ďťż

Przy życiu trzymała ją jedynie myśl o tych, którzy zostali w domu: o dzieciach, Theresie, jej matce, i o Nerze...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Inni wszak już nie żyli. Wciąż nie mogła pojąć, w jaki sposób Nidhogg i Zwierzę zdołali poprzedniego dnia ukazać się jej prześladowcom. Powinna pojąć, jak się sprawy mają, lecz udręczony mózg nie chciał pracować, a świadomość, że Móriego już nie ma, zamykała drogę wszelkim jaśniejszym myślom. Otwarto drzwi. Tiril spięła się i usiłowała udawać obojętność. Nikt w jej oczach nie ujrzy strachu. Ale... czyżby to nie strażnicy? Nie kasztelan ani brat Lorenzo? Czyżby sprowadzili jeszcze okrutniejszych oprawców, by ją torturowali w bardziej wyszukany sposób? Przybyli zatrzymali się w drzwiach, nie widziała ich, bo oczy po tak długim czasie przebywania w ciemnościach oślepły w blasku pochodni. Nieznośny ból pulsował w całym ciele, Tiril bała się nawet wytężyć wzrok, by uniknąć dotkliwszych cierpień. Grobową ciszę przerwał rozszlochany kobiecy głos: - Święta Matko Boża, zmiłuj się, cóż oni uczynili? Tiril kątem oka dostrzegła, jak jakaś postać rzuciła się ku niej, ale nie miała sił, by się bronić. Lecz... Czy ona nie zna tego człowieka? Porwał ją w ramiona, mocno przytulił do siebie. Tiril pod jego dotykiem wydała z siebie niemal bezgłośny jęk, taki, jaki słyszy się tylko od tych, którzy przez długi czas doznawali cierpień ponad ludzką miarę. Uścisk natychmiast zelżał. - Na zmiłowanie, jak ty wyglądasz... - usłyszała głos Móriego. Aż za dobrze zdawała sobie sprawę ze swego wyglądu. Móri wykrzykiwał, wstrząśnięty: - W łachmanach, brudna, poraniona, lecz uparta! Ta nieszczęsna istota musi być moją żoną, choć przypomina raczej żebraczkę z najuboższej dzielnicy nędzy. I taka sponiewierana! Taka... taka... Gniew i wzburzenie odebrały mu mowę. - Czy jestem już w niebie? - Tiril ledwie zdołała poruszać obolałymi wargami. - Ty przecież już nie żyjesz, najdroższy. Erling... ciebie także już nie ma. Ale mama? Co ty tu robisz? Czy ty także...? - Naprawdę uważasz, że to miejsce przypomina niebo? - zaszlochała Theresa. - Niewysokie masz więc mniemanie o Bożej dobroci. Ach, mój Boże, co oni zrobili mojej córce? Usiłowała wziąć Tiril za rękę, lecz ona z jękiem się wzbraniała. W blasku pochodni dostrzegli, dlaczego: kilka palców jej połamano, a ramię wykręcono ze stawu. - Nie umarłaś, Tiril - powiedział Erling niewyraźnie. - My także żyjemy, jakoś sobie poradziliśmy. Och, nie mam sił, by patrzeć na takie bezrozumne, podłe okrucieństwo! Odwrócił się, nie mogąc powstrzymać szlochania. - Nauczycielu! - zawołał Móri z niesłychanym bólem w głosie, aż echo wstrząsnęło ścianami lochów, odbiło się od starych tarcz zawieszonych w sieni i podążyło do samej wieży. - Nauczycielu! Usuń stąd rycerzy i ich lokai-morderców, zanim zgładzę ich gołymi rękami za to, co ci nędznicy, niegodni, by nazywać ich ludźmi, uczynili mojej najdroższej Tiril! Na górze duchy popędziły gromadę mężczyzn ku drzwiom do sali rycerskiej. Nie było to trudne, bo żywi pierzchali na ich widok z obrzydzeniem i strachem. Dwaj dawni czarnoksiężnicy, Nauczyciel i Hraundrangi-Móri, przypominali co prawda ludzi, pozostali to duchy przyrody lub też ucieleśnione symbole. Rycerze zakonni poważyli się jedynie na słaby opór. - On nie może wyrządzić krzywdy panu Lorenzo ani mnie - oświadczył kasztelan. - Jesteśmy nietykalni. - On to Móri z rodu islandzkich czarnoksiężników - odparł Nauczyciel staroświeckim hiszpańskim. Jego charakterystyczna głowa i szerokie bary górowały nad wszystkimi. - Móri zna zaklęcia zaliczane do czarnej magii, tak potworne, że strach opisywać je słowami, nigdy się jednak nimi nie posługiwał, bo to dobry człowiek. Ale teraz kielich goryczy się przepełnił. Wiele zła może wam uczynić, uwierzcie mi. Choć nie może wyrządzić krzywdy fizycznej, pożałujecie, żeście się w ogóle urodzili! Trzymajcie się więc od niego z daleka! - Nie będziesz nam rozkazywał - odparł kasztelan lodowatym głosem. - To mój zamek. - I każdy kamień w jego ścianach się tego wstydzi - odrzekł z przekonaniem Nauczyciel
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.