ďťż

Pod nieobecność króla Wittenberg ze szwedzką piechotą opasał Kraków wznoszonymi wszędzie umocnieniami, a teraz powracającego triumfatora witał straszliwym...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Żeby zaś oblężeni dowiedzieli się, czego Karol dokonał i w jaki sposób pod Wojniczem zwyciężył Polaków, napisano do miasta, wyolbrzymiając rozmiary klęski, jak gdyby już nic gorszego Polakom nie mogło się przydarzyć. Kraków, założony przez Kraka, starożytnego władcę słowiańskiego (gdyż bajką jest, że to był Rzymianin Grakchus), około roku Pańskiego 1070, stał się po Gnieźnie (pierwotnej siedzibie naszych królów) stolicą i największym miastem Polski. Oblewa go od południa Wisła, której odnoga otacza również Kazimierz, przy czym po obu brzegach rzeki rozciągają się bujne łąki, służące bydłu za pastwiska. Wisła wypływa z pobliskiej części Śląska, mając swój początek pod wsią Skoczów, gdzie jest lichym źródełkiem (zwykle rzeczy wielkie początek swój zawdzięczają małym), ale powiększa się następnie dzięki licznym dopływom. Zajmuje drugie miejsce wśród wszystkich rzek Północy, a ponieważ płynie przez środek Korony, spławiamy nią nad Morze Bałtyckie do Gdańska płody naszej Cerery, skąd zamorskie narody rozwożą je do siebie, i dlatego też rzeka uchodzi za złotodajny sarmacki Pactolus. Samo miasto leży ha równinie, klimat ma umiarkowany, a wokoło ziemia jest żyzna i urodzajna i rozpościera się mnóstwo wspaniałych pastwisk. Powiadają, że kontur miasta przypomina swym kształtem lutnię, której okrągły korpus otacza rynek, zwężającą się zaś szyjkę tworzą dwie ulice: Grodzka i Kanonicza. Zamek na wzgórzu wawelskim stoi na litej skale, którą od zachodu opływa Wisła; roztacza się stamtąd piękny i rozległy widok. Stary, podwójny mur obiega miasto, pozbawione poza tym nowoczesnych fortyfikacji, co być może wynikło z upodobań dawnych Sarmatów, którzy nie zwykli swego ocalenia powierzać murom miast, a może też jest skutkiem wiary w pokój. Kazimierz na czas wojny oddał władzę nad miastem i dowództwo nad załogą kasztelanowi kijowskiemu Stefanowi Czarnieckiemu; funkcja ta została utworzona na czas wojny i nie było nikogo, kto by zdaniem króla i wedle powszechnej opinii bardziej się od Czarnieckiego nadawał do jej sprawowania w momencie grożącego niebezpieczeństwa. W Krakowie przebywali również Fromhold von Ludingshausen Wolff, dowódca gwardii, oraz Mikołaj Gnoiński, dowodzący pułkiem piechoty województwa sandomierskiego, tak że załoga dochodziła niemal do trzech tysięcy sześciuset ludzi. Oprócz licznych mieszkańców tego ludnego miasta znajdowało się w Krakowie również niemało szlachty, która ściągnęła ze swoich ziemskich majątków, zaś lud miejski, dzięki temu że miał wprawę w strzelaniu, znacznie zwiększał liczbę obrońców. Król szwedzki, choć ufał męstwu swoich ludzi, niemniej mocno się niepokoił, żeby go od tyłu albo z boków nie szarpano, gdy zacznie szturmować mury. Rozrzucone po okolicy chorągwie polskie, czasowa tylko nieobecność króla i senatorów, szlachta wszędzie gniewna i uzbrojona, rozchodząca się wieść o tym, że na pomoc Kazimierzowi ma wkrótce przybyć dwadzieścia tysięcy Tatarów, wreszcie głośne imię Czarnieckiego, walecznego wodza z wielkim wojskowym doświadczeniem — wszystko to sprawiało, że forsowanie bram miasta nie mogło stanowić łatwego zadania. Ale nad wszystkim brały górę odwaga Karola i nieodmiennie dopisujące mu szczęście: nic nie wydawało mu się zbyt trudne i nie istniały dla niego nieprzebyte przeszkody — byle tylko kapryśna Fortuna zechciała mu nadal okazywać swój nieodmienny dotychczas fawor. Zaczęto szturmować Kraków od strony Kazimierza, oddzielonego od miasta Wisłaj dawne domy mieszkanie, sąsiadujące z bramą Grodzką, obsadzone teraz przez nieprzyjaciół, służyły za stanowiska dla wciągniętych na piętra dział. Jednocześnie Szwedzi opanowali Stradom, którego nikt nie bronił; z tamtejszego klasztoru bernardynów, wznoszącego się u podnóży Wawelu, dogodnie im było strzelać, a potem szturmować do Zamku. Już pierwsze poczynania nieprzyjaciół wywołały w mieście poruszenie, a jeszcze większy strach przejął mieszkańców, kiedy wiatr, wiejący w kierunku miasta, zaczął przerzucać przez mury ogień z pożarów wznieconych przez Szwedów na przedmieściach. Zgorzał wówczas wspaniały kościół franciszkanów razem z obszernym klasztorem, a w pałacu biskupim z trudem opanowano szalejące płomienie. Smutny był widok kościelnych budowli, palonych już to przez oblegającego nieprzyjaciela, już to przez naszych, żeby nie stały się schronieniem dla przeciwnika
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.