ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Teraz Stiller już nawet nie pisywał listów.
Powstaje oczywiście pytanie, czy nikt tego Stillera (skoro biedna Julika sama nie
mogła tego napisać) nie poinformował kiedyś w cztery oczy, co przeżywa w Davos jego żona,
bądź co bądź jeszcze żona, którą mimo tej innej kobiety kochał przynajmniej na tyle, że
chciał, aby odczuwała jego brak. Ale Stiller nie był skłonny do przyjmowania informacji w
cztery oczy. Dawni znajomi zrezygnowali po nieudanych próbach, nowi zaś, których miał
zapewne, równie mało jak on wiedzieli o straszliwych nocach Juliki... Kto o nich w ogóle
wiedział? Biedna Julika nie zwierzała się nikomu. Zdaje się, że jeden tylko człowiek się
orientował: młody weteran sanatoryjny. Ale i o tym mówił tak pogodnie i lekko jak o swoich
Ojcach Kościoła, o absolutnej prędkości światła (która nie daje się podwoić, jeżeli dwa
promienie świetlne pędzą naprzeciw siebie), o klasycznym prawie sumowania i odejmowania
prędkości, które przy świetle nie obowiązuje, i o buddyzmie. Znowu siedział pewnego razu u
jej nóg pełen wiedzy, a wyczerpana Julika usiłowała go słuchać. Przeczytał właśnie w jakimś
czasopiśmie zdanie profesora Scherrera z Zurychu, które go zachwyciło: masa to energia na
zablokowanym koncie.
- Czy to nie dowcipne?
- Tak - odparła Julika.
- Tak właśnie jest - ciągnął tym samym tonem, przerzucając kartki czasopisma. - W
dzień gra się w szachy i czyta, a w nocy się płacze. Nie jest pani w tym domu jedyna, Juliko,
proszę mi wierzyć. Wszyscy to tutaj przeżywają. Z początku, przez pierwsze tygodnie, a
nawet miesiące, jest się oszołomionym. Jak tu pięknie! Siano, żywica, wiewiórki i tak dalej. A
potem przychodzi przerażenie. Człowiek ryczy w poduszkę i nie wie dobrze, dlaczego,
przecież to szkodliwe, wie tylko, że jego gorączkujące ciało rozpadnie się jak żagiew. A
potem, wcześniej czy później, wszyscy tu myślą o ucieczce. Przede wszystkim w nocy, kiedy
się jest sam na sam ze sobą. Wtedy rodzą się najbardziej szalone plany, każdy staje się swoim
własnym Napoleonem, swoim własnym Hitlerem, żaden z nich nie dostał się do Rosji, a nasi
pacjenci nie docierają nawet do doliny, tak, Juliko, cztery godziny kolejką, przesiadanie w
Landquart, bagatelka. Niektórzy próbują też tego rokrocznie, ukradkiem pakują szczoteczkę
do zębów, mówią siostrze, że idą do toalety, zjeżdżają kolejką w dolinę, docierają bliżej lub
dalej, zależnie od szczęścia i pogody, potem następuje załamanie, kiedy im się zdaje, że się
duszą, i bez słowa wracają tutaj karetką sanitarną. So what? - uśmiechnął się. - My nawet im
nie współczujemy. To takie głupie i tylokrotnie wypróbowane. Nasze koleżeństwo ogranicza
się do udawania, żeśmy o tym w ogóle nie słyszeli. Juliko, czy przysięgnie mi pani, że nigdy
nie popełni pani tego głupstwa? - Julika przysięgła. - Nie! - zawołał z uśmiechem młody
weteran - nie pod kocem z wielbłądziej sierści, moja droga. Bóg chce także coś zobaczyć. -
Julika przysięgła wyciągnąwszy rękę spod ko- ca. - Ecco! - i znowu powracając do swego
czasopisma, dodał: - W ogóle, Juliko, zobaczy pani, że nawet kiedy tutaj ktoś umiera, nie robi
to wielkiego wrażenia. Kto ma nadzieję, że jego śmierć zrobi wielkie wrażenie, ten umiera
całkiem daremnie. Tutaj imponuje jedynie życie! Nawiasem mówiąc, jak zauważyłem,
większość umiera w okresie Bożego Narodzenia - ze wzruszenia.
(Sam umarł w końcu września.)
W sierpniu Stiller jednak zjawił się, bez uprzedzenia i w ogóle, jak twierdzi Julika, w
sposób, który jeszcze bardziej musiał zdziwić naczelnego lekarza niż jego długa nieobecność.
Stiller mianowicie zachowywał się tak, jak gdyby jego piękną Julikę trzymano zupełnie
bezpodstawnie na werandzie z ozdóbkami, zażądał natychmiast od siostry, żeby jego żonie
pozwolono pójść z nim na spacer, co najmniej na godzinę. Powód: Stiller musiał pomówić z
Juliką. Co się stało? Weranda, na której z prawa i lewa węszył podsłuch, nie wydawała mu się
miejscem odpowiednim choćby do wszczęcia rozmowy. Zdjął tylko beret, pozostał natomiast
w nieprzemakalnym płaszczu, który nosił latem i zimą, nie mając żadnego innego.
Julika zapytała:
- Jak ci się powodzi?
Stiller, bardzo nieswój, miął w ręku beret, był wzburzony, jakby w tym sanatorium
wszyscy powinni się liczyć tylko z nim i z jego życzeniem porozmawiania z Juliką w cztery
oczy
|
WÄ
tki
|