podawa³a rêkê.
- No, gdzie te drugie
czere¶nie...?
- Ju¿ pani chce nas porzuciæ,
fe, to nie³adnie.
- Kiedy mnie siê nudzi, ja
wcale nie wiem, jak z wami
rozmawiaæ.
Porucznik spojrza³
zdziwiony... Co to za panna,
której mo¿e byæ nudno w
towarzystwie trzech m³odych,
eleganckich ludzi
|
WÄ…tki
|