ďťż

K’un-Chien zwykle moczyła się w basenie niczym liść herbaciany tuż przy ujściu gorącego źródła, następnie, kiedy skóra przybrała jasnoczerwony kolor, płynęła ku jednemu...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Zanim chłód przeniknął do szpiku kości, przyprawiając ciało o dreszcze, powracała do gorącego basenu i zanurzała się w parującej wodzie. Gdy w pobliżu znajdowali się inni amatorzy kąpieli, wkładała krótką baweł-nianąprzepaskę biodrową aby ukryć swąnagość. Przepaska nie przyciągała uwagi, jako że większość kąpiących się w źródłach nosiła podobne jako ochronę przed pijawkami, które żyły w umiarkowanie ciepłych wodach. K’un-Chien wybierała więc albo gorące, albo zimne jeziorka, gdzie w odosobnieniu zrzucała odzienie. Tak czy owak, zawsze dbała, aby sarong leżał gdzieś pod ręką by mogła go schwycić i owinąć się nim na wypadek, gdyby ktoś się zbliżał. Dzisiaj nie było w zasięgu wzroku ani jednego zwolennika kąpieli. Jakiś kilometr dalej grupa zbieraczy miodu dyndała na linowych drabinach mniej więcej w połowie Zachodniej Twarzy: trzy osoby trzymały pochodnie, aby dym wypę-dził pszczoły z uli, a jedna wyciągała olbrzymie plastry miodu, wkładając je do kosza uplecionego z pasków bambusowych. K’un-Chien stwierdziła, że z tak da- 86 leka nawet jastrząb nie byłby w stanie dostrzec jej nagości; mimo to pozostała w sarongu, poruszając się zwinnie między stawkami. Jak tylko potrafiła sięgnąć pamięcią ojciec mówił jej, aby ukrywała swe ciało przed widokiem innych. Ostrzegał, że nie może nigdy dopuścić, aby ktokolwiek dowiedział się, kim jest. - Kult Lung-Hu to szaleństwo - mawiał. - Jeżeli naprawdę zależy ci na mieszkańcach Błogosławionego Miasta, zrozumiesz, że ujawnienie twej tożsamości zrujnowałoby wszystko, co Ko Tung Jen i twoi przodkowie zbudowali tutaj, zniszczyłoby mające nadejść generacje. Nigdy nie wymazała z pamięci tych słów: Po prostu ujawnienie kim jest zniszczyłoby mające nadejść generacje. Dotrzymała obietnicy złożonej ojcu. Nikt o tym nie wiedział. Teraz kiedy moczyła się w gorącym basenie, wonne mydło rozmiękło i spłynęło po wysokich, krągłych piersiach i subtelnej linii muskularnego brzucha. Jak dobrze czuła się w gorącej wodzie i jak ożywiony wydawał się dotyk jej własnych palców, kiedy myślała o Tree. Mimo wilgotnego gorąca gęsia skórka naznaczyła piersi, a brodawki wyprężyły się, stercząc ku górze. Ręce wałęsały się leniwie po łonie, a następnie ześlizgnęły się niżej. Zdumiał ją ogromny przypływ siły i żądzy kłębiącej się poniżej pępka. A z okolicy brzucha siła życiowa rozprzestrzeniła się po całym ciele i duszy, przepełniając jej kobiecość i mę-skość. Miała ochotę krzyczeć, czując, jakby dusza wzlatywała ponad brzegi doliny i dalej ku gwiazdom. Jej duch. Cały. Nie tylko kobieca twarz. Och, Tree. Zamknąwszy oczy, westchnęła niczym targana wiatrem trawa, marząc w zieleni. Niespodziewanie uniosła powieki i rozejrzała się po okolicy. Nie mogę sobie pozwolić na bujanie w obłokach. To tylko potęguje ból. Boleśnie ścisnęło się jej gardło. Tree nie chce mnie. Jej oczy patrzą na mnie wrogo. Och, jak znieść tęsknotę, skoro to niemożliwe, żeby kiedykolwiek mnie pokochała? Łzy wypełniły oczy w przypływie nagłej rozpaczy, lecz zagryzła wargi i powstrzymała je. Muszę założyć napierśnik na serce. W przeciwnym razie na pewno dowiedzą się o mnie. Przyznała się przed sobą że w chwilach, kiedy samotność zaczynała ją dusić, chciała, żeby odkryto jej tajemnicę, aby napięcie z nią zwią-zane w końcu zniknęło. Zwiesiła głowę ze wstydem. K’un-Chien, jesteś głupia i stanowisz zagrożenie dla własnego ludu. Kobalt na skalistym dnie basenu sprawiał, że przejrzysta woda lśniła najczystszą zielenią. Głębia koloru nie pozwalała zapomnieć o oczach Tree Sum-merwood. 87 Rozdział 17 Tree i Mason przechadzali się po zatłoczonych uliczkach rynku. K’un-Chien podążała za nimi w odległości kilku kroków. Tree wyrastała o głowę ponad ciemnowłosy tłum; tylko K’un-Chien i Mason dorównywali jej wzrostem. K’un-Chien była o dwa centymetry niższa od Masona. Jakaś kobieta, trzymająca pod pachami dwa kwiczące prosięta, wcisnęła się między nich, torując sobie drogę pod prąd rzeki przechodniów w wielobarwnych togach i kimonach
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.