ďťż

Ptak, który zawsze oznajmiał nadejście dnia, świergotał przenikliwie...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
To stworzenie nigdy nie przesypiało właściwej pory. Pesach — Pcsacha, Święto Wolności, upamiętniające przejście przez Morze Czerwone. 38 Isaac Basheois S NIEWOLNIK 39 Było już dość widno, żeby sięgnąć po hak. Jego miejsce było na półce, gdzie stały garnki z mlekiem. Ale hak zniknął: No tak, to sprawka szatana, pomyślał Jakub. Nic chce, żeby on wydrapał sześćset trzynaście praw. Jakub zdjął jeden za drugim kamienne garnki i postawił z powrotem na półce. Poszukał na ziemi, przetrząsnął słomę. Nie tracił nadziei. Ważne jest, żeby nie rezygnować. Rzeczy drobne nigdy nie przychodzą łatwo. Wreszcie go znalazł. Zsunął się do szczeliny w półce. Nie mógł pojąć, jak mógł go nie dostrzec. Tak, wygląda na to, że wszystko jest zrządzeniem losu. Przed laty ktoś tam zostawił ten hak, żeby Jakub mógł wyryć Boże dekrety. W7yszedł z obory, żeby znaleźć odpowiedni kamień. Nie musiał daleko szukać. Za oborą szeroka skała wystawała z ziemi. Stała oto w pogotowiu jak ów baran, którego Abraham złożył na ofiarę zamiast Izaaka. Ten kamień czekał tam od samego stworzenia świata. Nikt nie zobaczy tego, co on napisze; będzie to ukryte za oborą. Balaam zaczął machać ogonem i podskakiwać, jak gdyby jego psia dusza rozumiała, co jego pan zamierza zrobić. 4 Zbliżały się żniwa i Jan Bzik sprowadził Jakuba z góry. Jak ciężko było niewolnikowi porzucić swoją samotność. Już wydrapał czterdzieści trzy przykazania i sześćdziesiąt dziewięć zakazów na skale. Jakie cuda wychodziły z jego umysłu. Zamęczał swą pamięć i dawno zapomniane rzeczy odżywały. Prowadził nigdy nie kończącą się walkę z Purą, bogiem zapomnienia. W tej walce konieczna była moc i przekonanie, potrzeba też było cierpliwości, ale ze wszystkiego najważniejsza to koncentracja. Jakub siedział w połowie drogi między oborą a skałami, kryjąc się za zielenią i gałęziami kosodrzewiny. Odkopywał słowa w swej pamięci tak, jak ludzie kopią ziemię w poszukiwaniu skarbu. Była to powolna praca; wydrapywał na kamieniu zdania, fragmenty zdań, pojedyncze słowa. Tora nie zniknęła. Spoczywała ukryta w zakątkach i zakamarkach mózgu. Ale teraz musiał przerwać swoją pracę. Plony w wiosce nigdy nic bywały wielkie, a tegoroczne bczdeszczowe lato sprawiło, ze zbiór przedstawiał się wyjątkowo nędznie. Zboże wyrosło rzadziej niż zwykle, z drobnym i kruchym ziarnem. Jak zawsze wieśniacy modlili się zarówno do obrazu Matki Boskiej, jak i do starych lip, rządzących duchami deszczu. Nie były to jedyne obrzędy. Wsadzano w bruzdy sosnowe gałęzie, by ściągnęły deszcz. Drewniany kogut, własność wsi, będący zabytkiem z pradawnych czasów, został przybrany w zielone kłosy pszenicy i młode sadzonki drzew. Tańcząc z udekorowanym obrazem wokół lip, wieśniacy polewali go wodą. Oprócz tego każdy wieśniak miał swoje własne, specjalne rytuały przechodzące z ojca na syna. Krewni samobójców chodzili na ich nie poświęcone groby i prosili szczątki zmarłych, żeby nie powodowały suszy. Ale deszcz nie był jedynym problemem. Wszyscy dobrze wiedzieli, że to złośliwa Baba ukrywała się w łodygach a zły Dziad w kłosach. Jak tylko zżęto jeden łan, Baba i Dziad uciekali i kryli się w drugim. Nawet po związaniu w snopy całego plonu, nikt nic mógł być pewny, że niebezpieczeństwo minęło, gdyż drobniutkie Baby i malusieńkie Dziady szukali ostatniej ucieczki w nie wyłuskanym ziarnic i trzeba ich było cepami wymłócić precz. Zanim ostatnia mała Baba nie została zgnieciona, zbiór nie był bezpieczny. Tego roku skrupulatnie przestrzegano wszystkich obyczajów, ale jakoś bez żadnego rezultatu. Wieśniacy sarkali, kiedy się dowiedzieli, że Jan Bzik ściągnął Jakuba z gór. Może to za jego sprawką plony były liche. Wystąpiono ze skargą do Zagajka, ten jednak odparł „Niech najpierw wykona robotę. Zawsze się zdąży go zabić". 40 Isaar Basheiu Singei NIEWOLNIK 41 Tak więc od wczesnego rana do zachodu słońca Jakub pracował na polu, a Wanda mu towarzyszyła. To ona go nauczyła, jak żąć, pokazała, jak trzeba ostrzyć kosę, przynosiła dozwolone dla niego jedzenie: chleb, cebulę, owoce. Prawo nie pozwalało mu pić teraz mleka, gdyż nie był obecny przy udoju. Na szczęście kury dobrze się niosły i Wanda każdego dnia dawała mu w sekrecie jajko; wypijał je na surowo. Mógł też spożywać kwaśne mleko i masło, prawo bowiem głosiło, że mleko nieczystego zwierzęcia się nie zsiądzie. I tak już grzeszył haniebnie, jedząc chleb gojów, jego dusza nie mogłaby znieść większego zbrukania. Praca była trudna, a inni żniwiarze bez przerwy się z niego wyśmiewali. Oto człowiek, który nie je zupy, nie pije mleka i nie dotknie wieprzowiny. Ten głupek pościł i pracował. — Całkiem wyschniesz — ostrzegali go. — Ani się obejrzysz, jak się wykopyrtniesz. — Bóg daje mi siły. — Jaki Bóg? Twój musi mieszkać w mieście. — Bóg jest wszędzie, i w mieście, i na wsi. — Krzywo kosisz. Popsujesz słomę. Kobiety i dziewuchy chichotały i szeptały. — Czy widzisz Wanda, jak twój chłop się poci? — Jest najsilniejszy z całej wsi. Słysząc tę odpowiedź Jakub ją przestrzegł. — Człowiek, który potrafi kierować swymi namiętnościami, jest najmocniejszy. — Co mówi ten głupek? Kobiety mrugały do siebie i śmiały się wykonując sprośne gesty
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.