ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Podróż odbywali jak można najśpieszniej, jednak zawsze jeszcze za powolnie dla Laury, i czwartego dnia stanęli w najbliższym od Borowiec miasteczku, w którym zięć Arona miał sklep korzenny i dom zajezdny.
Była to stacja konieczna dla wywiedzenia się o stanie rzeczy w Borowcach i narady, co czynić wypadnie. Mordko, Arona zięć, równie jak teść był cały na Dobków usługi, wiedział przynajmniej co przed kilku dniami działo się w Borowcach, i po godzinnej rozmowie i odebraniu instrukcji, na całą noc ruszył do Arona, by od niego dostać świeżego języka i obmyślić, jakby tam, oczu nie zwracając, dojechać było można. Aron, dowiedziawszy się o przybyciu Laury, zamiast listu lub rady, sam przyjechał z zięciem do kochanej panienki. Gdy wszedłszy do izby, w której siedziała z Honorym, zobaczył ją w tym ubraniu męskim, ogorzałą, zmęczoną, z włosami obciętymi, zmienioną smutkiem, niepokojem i niewywczasem załamał ręce i rozpłakał się.
Potem zaczęło się rozciągłe, nieskończone, przerywane wykrzyknikami opowiadanie o sprawach pani Dobkowej, pana rotmistrza Poręby i filuta Przepiórki, o zdradzie starego Wala, o uwięzieniu Dobka i daremnych dotąd na zamku poszukiwaniach. Aron pochwalał wielce myśl wykradzenia pana Salomona.
Niech panienka przyjedzie, to jemu serca doda rzekł. Niebezpieczeństwa nie ma, bo ja nie dwie, nie trzy, ale piętnaście osób schowałbym w domu, a w miasteczku choć sto, gdyby była potrzeba. Niech państwo zawiozą jegomościa gdzie na bezpieczne miejsce i starać się rozpoczną, to się pieniędzmi o wszystko wystarają. A jeżeli rozwody są, niechaj sobie jejmość wraca do Smołochowa, choćby jej za to płacić przyszło. Ona wszystkiego nam nieszczęścia naniosła.
Honory był za tym, aby pan Salomon schronił się do Konopnicy, czemu Laura zrazu była przeciwna, potem spojrzała nań i zamilkła.
Zobaczymy rzekła ale trzeba w takim razie, żebyś waszmość był grzeczny.
Aron, ledwie posiliwszy się u zięcia, gdy Laura nagliła, natychmiast z powrotem wyruszył, aby tam, co można, nieznacznie do ucieczki przygotować. Świeże konie musiano na kilku miejscach rozstawiać dla pośpiechu i o kołach i osiach zapaśnych myśleć, żeby przypadek nie wstrzymał w ucieczce, choć pogoni nie przewidywano. Mogła ja wszakże Dobkowa z rotmistrzem urządzić. Siary Żyd miał wszystko w dobrej pamięci.
Przybywszy do Borowiec, poszedł do przepierzenia najprzód oznajmić panu Salomonowi, iż córka do niego i po niego przybywa. Stary, nie wierząc uszom, zrazu, rozpłakał się z radości. Ucieczka była mu wstrętliwą, lecz z Laurą gotów był do niej. Zdało się iż w jednej chwili zapomniał o wszystkim, co ucierpiał. Więcej odzyskanie córki cieszyło go niż zapowiedziana swoboda. Pytał tylko po kilkakroć, kiedy przyjedzie. Aron kazał mu oczekiwać rychło, oznajmił, że sam ją widział, że mówił z nią, że co chwila z Honorym razem nadjechać może.
Przybycie podróżnych, ucieczka starego Dobka nie mogły przejść nie postrzeżone w zwykłych warunkach życia pana komisarza i jego podwładnych. Aron też, znając ich, przygotował wina antałek, do którego czy w istocie przymieszał jakiego ziela, Panu Bogu tylko wiadomo. I bez tego napój mocny, niepomiernie użyty, mógł poskutkować.
Żółtuchowski tak był pewien swojego więźnia, że od początku osadzenia go drzwi nawet w przeforsztowaniu znajdujących się opatrywać nie kazał, raz ich poprobowawszy, że były zamknięte. O wieczornej godzinie, gdy obok rotmistrz Poręba razem z Żółtuchowskim i pisarzem Kamińskim pieśń o chmielu śpiewali na całe gardło, Aron otworzył drzwi te Dobkowi, który już od dawna był gotów. Na tapczanie ułożono obwinięty w kapotę skręcony kul słomy, z butami w jednym końcu a chustką w drugim, który śpiącego człowieka o zmroku wcale nieźle przedstawiał. Stary wyszedł przez cały szereg izdebek aż do drzwi ostatnich, tu nałożył żydowski płaszcz i kapelusz, i razem z Aronem przesunął się na drugi koniec karczmy, gdzie nań Laura i Honory oczekiwali. Eliasz miał dla niego przygotowane ubranie, a na dworze stała bryka zaprzężona, która wszystkich zabrać miała. Gdy Laura upadła mu do nóg, Dobek o mało z płaczu nie dostał serdecznego śmiechu i nierychło mógł oprzytomnieć.
Po tym wzruszeniu musiał wypocząć, by myśli zebrać, co mu czynić należało. Nie naglono o wyjazd, gdyż komisja piła, śpiewała, a obawy o odkrycie spisku nie było najmniejszej.
Gdy już sądzono, że się da zabrać, pan Dobek odezwał się dopiero z żądaniem, trochę dziwnym i bardzo niebezpiecznym, że wprzód na zamek koniecznie pójść musi, aby papiery niektóre poniszczyć, inne zabrać i w grosz na wszelki wypadek się zaopatrzyć. Pomimo najusilniej szych próśb i zaklęć Laury i Honorego, uparł się przy swoim, zaręczając, że im z Eliaszem nic się tam złego stać nie może.
Laurze, która mu towarzyszyć chciała, iść nie pozwolił. Musiano się zgodzić na tę wycieczkę, która wyjazd o parę godzin odraczała. Wyszli więc po ciemnej nocy sami jedni
|
WÄ
tki
|