ďťż

Pod sam koniec nagrania znalazł się niespełna minutowy fragment, w którym Vivien opisywała podobne spotkanie, jakiego doświadczyła inna michalitka w Hyde Parku w...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Po powtórnym obejrzeniu nagrania Johann wstał, zamierzając się pożegnać. - Chyba nie chcesz nas opuścić - rzekła Clem. - Dopiero zaczęliśmy rozmowę... A poza tym nie ustaliliśmy terminu twojego spotkania z pozostałymi członkami. - Jestem umówiony na obiad z przyjacielem - oświadczył Johann. - A przedtem muszę jeszcze kupić kilka świątecznych upominków. - A kiedy wrócisz? - zapytał go Darwin. - I w jaki sposób będziemy mogli się z tobą skontaktować? - Serdecznie wam dziękuję za wszelkie informacje - rzekł Johann. - I rozumiem, że jesteście podnieceni tym, co mi się przydarzyło... Ale wolałbym nie podawać swojego adresu i numeru telefonu do publicznej wiadomości. Moje życie prywatne ma dla mnie bardzo dużą wartość. Jestem pewien, że mnie zrozumiecie. - Tak, naturalnie - odparła Clem nie kryjąc rozczarowania. - Jesteśmy zachwyceni, że wpadłeś do nas. Czy możemy cię prosić o jeszcze jedną przysługę, zanim wyjdziesz? - O jaką? - zapytał Johann. - Czy pozwolisz, byśmy zrobili kilka zdjęć i nagrali jakiś krótki film wideo na dowód, że naprawdę tu byłeś? To dla nas bardzo ważne. - Oczywiście - zgodził się Johann. Gdy pozował do zdjęć obok Clem i Darwina, myślami błądził gdzie indziej. Był zaintrygowany i zafascynowany faktem, że i siostra Vivien widziała te same dziwne kulki. Muszę zobaczyć się z tą zakonnicą czy kapłanką - powiedział sobie. - I to jeszcze przed powrotem do Valhalli. 5. Pod przywództwem siostry Beatrice zakon Świętego Michała radził sobie na Marsie bardzo dobrze. Już po trzech miesiącach od chwili jej przylotu wysokość zbieranych ofiar i liczba chętnych do przyjęcia święceń pomimo wciąż panującej trudnej sytuacji gospodarczej wzrosły jak nigdy dotąd. Wkrótce potem siostra Beatrice zajęła się nadzorem prac projektowych i stawianiem nowej katedry na przedmieściach Mutchville. Dzięki wyjątkowemu poświeceniu trudzących się przy budowie braci i sióstr, od chwili rozpoczęcia robót ziemnych do czasu zakończenia budowy upłynęło zaledwie siedem miesięcy. Katedra była pierwszym tak dużym nowym budynkiem wzniesionym w Mutchville w ciągu ostatnich trzech lat. Dość powiedzieć, że jej strzelista iglica kończyła się czterdzieści metrów poniżej ochronnej kopuły miasta. Obok głównego wejścia stał wykonany z brązu posąg Chrystusa w otoczeniu ptaków i dzieci. Na cokole, pod bosymi stopami Jezusa, widniał napis: POZWÓLCIE DZIECIOM PRZYCHODZIĆ DO MNIE. Na tyłach katedry ustawiono drugi posąg przedstawiający świętego Michała stojącego na schodach przed pomnikiem Wiktora Emanuela na Piazza Veneto w Rzymie. Wokół głowy okolonej przez gęste loki widać było wielkie płomienie symbolizujące wybuch atomowy, który pod koniec czerwca 2138 roku w jednej sekundzie zamienił świętego w parę. Wrota świątyni były otwarte przez całą dobę. Ludzie mogli w każdej chwili przyjść po darmową strawę lub ubranie. Mogli też spać na pryczach czy rozłożonych matach, korzystać z łazienek i toalet, zasięgać porad michalitów będących lekarzami, a