ďťż

Ciocia Pol nachyliła się, aby dotknąć piersi Belgaratha...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
- Co się stało? - wyszeptał gwałtownie Garion. - Nic się nie stało, Garionie - odpowiedziała spokojnie. - Proszę, nie powtarzaj tego za każdym razem, kiedy się poruszę. Jeśli coś będzie się działo, powiem ci. - Przepraszam. Po prostu jestem zdenerwowany. Odwróciła się do niego i rzuciła mu przeciągłe spojrzenie. - Może zabrałbyś Podarka i wyszedł na górę, aby dołączyć do Silka i Durnika? - A jeśli będziesz mnie potrzebować? - Wtedy zawołam, kochanie. - Wolałbym zostać, ciociu Pol. - A ja wolałabym, żebyś poszedł. Wezwę cię, gdybyś był potrzebny. - Ale... - Już, Garionie. Garion wiedział, że nie ma sensu dyskutować. Zabrał ze sobą Podarka i otworzywszy drzwi z tyłu wozu, wspiął się po schodach na górę. - Jak on się czuje? - spytał Silk. - Skąd miałbym wiedzieć? Wiem jedynie, że wygoniła mnie stamtąd. - W jego głosie zabrzmiała lekka gorycz. - To może być dobry znak, wiesz? - Możliwe. Garion rozejrzał się wokół. Na zachodzie dostrzegł pasmo niskich wzgórz. Nad nimi wznosiła się potężna skalna piramida. - Twierdza Algarów - poinformował Gariona Durnik. - Jesteśmy aż tak blisko? - Nadal mamy przed sobą dobry dzień jazdy. - Jak wysokie są te mury? - spytał Garion. - Co najmniej dwieście, trzysta łokci - odparł Silk. - Algarowie budują ją od kilku tysięcy lat. Dostarcza im to zajęcia po sezonie rozmnażania stad. Barak podjechał do wozu. - Co z Belgarathem? - spytał, gdy się zbliżył. - Myślę, że czuje się odrobinę lepiej - odrzekł Garion - ale nie wiem na pewno. - To przynajmniej coś. - Wielki Cherek wskazał ręką żleb leżący przed nimi. - Lepiej go objedź - powiedział do Durnika. - Król Cho-Hag twierdzi, że w tym miejscu teren jest dość nierówny. Kowal skinął głową i ściągnął lejce. Przez cały ten dzień Twierdza Algarów wznosiła się wyżej i wyżej na zachodnim horyzoncie. Była to ogromna, wyniosła forteca, wyrastająca z ciemnych wzgórz. - Pomnik wystawiony idei, która wymknęła się spod kontroli - zauważył Silk, przeciągając się leniwie na dachu wozu. - Niezupełnie rozumiem - stwierdził Durnik. - Algarowie to nomadzi - wyjaśnił Drasanin. - Żyją w wozach takich jak ten i podążają za stadami. Twierdza stanowi dla Murgów idealny obiekt ataku. Tylko po to istnieje. W istocie to bardzo praktyczne. Znacznie łatwiejsze niż szukanie nieprzyjaciół po tych stepach. Murgowie zawsze się tu zjawiają i łatwo można się ich pozbyć. - Czy oni sami nie zdają sobie z tego sprawy? - w głosie Durnika zabrzmiała nutka sceptycyzmu. - To możliwe, ale i tak tu przybywają, ponieważ nie mogą się oprzeć pokusie. Nie potrafią zaakceptować faktu, że tak naprawdę nikt tu nie mieszka. - Ostre rysy Silka wykrzywiły się w uśmiechu. - Wiesz, jak uparci są Murgowie. W każdym razie, w miarę upływu lat algarskie klany wymyśliły sobie coś w rodzaju konkurencji. Co roku próbują pokonać innych w ilości kamienia, który tu ściągną, toteż mury rosną coraz wyżej i wyżej. - Czy Kal Torak naprawdę oblegał to miejsce przez osiem lat? - spytał Garion. Silk przytaknął skinieniem głowy. - Mówi się, że jego armia była niczym morze Angaraków, którego fale rozbijały się o mury Twierdzy. Wciąż mogliby tu tkwić, ale zabrakło im prowiantów. Wielkie armie zawsze mają z tym problem. Każdy głupiec może zebrać żołnierzy, ale w porze obiadowej zaczynają się kłopoty. Gdy zbliżyli się do tej góry zbudowanej ludzkimi rękami, bramy Twierdzy otwarły się i wyłoniła się z nich grupka jeźdźców, która wyszła im na spotkanie. Z przodu, na białym rumaku, jechała królowa Silar; Hettar podążał tuż za nią. Po chwili cała grupa zatrzymała się i zastygła w oczekiwaniu. Garion uniósł niewielką klapę w dachu wozu. - Przyjechaliśmy, ciociu Pol - zameldował przyciszonym głosem. - To dobrze - odparła. - Jak się miewa dziadek? - Śpi. Jest nieco silniejszy. Idź, poproś Cho-Haga, aby natychmiast zabrano nas do środka. Chcę umieścić ojca w ciepłym łóżku najszybciej, jak to tylko możliwe. - Tak, ciociu Pol. - Garion opuścił klapę, po czym zbiegł schodkami umieszczonymi z tyłu wlokącego się powoli wozu. Odwiązał konia, wskoczył na siodło i podjechał na czoło kolumny, gdzie algarska królowa spokojnie witała się ze swoim małżonkiem. - Przepraszam - powiedział z szacunkiem, zeskakując na ziemię - ale ciocia Pol chce, aby natychmiast zaniesiono Belgaratha do środka. - Jak on się czuje? - spytał Hettar. - Ciocia mówi, że jego oddech trochę się wzmocnił, ale wciąż jest zmartwiona. Nagle na tyłach grupki, która przybyła z twierdzy, rozległ się tętent małych kopyt. Po chwili spomiędzy jeźdźców wypadł źrebak urodzony w górach pod Maragorem i podbiegł wprost ku nim. Garion natychmiast stał się obiektem wylewnych czułości zwierzęcia. Konik tulił się do niego, trącał go głową, po czym odbiegał na bok, by natychmiast przygalopować z powrotem. Kiedy Garion, chcąc go uspokoić, położył mu rękę na szyi, źrebak aż zadrżał z radości. - Czekał na ciebie - powiedział Hettar. - Wydawał się wiedzieć, że nadjeżdżasz. Wóz zwolnił jeszcze bardziej i zatrzymał się. Z otwartych drzwi wyjrzała ciocia Pol. - Wszystko gotowe, Polgaro - oznajmiła królowa Silar. - Dziękuję ci, Silar. - Czy odzyskał choć trochę sił? - Wygląda nieco lepiej, ale w tej chwili trudno powiedzieć coś pewnego. Podarek, obserwujący dotąd całą scenę z dachu wozu, nagle zsunął się po schodkach, zeskoczył na ziemię i pobiegł między nogami wierzchowców. - Złap go, Garionie - poleciła ciocia Pol. - Myślę, że lepiej będzie, jeśli pojedzie ze mną, póki nie znajdziemy się wewnątrz twierdzy. Gdy Garion ruszył za chłopcem, źrebak śmignął naprzód i Podarek śmiejąc się radośnie pobiegł za nim. - Podarku! - krzyknął ostro Garion. Tymczasem źrebak zawrócił w galopie i nagle popędził wprost ku dziecku, szaleńczo wierzgając kopytami
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.