ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Więc o co ci chodzi?
Znaleźliśmy ich i możemy teraz pomóc sobie nawzajem. Skąd więc wątpliwości?
Czemu się
wahamy? Groźba? Groźbą dla nas, dla całej wyprawy był już sam fakt startu z
Ziemi,
a przecież nie wahaliśmy się. Wiedzieliśmy, że możemy nie wrócić. Wystarczy
najmniejszy
błąd naszych automatów, jedna nie zniszczona w porę grudka materii... Jednak
myśl ludzka
i urządzenia stworzone rękami ludzi Ziemi zwyciężyły. Jesteśmy tu, więc
spełnijmy naszą
misję. Pomóżmy im, ocalając zarazem siebie. Transplantacja? Ja sam mam
sobowtóra. Czuje
się doskonale. Moje ciało, i psychikę ma Wo, lecz nie jestem przez to uboższy.
Przeciwnie!
Czuję się zaszczycony, że to właśnie ja.
Kto cię pytał o zgodę? krzykną! Dar.
Mówię przecież. Nikt Mir pobladł trochę. Nikt, ale nie zaprzeczy pan,
kapitanie,
że jednak Wo jest w pewnym sensie mną. Zresztą nie jestem mówcą. Zgadzam się
z propozycją gospodarzy planety.
Wówczas Red, inżynier atomista, nie wstając zaklaskał w ręce, a widząc, że nikt
mu
nie wtóruje zerwał się i podniósł rękę do góry.
Wstyd! krzykną? patrząc na Dara. Jesteśmy ludźmi! Nawet gdyby nam groziło
jakieś rzeczywiste niebezpieczeństwo mamy obowiązek podjąć ryzyko Oni mogli
zniszczyć
Nora i Arna. Nie zrobili tego Wykazali maksimum dobrej woli. Wierzę im. Głosuję
za
projektem.
Powoli podniosła się siedząca tuż obok Rita z trzeciej sekcji.
Red ma rację. Głosuję za.
Sala ożyła. Zaczęli teraz mówić wszyscy naraz, jeden przez drugiego. Krzyżowały
się
różnorakie opinie, ale wszyscy byli zgodni co do jednego. Należało podjąć ryzyko
eksperymentu. Kapitan Dar i jego grupa siedzieli w milczeniu. Zdawali sobie
sprawę z faktu,
że sprawa jest przesądzona i muszą poddać się woli większości.
Rozchodzili się nie przestając dyskutować. Sytuacja była niecodzienna i jednak
trochę
niepokojąca. W gabinecie Astrogatora przybysze z uwagą spoglądali na Kira Rosa.
Ten
podszedł do głównego ekranu i włączył go.
- Uwaga załoga! Mówi Astrogator. Do wszystkich! Przystępujemy do realizacji
eksperymentu, któremu proponuję nadać kryptonim Kopia. Pierwsza grupa
osiemnastu
ochotników proszona jest do czwartej śluzy. Dziękuję.
Teraz zwrócił się do stojącego obok Wo.
Mam jeszcze tylko jedną prośbę. Szkoda, że nie przedyskutowaliśmy tego jeszcze
na
sali. Chodzi mi mianowicie o to, że aby uniknąć omyłek co do osoby i zamieszania
już po
przystąpieniu do pracy zarówno załogi Sol jak i Kopii, proponuję abyście
podczas
transplantacji nadali zarówno samym Kopiom jak i ich mundurom barwę zieloną. To,
zdaje
się, wasz ulubiony kolor uśmiechnął się i wyciągnął do Wo rękę. Żegnaj się ze
wszystkimi
po kolei, każdemu ściskając serdecznie dłoń.
Powodzenia, przyjaciele.
Wyszli. Został w gabinecie sam. Pomimo, iż klamka już zapadła nie przestały go
nurtować wątpliwości. Teraz gdy na niego nikt nie patrzył, przechadzał się
nerwowo po
gabinecie po raz kolejny konstatując jak trudno jest dźwigać brzemię
odpowiedzialności za
podjętą decyzję.
Mijały godziny. Nie kontaktował się z nikim, nie chciał nikogo widzieć. Było mu
coraz ciężej. Leżał na koi, wpatrując się w sufit niewidzącymi oczami. Pora
kończyć tę
podróż. Najwyższy czas. Nie wiedział nawet kiedy zmorzył go sen. Zbudził go
dźwięk
melodii pobudki. Leniwie uniósł powieki.
Astrogatorze w drzwiach kabiny stał dyżurny inżynier łączności.
Tak? Słucham, inżynierze.
Odebraliśmy przed chwilą dziwne sygnały. To nie są nasze sygnały.
Zielone Widma?
Na to wygląda. Zlokalizowaliśmy nadajnik.
Gdzie?
W paśmie górskim na południowy wschód od Sol. Deszyfrator?
Nie rozszyfrował. Te sygnały nie zawierają żadnej informacji. To raczej
promieniowanie, radiolokacja czy coś w tym rodzaju.
Charakterystyka?
Ciągła. Powtarzam, żadnej modulacji.
Dziękuję. Proszę nie przerywać nasłuchu.
Tak jest. Ale...
Coś jeszcze, inżynierze?
Astrogatorze. Te sygnały docierają do Sol.
Wiem. Przecież pan ml to przed chwilą meldował.
Tak
|
WÄ
tki
|