ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Otworzył jew ciemno na "Phaedo" i przeczytał te słowa: "Może wydać sięnieprawdopodobne, że ci, którzy szczerze przejmują się filozofią,studiują jedynie to jak umrzeć i jak być umarłym".
Cofnął się o kilka stron do "Apologia" i w oko wpadły mu słowa:
"Albowiem wierzę, że jest to przeciw naturze, by lepszy człowiekraniony był przez gorszego".
Czy rzeczywiścietakbyło?
Czytoprzeciw naturze hitlerowcy wymordowali miliony Żydów?
Służąca podeszła do drzwi i zaanonsowała coś, czego Hermannie zrozumiał.
Wszyscy wstali i wyszli z pokoju.
Herman zostałsam.
Wyobraził sobie, że hitlerowcy byli w Nowym Jorku,alektoś - może nawet samrabin - ukrył go tu,w tej bibliotece.
Jedzenie podawanomu przez otwórw ścianie.
W drzwiach stanął ktoś, kto wyglądał znajomie.
Był to małymężczyzna wwieczorowej marynarce; jego uśmiechnięte oczywyrażały uznanie i ironię.
- Kogo ja widzę?
- powiedział w jidysz.
Tak, jak to mówią,świat jest naprawdę mały.
Herman wstał.
- Nie poznaje mnie pan?
-Tak mi się wszystko miesza, ze .
- Peszeles!
Natan Peszeles!
Byłemparę tygodni temu w pańskimmieszkaniu.
- Tak, oczywiście.
-Dlaczego siedzi pan tusamotnie?
Przyszedł pan tu czytaćksiążki?
Nie wiedziałem, że zna pan rabiego Lamperia.
Ale, kto.
go nie zna?
Dlaczego nie weźmie pan sobie czeoś do iedzenia?
W sąsiednim pokoju podają jedzenie, stołówkowym stylem.
Sampan sobie nakłada z bufetu.
Gdzie jest pańska żona?
- Gdzieś tujest.
Zgubiłem ją.
Wymawiając te słowa, Herman uświadomił sobie, że Peszelesma na myśli nie Maszę, a Jadwigę.
Katastrofa, tak sięobawiał,nadchodziła.
Peszeles wziął go za ramię.
- Chodźmy, poszukamy jej razem.
Moja żonąnie mogła dziśprzyjść.
Ma grypę.
Sąkobiety, które od razu chorują, jak tylkomuszą gdzieś iść.
Peszeles poprowadziłHermana do salonu.
Wszyscystaliz talerzami w ręku, jedząc i rozmawiając.
Niektórzy siedzieli naparapetach, kaloryferach, gdziekolwiek mogli znaleźć miejsce.
Peszeles pociągnął Hermana do jadalni.
Duża grupa ludzi zebranabyławokół długiego stołu zastawionego jedzeniem.
Hermanzauważył Maszę.
Stała z niskimmężczyzną, który trzymał ją zaramię.
Najwyraźniej opowiadał jej cośbardzo zabawnego, boMasza śmiała się głośno i klaskała w dłonie.
]iedy zobaczyłaHermana, oswobodziła ramię z uścisku mężczyzny i podeszła doniego.
Jej towarzysz podążył za nią.
Twarz Mąszy pałała, ajejoczy błyszczały wpodnieceniu.
- Oto mój zaginiony mąż!
- zawołała.
Zarzuciła Hermanowiramiona na szyję i pocałowała go, jakby właśnie \vrocił z podróży.
Jej oddechśmierdział alkoholem.
- To jest mój mąż; ato jest Jasza Kotik - powiedziałaMaszawskazującna mężczyznę, z którym przed chwilą rozmawiała.
Miałna sobie europejski smoking zwytartymi wyłogami; szerokipas satyny ozdabiał nogawki spodni.
Jego czarnewłosy rozdzielonebyły przedziałkiem i lśniły od pomady; miał Zakrzywiony nosi dołek w brodzie.
Jegomłodzieńcza postać pozostawała w dziwnymkontraście z pomarszczonym czołem i liniami \vokółust, które.
ukazywały w uśmiechu komplet sztucznych zębów.
W jegoSpojrzeniu, uśmiechu i manierachbyło coś drwiącego, a zarazemprzebiegłego.
Stał ze zgiętym ramieniem,jakby czekał żebydoprowadzić Maszę z powrotem.
Ściągałwargi przez co natwarzy tworzyło mu się jeszczewięcejbruzd.
- Ach, więc to jesttwój mąż?
- zapytał,unosząc błazeńskojedną brew.
- Herman, Jasza Kotik to ten aktor, o którym ciopowiadałam.
Byliśmy razem wobozie.
Nie wiedziałam, że jestw Nowym Jorku.
- Ktoś mi powiedział, że wyjechała do Palestyny - powiedziałJasza Kotik do Hermana.
-Myślałem, że jest gdzieś koło ŚcianyPłaczu, albogrobuRacheli.
Rozglądamsię- stoi i pije whisky w salonie u rabiegoLamperia.
Masz swoją Amerykę, zwariowany Kolumbie, ha!
Zginając kciuk i wysuwając wskazujący palec wykonał gestjakby strzelał.
Wszystko w nim poruszało się z akrobatycznązręcznością.
Jego twarzbyław ciągłym ruchu,robiąc różne minyi grymasy jednocześnie.
Podniósł jedno oko jakby w kpiącymzdziwieniu, podczas gdy drugie opadło niby płacząc.
Wzdymałnozdrza.
Herman dużo o nim słyszał od Maszy.
Podobno opowiadałdowcipy przy kopaniu własnego grobu i tak rozbawił hitlerowców,że zostawili go przy życiu.
Jego błazeństwa bardzo mu sięteżprzydały u bolszewików.
Przypomocy swojego wisielczego humorui zabawnej błazenady pokonał niezliczone niebezpieczeństwa.
Masza chwaliła się Hermanowi, że Jasza kochał się w niej, ale onago odtrąciła.
- To znaczy, że pan jest mężem, a ona żoną?
- powiedziałKotik do Hermana.
-Jak pan ją złapał?
Ja tu jej szukam przezpół świata, a pan żenisię z nią, ot tak.
Kto panu dał .
prawo?
Tojest, proszę mi wybaczyć, zwyczajny imperializm.
- Wciąż błaznujesz- powiedziała Masza.
- Zdawało mi się, żesłyszałam,że jesteś w Argentynie.
- Byłem w Argentynie.
Gdzie janie byłem?
Niechbędąbłogosławione samoloty.
Siadasz, wychylasz kieliszek sznapsa,i zanim zacznieszchrapać i śnić o Kleopatrze, już jesteś w AmerycePołudniowej.
Tutaj jest Szewuot55 i ludzie kąpią się na Coney
182
Island, a tam jest Szewuot i trzęsiesz się w nieogrzewanymmieszkaniu
|
WÄ
tki
|