ďťż

Pod ich uderzeniami drzewa palmowe jęły trzeszczeć i giąć się w pół, wyrzucając w powietrze chmarę obumarłych liści...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Mocniejsze drzewa nie chciały się jednak uginać, wywijały tylko ogromnymi konarami jak wielkim rozgałęzionym biczem... Netta z podziwem przyglądała się temu widowisku, gdy nagle olbrzymia gałąź wzbiła się w górę i... z szumem przeleciała tuż ponad dachem. Och! Co tchu pognała do domu, krzycząc do bliźniaczek: — Wstawajcie! Prędko! Nadchodzi diabelski wiatr! — Sama błyskawicznie owinęła Wesleya w prześcieradło i wzięła na ręce. Chłopiec wyrwany nagle ze snu zaczął płakać, bliźniaczki mamrotały coś nieprzytomnie. Netta, niewiele myśląc, wymierzyła każdej po kopniaku. — Wstawać, mówię! Trzeba stąd uciekać! Potykając się na schodkach, wypadły na ulicę. — Wracajmy! — krzyczała Polly. — Lepiej schować się pod domem! Netta nie zwolniła jednak kroku, a ponieważ to ona niosła Wesleya, siostry musiały biec za nią. Znajdowały się na terenie, gdzie jeszcze nie było domów i gdzie szalejąca wichura co chwila spychała je z trasy, tak że posuwały się naprzód zygzakiem. Netta zmierzała w stronę wąwozu, którego wysokie brzegi mogły ich osłonić przed wiatrem. Z uwieszonym u szyi malcem nie było to wcale łatwe. Raz po raz potykała się o jakąś nierówność albo nogi więzły jej w splątanej masie kłującego skrubu. Otaczała ich ciemność i wielkie szumiące drzewa smagane strugami ulewnego deszczu i coraz gwałtowniejszymi podmuchami wiatru. Netta wiedziała, że i one, te drzewa, muszą ciężko walczyć o życie. Odnalazła wreszcie ten wąwóz i prawie bez tchu ześliznęła się po jego rozmokłym zboczu. Był głębszy, niż się jej zdawało, ale to nawet lepiej, powiedziała sobie. Bliźniaczki gramoliły się za nią, jęcząc ze strachu, więc krzyknęła na nie, że mają trzymać się blisko, a sama zaczęła szukać kryjówki. Wybrała w końcu miejsce u podnóża jakiegoś drzewa, gdzie wszystkie zbiły się w grupkę, trwożnie nadsłuchując wzmagających się odgłosów sztormu. Były tak przemoczone, że Netta dopiero po dłuższej chwili spostrzegła, co się dzieje: woda! W wąwozie wzbierała woda! Gwałtownie poderwała się na nogi, bezskutecznie próbując sobie przypomnieć jakieś inne, w miarę bezpieczne miejsce. 414 PIÓRO I KAMIEŃ Majacząca w ciemności wielka gałąź wyglądała na solidną... Bez namysłu oddała Wesleya Polly i zaczęła wspinać się po pniu. Pobieżnie obmacała gałąź i krzyknęła do dziewcząt: — Teraz mi go podajcie! — Umieściwszy chłopca w rozwidleniu wielkich konarów, zbadała tę gałąź dokładniej i teraz dopiero stwierdziła, że nie wytrzyma ona większego obciążenia, tam dalej jest zbyt cienka... — Na tej już nie ma miejsca, a następna jest za wysoko — zawołała znów do bliźniaczek. — Złaźcie na dół! — Z początku nie chciały słuchać i z płaczem czepiały się drzewa, musiała je więc postraszyć: — Róbcie, co mówię, bo powiem Maudie! Dostaniecie baty! Kiedy głośno zawodząc zniknęły w ciemnościach, Netta przytuliła do siebie Wesleya: — Teraz my tu siedzieć cichutko jak dwa malutkie niedźwiadki. My spać sobie na wielkim drzewie i zejść na dół rano — powiedziała, chcąc go uspokoić. Malec posłusznie objął potężny pień drzewa i z głową opartą na ramieniu Netty zapadł po chwili w niespokojną drzemkę. Deszcz tymczasem stale się wzmagał, a szum wiatru przeszedł w głośne wycie. Sądząc po dobiegającym z dołu plusku, wąwóz zamienił się w strumień. Netta przeklinała własną głupotę: jak mogła o tym nie pomyśleć! Kiedy po pewnym czasie uderzył ją w nozdrza intensywny zapach morskiej wody, przypomniała sobie o czymś jeszcze gorszym: zaraz zacznie się przypływ! Wąwóz stał się teraz strasznie niebezpieczny. Morze, rozwaliwszy po drodze wydmy, runęło w stare koryto płynącej tu niegdyś rzeki czy strumienia, by zmierzyć swe siły z wzbierającą falą powodziową, a rosła ona z każdą chwilą. Prastara struga odzyskała nagle dawną świetność, a jej rwące ku morzu wody zderzyły się z hukiem z potężną falą przypływu. Tony spienionej wody wzbiły się na niebotyczną wysokość i w następnej sekundzie kolosalna fala ruszyła w głąb lądu, zmiatając wszystko po drodze
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.