ďťż

Na następne 10 lat jego życia złożyła się praca w wielu zawodach...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Był kolejno boyem hotelowym, pomocnikiem golarza, komiwojażerem zatrudnionym u handlarza win, tkaczem, robotnikiem niewykwalifikowanym i wreszcie sprzedawcą w aptece (czy może raczej drogerii, gdyż w owych czasach leki i perfumy sprzedawano w tych samych sklepach) u niejakiego Pierre’a Legrange’a przy Place Beauvau. Ponieważ podczas pobytu w Paryżu nabył upodobania tak do eleganckich strojów, jak i pięknych kobiet, a jak wiadomo, są to raczej kosztowne hobby, „dorabiał sobie” do skromnej na ogół pensji kradnąc, co się dało i gdzie się dało. Nie inaczej było też w ostatnim miejscu pracy, czyli w drogerii Legrange’a. Osiągał tu niezłe dodatkowe „zarobki”, podkradając buteleczki różnych pachnideł z magazynu swego pryncypała i sprzedając je za pół ceny. Jak przed laty Hawr, tak teraz Ameryka wydała mu się jedynym miejscem na ziemi, gdzie naprawdę można zdobyć majątek. Był jednak pewien problem. Walder po prostu nie miał pieniędzy na podróż. Zdawał sobie sprawę, że z kradzieży perfum nie zdoła szybko zgromadzić odpowiedniej sumy, zwłaszcza że nie miał przecież zamiaru rezygnować z wyżej wspomnianych uciech. Zresztą, sądząc z tego, co o nim wiemy, wątpić należy, by oszczędzanie leżało w jego naturze. Wpadł wkrótce na znacznie lepszy i szybszy sposób zdobycia odpowiedniej sumy. W niedzielę 5 października 1879 roku w drogerii Legrange’a pracowały tylko trzy osoby. (Nie znaczy to, by ta placówka handlowa pełniła ostry dyżur; większość sklepów otwarta była także w niedzielę, jeśli tylko właściciel mógł mieć nadzieją na wystarczający utarg.) Za ladą stali Legrange oraz jego młody subiekt, Arnold Walder, na zapleczu krzątała się służąca Legrange’a, Zelie Gaillot. Od godziny dwunastej do czwartej po południu liczni klienci widzieli w sklepie zarówno właściciela, jak i jego pomocnika. Natomiast od czwartej do ósmej, kiedy to drogerię zamykano, klientów obsługiwał już tylko sam Walder, który promiennie uśmiechał się zza lady i biegał po żądane leki. Pracował sam z bardzo prostej przyczyny: pryncypał i służąca leżeli już martwi w piwnicy, dokąd zeszli, by przynieść do sklepu zapas wody mineralnej. Obojgu zmiażdżono czaszki. Sprawca posłużył się najprawdopodobniej tłuczkiem od moździerza aptekarskiego, który znaleziono w pobliżu zwłok ze śladami krwi i przylepionymi włosami. O godzinie dwudziestej drogeria została zamknięta, a zwłoki odkrył dopiero Emanuel Fleuty, który przybył następnego dnia rano do pracy (Legrange zatrudniał go jako „chłopca do wszystkiego”). Walder zniknął, rozpoczęto więc intensywne poszukiwania, jako że od początku nie ulegało wątpliwości, kto jest mordercą. Nad sklepem znajdowało się mieszkanie Legrange’a i jego rodziny (żona i troje dzieci drogisty przebywały u rodziny pod Paryżem). W sypialni Legrange’a odkryto jeszcze jeden dowód winy Waldera, zakrwawioną koszulę z haftowanym wymyślnie monogramem „AW” (Walder uwielbiał takie szczegóły). Najwyraźniej morderca przebrał się w jedną z koszul swej ofiary (z całą pewnością o wiele za dużą). Mieszkanie Legrange’a zostało ponadto obrabowane, a na łup Waldera złożyły się następujące przedmioty: 1500 franków, złoty zegarek, złota spinka do krawata z perłą, rewolwer, kilka buteleczek perfum, skrzynka zawierająca trucizny oraz... trzy flanelowe kaftaniki. Czyżby sprawcy było zimno? Zdołano ustalić, że człowiek o powierzchowności Waldera (jak się za chwilę przekonamy, dość charakterystycznej) udał się ostatnim nocnym pociągiem do Hawru.. Od licznych kochanek poszukiwanego policja dowiedziała się, że Walder planował wyjechać do Ameryki. W związku z tym obstawiono port i przeczesywano hotele – niestety, bezskutecznie. Poszukiwania miała ułatwić dostarczona przez jedną z wyżej wspomnianych panienek fotografia Waldera, którą policja natychmiast powieliła i wkrótce podobizna poszukiwanego obiegła całą Francję, Anglię i Stany Zjednoczone
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.