ďťż

- Ależ to Torturella de Mon! - zawołała pani Poczciwińska...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
- Chodziłyśmy do jednej klasy. Wyrzucono ją ze szkoły za picie atramentu. - Czy aby nie nosi się zbyt krzykliwie? - mruknął pan Poczciwiński i chciał zawrócić. Ale wysoka kobieta dostrzegła jego żonę i ruszyła ku niej po schodkach. Nie mając wyboru, pani Poczciwińska musiała przedstawić jej męża. - Wejdź, poznaj, teraz mojego - powiedziała wysoka kobieta. - Przecież właśnie wychodziłaś - odparła pani Poczciwińska spoglądając na szofera, który czekał przy otwartych drzwiczkach samochodu. Limuzyna, pomalowana w biało-czarne pasy, już z daleka wpadała w oko. - Nigdzie mi się nie śpieszy. Koniecznie musicie do mnie wstąpić. Nianie powiedziały, że wezmą Pongo i Mimi i wrócą zająć się kolacją, ale wysoka kobieta uparła się, że psy także muszą ją odwiedzić. - Są takie piękne. Chcę je pokazać mężowi. - Jak się teraz nazywasz, Torturello? - spytała pani Poczciwińska, gdy przechodzili zielonym marmurowym korytarzem do salonu wyłożonego czerwonym marmurem. - Wciąż się nazywam de Mon - odparła Torturella. - Jestem ostatnia z rodu, więc zmusiłam męża, żeby to on przyjął moje nazwisko. Wtem proste, absolutnie białe norki zsunęły jej się z ramion na podłogę. Pan Poczciwiński schylił się po nie. - Cóż za piękne futro - zauważył. - Ale na tę pogodę jest chyba za ciepłe? - Mnie nigdy nie jest za ciepło - oświadczyła Torturella. - Noszę futra przez okrągły rok. Sypiam w pościeli z gronostajów. - Bardzo gustownie - mruknął pan Poczciwiński uprzejmym tonem. - A dobrze się pierze? - Uwielbiam futra! - ciągnęła Torturella, jak gdyby go nie usłyszała. - To treść mojego życia! Właśnie dlatego wyszłam za kuśnierza. Na te słowa do salonu wszedł pan de Mon - drobny człowieczek o wiecznie zmartwionej twarzy. Poza tym, że był kuśnierzem, niewiele można by o nim powiedzieć. Torturella przedstawiła go, po czym spytała: - A gdzież się podziały te dwa rozkoszne psiska? Pongo i Mimi siedzieli pod fortepianem głodni jak wilki, bo czerwone marmurowe ściany przywodziły im na myśl plastry surowego mięsa. - Spodziewają się dzieci - oznajmiła wesoło pani Poczciwińska. - Nie może być! To wspaniale! - ucieszyła się Torturella. - Pieski, chodźcie no tu! Pongo i Mimi podeszli uprzejmie. - Można by z nich zrobić zachwycające futro, nie sądzisz? - Torturella zwróciła się do męża. - Nosiłabym je wiosną, na czarny kostium. Że też nie przyszło nam do głowy szyć futer z psich skór! Pongo warknął groźnie. - Pongo, kochany, to był tylko żart. - Mówiąc to, pani Poczciwińska pogłaskała go i zwróciła się do koleżanki: - Czasami mam wrażenie, że one rozumieją każde nasze słowo. Ale oczywiście wcale w to nie wierzyła. A tymczasem była to prawda. A ściślej - była to prawda w wypadku Pongo. Mimi nie rozróżniała tylu ludzkich słów co on. Zrozumiała jednak żart Torturelli i uznała, że jest w bardzo kiepskim guście. Natomiast Pongo był po prostu wściekły. jak można powiedzieć coś takiego w obecności jego żony, i to akurat wtedy, gdy spodziewa się swoich pierwszych dzieci! Ucieszył się widząc, że Mimi nie posmutniała. - Musicie wpaść do nas na obiad... w przyszłą sobotę - powiedziała Torturella. Nie znajdując żadnej wymówki (bo była bardzo prawdomówna), pani Poczciwińska zgodziła się, dodając, że nie powinni już dłużej zatrzymywać gospodarzy. Gdy szli korytarzem do wyjścia, przemknęła koło nich prześliczna biała perska kotka i pobiegła schodami na górę. Pani Poczciwińska zachwyciła się nią. - Właściwie to jej nie lubię - stwierdziła Torturella. - Utopiłabym ją, gdyby nie była taka cenna. Kotka odwróciła się na schodach i prychnęła gniewnie. Być może na Pongo i Mimi... ale niekoniecznie. - Musicie posłuchać mojego nowego klaksonu - powiedziała Torturella, gdy wyszli przed dom. - Jest najgłośniejszy w całej Anglii. Przecisnęła się obok szofera i zatrąbiła przeciągle. Pongo i Mimi omal nie ogłuchli. - Śliczne, urocze psiska - zwróciła się do nich Torturella, wsiadając do limuzyny w biało-czarne pasy. - Tak byście pasowały do mojego samochodu... i moich biało-czarnych włosów
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.