ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Nie wahał się nawet dopytywać o nią starostę, a ten, z opisu wnosząc, domyślał się w nieznajomej księżniczki Olgi, najmłodszej siostry Jagiełłowej.
Wszystko, co o dziewczęciu mówił Semko, zgadzało się z tym, co staroście o niej wiadomym było.
Olga była chrześcijanką i Hawnul wiedział, że matka nie inaczej jak za chrześcijańskiego księcia wydać ją chciała.
Po krótkim wypoczynku, gdy się już nazad do klasztorku wybierać mieli, wbiegło pacholę, pilno szepcząc coś panu swojemu do ucha.
Hawnul porwał się z siedzenia.
- Jagiełło powrócił i ja muszę do niego - rzekł żywo - racz się książę chwilę zatrzymać, a potem służba moja odprowadzi bezpiecznie do ojców naszych.
Zniknął natychmiast starosta, a po niedługim oczekiwaniu zjawił się milczący Niemiec, pokłonił i dał znak, że jechać mogli.
Wkrótce, przebywszy przedmieścia, stanął Semko u furty klasztornej, gdzie go powitał przełożony, dopytując o wrażenie, jakie na nim zamek i dwór uczynił.
Młody książę niewiele umiał powiedzieć, czuł nade wszystko, że mu to jego tajemne posłannictwo, z jego dumą i charakterem niezgodne, ciężyło wielce.
- Ojcze mój - rzekł w końcu ręce podnosząc do góry - niewiele widziałem, a mniej jeszcze rozumiem, co się u was dzieje.
Proście Boga za mną, aby czas tej próby ciężkiej skrócił, bo zaprawdę, nie nawykły do skrywania się jak złoczyńca, gdyby to dłużej trwać miało, rzucę wszystko i popędzę do domu.
Podjąłem się nie swojej rzeczy.
Starszego tu i wytrawniejszego niż ja potrzeba było człowieka.
Do swobodnego rozkazywania w domu nawykły Semko czuł się niemal więźniem w tej małej zagrodzie i wyrzucał sobie, że się dał zakuć w taką niewolę.
Nazajutrz z rana poszedł jak zwykle na mszę świętą, zjadł, legł na posłanie, ludzi swoich przywołał, o konie rozpytał i nakazał, aby do drogi na skinienie byli gotowi.
Męczyła go zwłoka i upokarzające oczekiwanie.
Niekiedy przychodziły mu na myśl niebieskie oczy wczorajsze, ale zbliżyć się do nich nie miał już nadziei.
- Choćby i siostrą Jagiełły była - mówił sobie - nie gorszy jestem od innych książąt, wziąć bym ją mógł, ale któż wie, czy istotnie księżniczką jest, a nie ulubioną jaką starej niewolnicą.
Bawił się dziecinnie myślami tymi, aby o istotnym frasunku zapomnieć, gdyż upływające nadaremnie godziny niecierpliwość i oburzenie zwiększały.
Poganin ten śmiał jego, potomka Piastów, tak przyjmować, jakby zbiegiem był jakimś potrzebującym łaski jego!
Gniew rosnął coraz bardziej, gdy z południa nadbiegł Hawnul, żywo i wesoło a głośno dopytując już w podwórcu o księcia.
Semko znudzony i stęskniony wybiegł na jego spotkanie.
- Księżna Julianna mówiła już z synem - począł Hawnul.
- Z początku gniewem się uniósł wielkim, nie chcąc ani słuchać o zdrajcy.
Powoli go jednak ułagodziła.
Namyślił się sam i wezwał mnie, naradzał się z braćmi.
Skirgiełło i Korygiełło byli przeciw zgodzie, Wigund za nią, Jagiełło też skłania się do niej.
Chce widzieć się i mówić z wami.
Dobry to znak.
Jedziemy na zamek.
Jagiełło jednak słusznie obawia się, aby was tu widziano i mówiono o waszym pobycie, a za wcześnie zdradzono, że się z Witoldem układa.
Musimy wszystko w jak największej zachować tajemnicy.
Wejdziemy na zamek przez dom mój, z którego mam kryty chód do dworca Jagiełły.
Na konie czekać długo nie potrzebowali.
Semko uradowany, że się chwila wyzwolenia dla niego zbliżała, spieszył.
