ďťż

Mówili mu teraz cicho i spokojnie, ale już nie owijając w bawełnę, że nie podoba im się nagły rozwój Burroughs ani wykopany obok nich mohol, że są w zasadzie przeciwni wzrostowi...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
- Odmawiamy - powiedział Johnowi Nanao Nakayama, zasuszony 406 WKRACZAMY DO HISTORII starzec o postrzępionych białych bokobrodach i długich siwych włosach związanych w koński ogon. W uszach miał turkusowe kolczyki. - Nie mogą nas przecież zmusić. - A jeśli spróbują? - spytał John. - Nie uda im się. - Spokój starca zafrapował Johna, który przypomniał sobie rozmowę z Arkadym w zwierciadlanej sali. Uświadomił sobie, że dopiero teraz dostrzega niektóre sprawy. Był to wynik wyostrzenia uwagi, patrzenia w nowy sposób, zadawania nowych pytań. A poza tym Arkady poprzez sieć poprosił swoich licznych przyjaciół i znajomych, aby bez ogródek przedstawiali Johnowi swoje poglądy i pokazywali swe otoczenie. Kiedy więc po drodze z Sabishii do Senzeni Na Boone zatrzymywał się w kolejnych koloniach, często podchodziły do niego małe grupki złożone z dwóch, trzech czy pięciu osób. Ludzie ci przedstawiali się i mówili: „Arkady pomyślał, że może cię to zainteresować, Arkady mówił, że dobrze by było, abyś to zobaczył..." Następnie prowadzili go w różne miejsca i pokazywali: a to podziemną farmę z niezależną elektrownią, a to ukryte zapasy narzędzi i sprzętu, czasem jakiś ukryty garaż pełen roverów albo puste, przygotowane do zamieszkania całe osiedle kesonowe na niewielkim płasko wzgórzu. John szedł za nimi i przyglądał się temu wszystkiemu z wytrzeszczonymi oczyma i otwartymi ustami, zadając pytania i potrząsając w zdumieniu głową. Tak, w ten sposób Arkady pokazywał mu różne rzeczy, sugerował, że na Marsie istnieje cały prężny ruch, że w każdym mieście egzystuje przynajmniej niewielka niezależna grupka! W końcu Boone dotarł do Senzeni Na. Wracał tu, ponieważ Pauline ustaliła, że dwóch robotników z osady bez usprawiedliwienia nie zjawiło się w pracy akurat tego dnia, kiedy na Johna spadła wywrotka. Następnego ranka po przyjeździe poszedł z nimi porozmawiać, ale ci udowodnili za pomocą komputerowych odczytów, że mają wiarygodne wyjaśnienie swojej nieobecności; byli na zewnątrz na wspinaczce górskiej. Przeprosił, że zabrał im czas, i już miał wyjść, gdy trzej inni technicy moholowi przedstawili się jako przyjaciele Arkadego. Powitał ich z entuzjazmem, rad, że wyniesie jednak jakąś korzyść z przyjazdu tutaj; grupa ośmiu osób zdecydowała, że zabierze go łazikiem do kanionu równoległego do tego, w którym wydrążono mohol. Zjechali przez zasłaniający wszystko pył do osiedla wykopanego w wiszącej ścianie kanionu. Było niewidoczne z sa-407 CZERWONY MARS telity, ciepło natomiast czerpało z szeregu rozproszonych małych kanalików, które z daleka wyglądały jak stare wiatraki grzewcze Saxa Russella. - Sądzimy, że podobnie uczyniła grupa Hiroko... - odezwała się Marian, jedna z przewodniczek. Miała długi haczykowaty nos i zbyt blisko siebie umieszczone oczy, przez co wydawało się, że patrzy na otoczenie podejrzliwie. - Czy wiecie, gdzie jest Hiroko? - spytał John. - Nie, ale zapewne gdzieś na terenie chaotycznym. Uniwersalna odpowiedź. Spytał ich o osiedle na urwisku. Marian wyjaśniła, że zbudowali je za pomocą sprzętu z Senzeni Na. Teraz było nie zamieszkane, ale gotowe, gdy zajdzie potrzeba. - Potrzeba czego? - zapytał John podczas obchodu po małych ciemnych pokoikach osiedla. Kobieta popatrzyła na niego. - Rewolucji, oczywiście. - Rewolucji!? W drodze powrotnej John mówił bardzo niewiele. Marian i jej towarzysze wyczuli, że jest wstrząśnięty, co wzmogło ich niepokój. Być może uważali, że Arkady zrobił błąd, prosząc ich, by pokazali Johnowi ukryte osiedle. - Wiele takich się przygotowuje - oświadczyła Marian obronnym tonem. Podobno im wszystkim poddała ten pomysł Hiroko i Arkady pomyślał, że takie osiedla mogą się kiedyś przydać. Teraz Marian i jej towarzysze zaczęli mu wyliczać na palcach znane sobie fakty: całe stosy schowanego sprzętu do eksploatacji powietrza zakopane w tunelach z suchego lodu przy jednej ze stacji przetwórczych południowej czapy polarnej, ukryty otwór szybu wydrążony aż do dużej warstwy wodono-śnej pod Kasei Yallis, rozproszone oranżerie laboratoryjne dokoła Ache-ronu, w których rosną farmakologicznie użyteczne rośliny, centrum komunikacyjne w piwnicy zbudowanej przez Nadię hali w Underhill. -O tych wiemy na pewno. Wiemy, ponieważ czytujemy rozpowszechniane w sieci ulotki i broszury. Nie mamy z tamtymi nic wspólnego i Arkady jest pewien, że na Marsie istnieje wiele grup wykonujących tę samą robotę, co my
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.