ďťż

Teraz ten duży przychodził z synagogi, błogosławiłanioły i odmawiał błogosławieństwa...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Kiedy Motieche zobaczyła, do czego to wszystko prowadzi, zawołała dodomu trzech Żydów i przyniosła Biblię. Umyła ręce, wzięłado rąkŚwiętą Księgę i wykrzyknęła: - W obecności świadków przysięgam na Świętą Biblię i na BogaWszechmogącego, że nie poślubię tego człowieka, choćbym miała zostać wdową do dziewięćdziesiątego roku życia! Po tych słowach splunęła na wielgusa- prosto w oko. Na to Motiepowiedział: - To nie ma znaczenia. Zostanieszzwolniona z przysięgi. W tydzień później Motie był umierający. Wkrótce odszedł nazawsze. Ułożonogo na ziemi, ze świecami u wezgłowiai stopami skierowanymi ku drzwiom. Motieche szczypała się w policzkii krzyczała: - Morderca! Sam odebrałeś sobie życie! Niemasz prawado porządnego żydowskiego pogrzebu! Powinnicię zakopać pod cmentarnym płotem! Postradała zmysły. Duży mężczyzna gdzieś wyjechał i nie pokazywał się nikomu naoczy. Towarzystwo pogrzebowe domagałosię pieniędzy za pochówek,ale Motieche nie miała ani kopiejki. Musiała zastawić swojąbiżuterię. Ludzie, którzy przygotowali zwłoki Motiego dopogrzebu, powiedzielipotem, że był lekki jak piórko. Widziałam, jak wynosili ciało. Wyglądał jak małe dziecko przykryte prześcieradłem. Na całunie leżałczerpak, którym nabierał ziarno z worków. Zażyczył sobie, aby gotam położono dla upamiętnienia jego uczciwości. Wykopalimu gróbi pochowali. Nagle jak spod ziemi pojawił się wielkolud. Zaczął odmawiać kadysz, ale wdowa krzyknęła: - Ty Aniele Śmierci, to ty go zabrałeś z tego świata! Irzuciła się na niego zpięściami. Ludzie ledwo ją powstrzymali. Był to krótkidzień. Nadszedł wieczór i Motieche usiadła na niskim stołku, abyrozpocząć siedmiodniową żałobę. A przez ten czasduży wchodził na podwórko, toznów z niego wychodził, przenosił cos 22 i robił przeróżne rzeczy. Posłałdo wdowy chłopaka z pieniędzmi najejpotrzeby. I tak mijał dzień za dniem. Wkońcu członkowiegminywzięli sprawę w swoje ręce i wezwali mężczyznęprzed oblicze rabina. - O co tu chodzi? - pytali. -Dlaczego przyczepiłeś się do tego domu? Na początku milczał, jakby uważał, że te pytania nie są adresowane do niego. Potem wyciągnął dokument z kieszonkina piersi ipokazałgo wszystkim: Motie uczyniłgo strażnikiem wszystkichswychdoczesnych dóbr. Żoniepozostawiłjedynie przedmioty znajdujące sięw domu. Mieszkańcy miasteczka przeczytalitestament iosłupieli ze zdumienia. - Co go skłoniło do podjęcia takiej decyzji? - spytał rabin. Nocóż, toproste: Motie udał się do Lublina, wyszukał największego mężczyznę w mieście i uczynił go swym spadkobiercą i wykonawcą testamentu. Przedtem człowiek tenbył majstremdrwali. Rabin udzielił mu napomnienia: - Kobieta złożyłaprzysięgę, więc nie wolno ci przekroczyć progutego domu. Zwróć jej to, co do niej należy, bocała ta sprawa jestnieprzyzwoita. Ale wielkolud odparł: - Nie można zwrócić tego,co zakopane w grobie. Takiebyły jego słowa. Starsi gminy wymyślali mu,grozili klątwąi chłostą. Ale niełatwobyło go zastraszyć. Byłrosły jak dąb, akiedymówił, jego głos grzmiał, jakby się wydobywał ze studni. TymczasemMotiechedotrzymywała swegoprzyrzeczenia. Za każdym razem kiedyktoś przychodził złożyć jej kondolencje, wznawiała swą przysięgę -ślubując jej treść nad świecami, modlitewnikami i czymkolwiek, cojej wpadło w ręce. W szabas zebrało się w jej domu quorum, aby siępomodlić. Szybko chwyciła za Święte Zwojei złożyła nanie przysięgę. Krzyczała, że nie spełni woli Motiego, żenie damu satysfakcji. -I tak gorzko płakała, że wszyscy szlochaliwraz z nią. Aleniestety, moi drodzy, poślubiłago. Nie pamiętam, jak długostawiała opór - sześć miesięcy, a może dziewięć. Krócej niż rok. Wielgusmiałwszystko, a ona nic. Zapomniała o dumie i udała się dorabina. ^ .,^. ti^, - Święty rebe, co mamzrobić? Motie tego chciał. Nawożą mnie'"w snach. Szczypie mnie. Krzyczy mi do ucha, że mnie ud^"". Podwinęła rękaw, na samym środku izby rabina, i pokazała muswoje ramię pełne czarnych i fioletowych siniaków. Rabin nie chciałsam ponosić odpowiedzialności za decyzję i napisał doLublina. Przybyło trzech rabinów, trzy dni rozmyślali nadTalmudemi w końcu -jak to się mówi? - zwolnili ją zprzysięgi. Był to cichy ślub, ale tłum narobił wystarczająco dużo hałasu. Możecie sobie wyobrazić wszystkie te szyderstwa igwizdy! Przedślubem Motieche była chuda jakpatyk i miała żółtozieloną cerę. Alezaraz poślubie zaczęłakwitnąć jak róża. Nie byłajuż młoda, alezaszła w ciążę. Całe miasteczko oczekiwało wpodnieceniu. Tak jaknazywałaswego pierwszego męża "Mały", takdo drugiego zwracałasię "Duży". Teraz było Duży to, Duży tamto. Łowiła każde jegospojrzenie i wkrótce zakochała się w nim do szaleństwa. Po dziewięciumiesiącach urodziła syna. Dziecko było tak duże, że męczyła się trzydni przy porodzie. Ludzie myśleli już, żeumrze, ale dałasobie radę. Pół miasteczka zeszło się na ceremonię obrzezania. Niektórzy przyszli,aby się radować, inni - aby siępośmiać. Była to nie lada okazja
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.