ďťż

"Przez ten przeciąg czasu, pisze kronikarz, nigdy się w zimę najtęższą przy ognisku nie ogrzała, a największym środkiem do rozcieplenia członków zdrętwiałych bywało, iż na...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Wewnątrz swej celi trwała na nieustannej modlitwie, ze łzy rzęsistymi, a napływający do niej lud nauczała i pocieszała. Nie zrzucała z siebie robactwa, które ją ciągle obsiadało... nie korzystając z po darków, które lud jej znosił w ofierze, rozdawała je między ubogich..." Na takie to przykłady zapatrywały się ówczesne królowe i starały się je naśladować. Emnilda szła w ślady innych wielu i była prawdziwą chrześcijanką wśród dworu i otoczenia, które mimo największej chęci dla wiary, ducha jej w sobie nie miały. Życie jej, choć blask otaczał, było niemal ciągłą walką i męczeństwem. Patrzyć musiała na przekroczenia, których powstrzymać nie mogła, często milczeć i płakać, rzadko ośmielając się rzec słowo i błagać króla o naprawę złego. Świątobliwość ją osamotniała, bo choć synowa równie się okazywała pobożną, więcej się już sprawy świeckimi zajmowała. Widywały się rzadko, wynurzały przed sobą rzadziej jeszcze. Tylko usilna prośba opata mogła królowę powstrzymać od zaWczesnego zdradzenia tajemnicy i przyznania się do winy. Opat Aron nie bez powodu przewidywał, iż król sam żałować będzie zbyt surowego wyroku, szczególniej z tego powodu, iż kara na Jaksów wyrzeczona odebrała mu cały zastęp sług wiernych, ród możny i spowinowacony z nim, które się od dworu i króla usuwały. Bolesław już razy kilka bolał nad stratą, jaką ponosił. Dotkliwą ona była w chwili, gdy właśnie przyszły tron synowski usiłował otoczyć silnymi podpory. Wśród tej trwogi królowej Emnildy baczna markgrafówna Oda, która i jej, i Mieszkowej żonie, Ryksie, i wszystkiemu, co jej na drodze do tronu stało, szkodzić się starała, rzuciła myślą na za pomnianego i odsuniętego Bezpryma. Opowiadanie o wypadku w łaźni, które się rozeszło szybko po dworze, obudziło jej ciekawość razem i poddało myśl zbliżenia się do niego. Chciała mieć w nim na przypadek sprzymierzeńca. Czuła to dobrze, iż opuszczony przez wszystkich, znękany Bezprym wdzięcznym by był za każde słowo i wejrzenie życzliwsze. Nieszczęściem wiele przeszkód nie dopuszczało jej zbliżyć się do niego, ale od czegóż była Panicha? ... Wchodziła ona i wciskała się wszędzie, nosiła, co jej kto powierzył. Słudze więc kazała wyszukać starej baby i zamknęła się z nią sam na sam. Przybyła padła jej naprzód do nóg, tysiącznymi obsypując błogosławieństwy. Mówiła, gdy jej nic nie przeszkadzało, z obfitością wyrazów nadzwyczajną, choć niewielkim ich doborem. Kwiatku ty pański mój, królowo ty moja... bo tobie tak i być królową... śliczności ty moje... czym nędzna Panicha służyć tobie może? Oda nie odpowiedziała rychło, a Panicha ciągnęła żywo. O! wiem ci ja to, wiem! co takiemu hożemu, rozkwitłemu kwiatkowi dawno potrzeba... żeby sam nie wiądł na łodydze... ale o wielkiej krwi trzeba i wielkiego rodu męża! Ano... poczekajcie maluczko... znajdzie się taki, co wysoko cię posadzi... Masz litość nad ubogimi, to się też Bóg Chrystus miłosierny nad twoją tęsknotą ulituje dziewiczą... Ja to wiem! ja to czuję... Wielkie cię losy czekają... Uśmiechnęła się Oda dumnie, lubiła pochlebstwo. Ja ani się nudzę moim dziewictwem, ani się troszczę o przyszłość rzekła, pewnie, że nie zmarnuje się mój wianek... O tym nie mówmy, stara... o czym innym chcę ci powiedzieć... Na rozkazanie twe, królowo moja, uszy i ręce, i nogi... zawołała stara. Tu się nie wszystko tak dzieje, jakby ono powinno mówiła Oda powoli, nićmi się zabawiając aby na starą nie patrzeć, serce litościwe znieść tego nie może, a rade by z pociechą dla biednych... Nie rozumiejąc jeszcze, o co to iść mogło, Panicha kręciła tylko głową potakując, mruczała cicho: Pewnie! pewnie! Jedni mają do zbytku, drugim na chlebie niemal zbywa mówiła dalej markgrafówna, jednych otaczają dwory; drugim i pachołka brak... Wtem wstała i podeszła do baby. Widziałaś ty kiedy królewskiego syna Bezpryma? spytała. Oczy Panichy jak przestraszone biegać zaczęły dokoła, twarz przybrała wyraz niepokoju. Tego, którego królewicz młodszy niedawno precz z łaźni wyrzucić kazał jak niewolnika? Tego samego. Z dalekam go widziała szeptać poczęła szybko baba. Zdrów i silny, ale niepiękny... zamęczyli go, trzymają ze psy i ptakami w zamknięciu... Jeden stary Ugr, wierny mu, nie odstępuje od niego. Znać Panicha posądziła Odę o jakieś zamysły na królewicza i głową zaczęła potrząsać. E! jemu na tę biedę trudno radzić..
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.