Hawnul, znający dobrze Jagiełłę, zdawał się mieć nadzieję pomyślnego końca.
Szybko przebiegłszy przedmieścia, zsiedli przed domem starosty pod murami.
Hawnul, wprowadziwszy do wnętrza ciemną szyją jakąś i ciasnym przejściem, opatrzonym żelaznymi drzwiami, wprost Semka na dworzec wielkoksiążęcy wiódł.
Sieni pełne były zbrojnej służby, dziwacznie uzbrojonej i strojnej.
Ustępowała ona, widząc Hawnula, który wszedł potem do komory dużej, przyciemnionej, różnej wcale od izb księżnej matki.
Nie widać tu było nie tylko przepychu, ale starania o wygodę, starodawna prostota i zaniedbanie panowało.
Na ścianach powbijane rogi jeleni i łosiów dźwigały poczepiany oręż i myśliwskie przybory, podłoga prosta posypana była jedliną i jałowcem.
Okna małe skąpo światło przepuszczały.
Semko dostrzegł nad progiem we wgłębieniu ustawione dziwaczne bałwanki drewniane, niezgrabne, obudzające wstręt i obawę.
Dla niego było w nich coś szatańskiego.
Drogi od drzwi do drzwi prostym suknem grubym były powyścielane.
Na ławach miasto poduszek i kobierców wyszarzane, poskładane w kilkoro, wisiały wojłoki.
Wszedłszy do izby, nie zastali w niej nikogo.
Hawnul ostrzegł Semka, aby gdy wyjdzie Jagiełło, zbyt natarczywie nie przybliżał się do niego, gdyż książę obawiał się tego i od wszystkich trzymał z daleka.
Wpojono mu od dzieciństwa wiarę w czary i postrach trucizny, która się samym dotknięciem udzielić mogła.
Zostawując księcia samym, Hawnul wyszedł i natychmiast powrócił.
Czekali w milczeniu.
Ze zwróconymi na drzwi oczyma stał książę, za każdym szmerem spodziewając się wejścia Jagiełły, lecz upłynęło czasu dosyć, nim z wolna, ostrożnie zaczęły się uchylać podwoje, a w nich ukazała na pół postać mężczyzny średniego wzrostu, w sile wieku, z twarzą przystojną i czerstwą, która nieco przedłużonym swym kształtem rysy matki przypominała.
Z powierzchowności trudno w nim było poznać możnego władcę Litwy.
Miał na sobie futerko szarym suknem bez żadnych ozdób pociągnięte, a prostym pasem rzemiennym ujęte.
Szyja była obnażona, spadał na nią bujny włos ciemny.
Silnej budowy, krzepki, zahartowany, Jagiełło miał w twarzy dziwny wyraz męstwa zarazem i siły, a jakiejś obawy i niepewności.
Oczy biegały żywo i niespokojnie, jakby czegoś niespodzianego szukając.
W rysach tych była mieszanina wielu odcieni trudno godzących się z sobą, powaga, pewność siebie, zabobonna obawa i dobroduszna łagodność.
Tej jednak zdawał się nie chcieć okazywać jawnie, czując się obowiązanym swą dostojnością do wrażania trwogi.
Zmuszał się do surowości, która mu nie przystawała.
Wstąpiwszy na próg, miał już wnijść, zawrócił się nagle, obrócił parę razy w kółko, rzucił coś z palców zgnieconego na ziemię, drzwi roztworzył szybko i przestąpiwszy próg, na którym się był zatrzymał, począł iść ku Semkowi, przypatrując mu się pilno, śledząc każdy ruch jego.
Książę mazowiecki pozdrowił go.
Jagielle usta się poruszyły, jakby jakieś szeptał zaklęcia.
Hawnul stał z boku.
Uwiadomionym był już Semko, że książę najchętniej i najłatwiej po rusińsku mówił, ale i polską ówczesną mowę łatwo rozumiał.
Czesi, Polacy, Serbowie łużyccy i Ruś nie potrzebowali naówczas, spotykając się, tłumaczów; języki te w prostej mowie ludowej, a innej nie było jeszcze, bliżej były siebie niż dzisiaj.
Jagiełło potrzebował widać wprzód wpatrzeć się w gościa swojego i przez wzrok powziąć jakieś wrażenie, które mu charakter odgadnąć pomogło
|
WÄ
tki
|