nawet jeżeli trapiły ich jakieś problemy, porozmawiać z którymś z zakonników specjalizujących się w udzielaniu porad. Johann był zdumiony, że mimo Wigilii Bożego Narodzenia, przy wejściu do kościoła kręciło się tak wielu ludzi. Przez dziesięć minut stał po drugiej stronie placu, oparty o wystawę jakiegoś sklepu. Obserwując wchodzących i wychodzącym z katedry, zastanawiał się, co powie siostrze Vivien. Zdawał sobie sprawę z tego, że nawet samo zobaczenie się z nią może wcale nie być takie proste. Możliwe, że w ogóle nie ma jej w Mutchville - powiedział sobie, ruszając przez plac w stronę katedry. Kiedy zbliżał się do kościoła, drzwi kiosku z papierosami obok teatru nagle się otworzyły i ze środka wyszła ciemnoskóra kobieta, ubrana w niebieski habit i niebiesko-biały kornet zakonu Świętego Michała. Johann jej nie widział. Siostra Vivien jednak rozpoznała go natychmiast. Przyspieszyła i spotkała się z nim na samym środku placu. - A więc, gigancie Johannie, nie zapomniałeś? - powitała go, szeroko się uśmiechając. - Dla ilu ludzi przyniosłeś bożonarodzeniową kolację? Tu, w kościele, nim zaświta jutrzejszy dzień, możemy nakarmić ich nawet tysiąc. - Dzień dobry, siostro Vivien - odezwał się zaskoczony Johann. Dopiero po chwili i on się roześmiał. - Obawiam się, że zapomniałem o kolacji. - Jeszcze nie jest za późno - stwierdziła siostra Vivien. - Dopiero Wigilia. Kierownik supermarketu nadal rezerwuje dla nas trzydzieści indyków. Powiedz mi, gigancie Johannie, ile takich chcesz kupić dla swoich bliźnich? Johann zatrzymał się na chwilę. - Czy naprawdę karmicie każdego, kto przyjdzie, nie zadając żadnych pytań? - Naprawdę - odparła poważnie Vivien. - I z takim samym zapałem, z jakim prosimy o pieniądze ludzi obdarzonych większym szczęściem. - No cóż - rzekł Johann. - Przyszedłem tu, bo chciałem się spotkać z tobą. Wiem, jak bardzo jesteś zajęta, ale jest coś, o czym chciałem porozmawiać. Jeżeli na waszą bożonarodzeniową kolację zgodzę się kupić, powiedzmy, pięć indyków, czy zechcesz porozmawiać ze mną w drodze do supermarketu i z powrotem? - Dorzuć do tego dwadzieścia kilogramów ziemniaków - odparła Vivien, czarująco się uśmiechając - a zgodzę się nawet flirtować z tobą w tę i tamtą stronę. Johann oznajmił siostrze Vivien, że przyszedł porozmawiać z nią o czymś, co łączy ich oboje. - O czym? - zapytała beztrosko. - Oboje przeżyliśmy spotkanie z chmurą białych, świetlistych kulek - odparł, a później opowiedział jej o swojej przygodzie w Tiergarten. Vivien zatrzymała się w pół kroku. - Dokładnie takie same... - odezwała się w pewnej chwili, z wrażenia nie mogąc dokończyć zdania. Kiedy Johann opisał jej ślady, jakie kulki pozostawiły na materiale kieszeni jego torby, Vivien zaczęła aż drżeć z podniecenia. - Ślady? - zapytała łapiąc Johanna za ramiona. - Aniołowie pozostawili jakieś ślady? Johann kiwnął głową, a zakonnicę ogarnął szał radości. - Och, Boże - powiedziała nie posiadając się ze szczęścia. - Dziękuję ci, dziękuję, za zesłanie mi jeszcze jednego znaku... Tak bardzo nam błogosławisz. Siostra Beatrice będzie zachwycona. Odwróciła się i zaczęła biec w stronę supermarketu
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.