- Ale moja pani...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
.. - Przepraszam, przepraszam, przy swoim stojê, intry¿ka... za¿enowanie mamy, panny... kawaler niby przypadkiem spotyka siê... bo to dos³ysza³am. By³a mowa o Warszawie, o Berlinie. - Siadasz pani z nami do sto³u? bo zupa stygnie! - odezwa³a siê Ormowska znudzona. - Nie, ja dzi¶ z suchotami! upadam do nóg, niech pañstwo siadaj±. I wybieg³a. U wód w ogólno¶ci, czy kto chce siê bawiæ, czy nie, przyjêt± jest rzecz±, ¿e baliki i tañce byæ musz± i ¿e pewna czê¶æ m³odzie¿y chwyta ster ich, wiedz±c, ¿e siê tym pannom przypodoba - i wieczory, pikniki, tañcuj±ce wieczerze, skacz±ce podwieczorki nastêpuj± jedne po drugich. Panny za¶ i panie, byle potañcowaæ mog³y, nawet w czasie najsro¿szej wojny, wiele gotowe przebaczyæ niedostatecznemu o¶wietleniu sali, niezbyt równej pod³odze, a nawet niekoniecznie dobranej muzyce. Trafi³o mi siê czytaæ z dawnych lat dziennik pewnego oficera, który z obozu niezbyt oddalonego pos³any do miasta wkrótce spodziewaj±cego siê oblê¿enia, ca³e noce wywija³ mazura... Z rana, oblawszy siê zimn± wod±, wraca³ na plac boju i raz tak od walca poszed³ wprost prawie do kurhanu. Wiêc i w tym roku, choæ w wojsku austriackim i pruskim wielu krewnych bliskich mieli go¶cie kryniccy, p³eæ piêkna nie potrafi³a siê oprzeæ pokusie zabaw, bardzo skromnych, ale nie mniej rozrywaj±cych umys³y i niecierpliwe nó¿ki tancerek. Nim jednak przysz³o do wielkich, stanowczych narad nad wyznaczeniem terminu pierwszego wieczora, mêskie towarzystwo, do którego nale¿a³a inicjatywa, naprzód musia³o siê skupiæ i obliczyæ, i przyj¶æ do pewnego porozumienia. J±dro jego stanowili naturalnie miejscowi m³odzi panicze, którzy siê znali miêdzy sob±. Z tych ka¿dy niemal, porobiwszy u wód ju¿ znajomo¶ci, wprowadza³ kogo¶, prezentowa³ i wyjednywa³ mu u innych prawo obywatelstwa; w ten sposób zlepia³o siê owo grono, z którego ³ona wyj¶æ mia³ komitet urz±dzaj±cy zabawy i obejmuj±cy pewien rodzaj supremacji nad towarzystwem. Od niego pó¼niej zale¿a³o, które z pañ mia³y byæ proszone, pominiête, która wybrana gospodyni± itp. Wszystko to ma³e na pozór wydaj± siê rzeczy, ale na deptaku u zdrojów - o, jak¿e wielkie przybieraj± rozmiary, ile obudzaj± wspó³zawodnictw, gniewów, fochów, uraz - ba, nawet cichych pojedynków i nag³ych wyjazdów. Zrazu zwykle idzie wszystko jak po ma¶le i klei siê wybornie, najmniejszej dysharmonijnej nuty, zgoda najprzyk³adniejsza, nagle - jakby komar zabrzêcza³ tylko, kto¶ komu¶ co¶ powiedzia³, kto¶ komu¶ siê nie tak uk³oni³, jaka¶ pani poczu³a siê obra¿ona danym drugiej pierwszeñstwem, maleñkie to uk±szenie sprowadza b±bel, a gdy ten zniknie, d³ugo jeszcze skóra czerwona swêdzi. Z niczego rodzi siê nieporozumienie, niczym siê pod¿ega, us³u¿ny po¶rednik godz±c j±trzy i rozje¿d¿aj± siê go¶cie pokwaszeni na siebie na wieki wieków. Szczê¶ciem, ¿e prawdopodobnie drugi raz w ¿yciu siê nie spotkaj±. W tej chwili Krynica by³a jeszcze b³ogim przybytkiem pokoju, nikt na nikogo koso nie patrza³. Kilku z Krakowa m³odzieñców dystyngowanych tworzy³o kó³ko owe, do którego z wolna nowe mia³y siê wi±zaæ ogniwa. Znalaz³ siê bardzo przyzwoity i mi³y obywatel z Królestwa, pan Aksakowicz, u którego m³odzie¿ wieczory spêdza³a. Grywano wista skromnego i gawêdzono poufale. Majêtny cz³owiek, choæ na z³e czasy okrutnie stêka³, Aksakowicz zajmowa³ mieszkanie obszerne "Pod Z³ot± Jab³oni±" i u niego najwygodniej siê zbieraæ by³o ku wszelkim naradom. Aksakowicz mia³ tê jedn± wadê tylko, ¿e go¶cinny do zbytku, nie zwa¿aj±c na kuracjê, lubi³ bardzo wêgrzynem czêstowaæ. Dopuszcza wprawdzie skromne jego u¿ycie woda krynicka, ale wara od zbytków. Aksakowicz utrzymywa³, ¿e to, in quo nati sumus, wêgierskie, nigdy szkodziæ nie mo¿e, w ¿adnym razie, nawet na ¶miertelnej po¶cieli. Z tego powodu opowiada³ zawsze dykteryjkê o nieboszczyku swym dziadku, który by³ opuszczony od lekarzy, zdesperowany, przyj±³ ju¿ sakramenta i mia³ konaæ, gdy mu przywi±zany jego stary s³uga przyniós³ butelkê dwudziestoletniego tokaju, zakl±³ go, aby wypi³ kieliszek. - I có¿ powiecie - koñczy³ Aksakowicz - wypi³ jeden, namówi³ siê na drugi, zasn±³, wypoci³ siê, nazajutrz sztukê miêsa jad³ i zdrów by³, i dwana¶cie lat potem ¿y³ jeszcze
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. SkÅ‚adam siÄ™ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ… gównianego szaleÅ„stwa.