ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Pierwszy dokument to była skserowana kopia dokumentu Agencji do spraw Zaawansowanych Projektów Badawczych noszącego datę 3 stycznia 1983 roku. Był zatytułowany: Scenariusz Obrony Cywilnej numer 4 - Projekt Megid-do. Pod spodem ktoś przystawił pieczątkę: Ścisłe tajne", a potem dopisał słowa: SŁOWO-KOD: ZORA.
- Dziwne, że mieszkamy tak blisko siebie, prawda? - stwierdził Mitchell, otwierając teczkę z aktami kogoś z armii.
- Tak jak pan powiedział, ta część kraju wygląda pięknie pod śniegiem - powiedział Trask, który pisał na laptopie, stanowiącym część centrum biznesowego, w którego skład wchodził jeszcze faks, bezprzewodowy internet i oczywiście bezpieczny system komunikowania się - Quantis. Rozrywkę zapewniały przezroczysty dach, odtwarzacz DVD i dwa telewizory o płaskich ekranach. Głośniki stereofoniczne Bose dawały muzykę tak potężną, że jej moc była mierzona w koniach mechanicznych.
- To tutaj.
Trask wskazał w górę drogi na skromny, ale starannie utrzymany dom z lat siedemdziesiątych XX wieku, o czterospadowym dachu. Aluminiowy siding o barwie musztardowej wypłowiał nierównomiernie, drzwi do garażu należałoby wymienić, ale dom pasował do działki, na której stał. Właściciel zaparkował swego forda F-150 pod pryzmą śniegu. Stojący obok pług śnieżny wyglądał na nowiu-sieńki.
212
- Spodziewałem się czegoś więcej... że będzie tu ładniej - zauważył Mitchell. Większość informacji w jego teczce liczyła sobie już dwadzieścia lat, ale została posortowana i wybrano to, co najważniejsze. Właściciel tego domu zarobił wystarczająco dużo pieniędzy, żeby żyć na wyższej stopie.
- Wie pan, jak to jest z ludźmi i z ich pieniędzmi - Trask wyłączył komputer. - Gust nie zawsze idzie w parze z pieniędzmi.
Kierowca zatrzymał się za pikapem, wyskoczył i pobiegł szybko dokoła samochodu, aby otworzyć Mitchellowi drzwi. Za nim wygramolił się Trask, podszedł do drzwi i zadzwonił.
- Tak? - Właściciel domu stał za pierwszymi, aluminiowymi drzwiami ubrany w białe spodnie ze sztruksu w grube prążki i w wełniany sweter. - Czym mogę służyć?
Popatrzył na Mitchella, a następnie na samochód.
- Czy wie pan, kim jestem?-spytał Mitchell.
- Czytam gazety - odparł mężczyzna, nie okazując żadnej reakcji.
- Czy pozwoli pan, że wejdziemy i zamienimy kilka słów? Kostki na ręku mężczyzny pobielały, tak mocno ścisnął kant drzwi.
Popatrzył w górę i w dół ulicy, a potem znowu na człowieka, którego każdy z sąsiadów także by rozpoznał.
- A czego chcecie? - spytał podniesionym tonem, cały czas patrząc na ulicę. - Dlaczego powinienem was wpuścić?
- Ponieważ kiedyś zaliczał się pan do patriotów - wyjaśnił mu Mitchell - i ma pan coś, czego potrzebuję.
Oto człowiek - myślał facet w swetrze - który kupuje korporacje, płacąc za nie miliardy. Magazyny donosiły, jak to Jordanowi Mitchellowi zajmuje całe lata wytropienie spadkobierców jakiejś sztuki broni do jego kolekcji. Ten człowiek grzecznie prosi, ale łatwo dostrzec, że odmowa to tylko strata czasu.
- A co ja mógłbym mieć, co wy byście chcieli?
- Szczegóły dotyczące projektu Megiddo - odpowiedział Mitchell.
- Co?
Ten facet albo nie miał pojęcia, o czym Mitchell mówi, albo też był cholernie dobrym łgarzem.
- To bardzo ważne - powiedział prezes Borders Atlantic. - Zdaje pan sobie chyba sprawę, że w przeciwnym razie by mnie tu nie było.
213
Przyłożył teczkę z dokumentami ARPA* do szyby drzwi. Teczka była otwarta na stronie dwudziestej drugiej. Widniała na niej czarno--biała fotokopia zdjęcia mężczyzny w wojskowym ubraniu i w zielonym berecie. Fotografia była stara i zniszczona, ale jeśli chodzi o twarz, to nie było najmniejszych wątpliwości.
- Cholera - zaklął właściciel domu. - Powiedzieli mi, że ten facet zniknie na zawsze.
* Advanced Research Project Agency - Agencja ds. Zaawansowanych Projektów Badawczych.
Rozdział XIII
Piątek, 18 lutego
2.10 GMT
Sala posiedzeń, Biały Dom
PIERWSZA WIADOMOŚĆ o ataku nadeszła za pośrednictwem agencji najważniejszej dla rządu amerykańskiego, jeśli chodzi o zbieranie materiału wywiadowczego - CNN. Andrea Chase właśnie rozmawiała przez bezpieczną linię z generałem Oshinskim w Pentagonie, kiedy na ekranie telewizyjnym nagle pojawiła się transmisja na żywo Wolfa Blitzera z Kalifornii.
- Havelock - krzyknęła Chase, ile tylko miała sił w płucach. Gabinet doradcy do spraw bezpieczeństwa narodowego znajdował się na samym końcu korytarza, jeszcze za wiceprezydenckim, ale było jej wszystko jedno, czy ktoś słyszy.
- Andrea, widziałaś... - Sekretarz prasowy Białego Domu niemal zderzył się z nią w drzwiach, ponieważ Andrea Chase akurat wybiegała ze swojego gabinetu.
- Zwołaj posiedzenie gabinetu - poleciła, nie zastanawiając się nad tym, że rzecznik będzie miał niedługo mnóstwo własnych spraw. - Narodowa Rada Bezpieczeństwa do Sitroomu. Natychmiast.
- Telewizja informuje o niedoborach w dostawie energii elektrycznej na zachodzie Stanów Zjednoczonych - komunikował rzecznik, biegnąc za nią. - Siedemnaście stanów...
- Gdzie jest wiceprezydent? - chciała wiedzieć Chase
|
WÄ
tki
|