ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Jednym z powodów,
dla których chcieliśmy, by uwierzyli, że wszystko to przygotował jakiś degenerat, było
skłonienie ich, żeby stworzyli prototyp, a nie przeciwstawiali się jego powstaniu. Naszym
celem było dokładnie to, co zrobiliśmy: sprowokować Dahaka do działania.
- Sprowokować Dahaka? - Colin podrapał się po nosie. - Czy to nie było nieco...
hmmm... ryzykowne?
- Oczywiście, że tak, lecz nasi Imperialni starzeją się, Colin. Kiedy umrą, nasze
położenie będzie jeszcze bardziej beznadziejne. Rada nie wiedziała, że Dahak jest w pełni
sprawny, lecz umieściliśmy wielu naszych, takich jak Sandy i Cal, w programie lotów
kosmicznych. Poza tym jeśli ludzie dowiedzą się, co jest tam, na górze, i czy działa, czy nie,
pozycja Anu będzie znacznie słabsza.
- Dlaczego?
- Nigdy nie zastanawialiśmy się, co właściwie Dahak robił, lecz coś musiało się
stać. Anu mógł próbować przejąć okręt, lecz byliśmy gotowi do walki z nim - w tajemnicy,
choć dość skutecznie - chyba że by się ujawnił. A gdyby tak się stało, czy nie sądzisz, że
potrzebowałby czegoś więcej niż tylko kręgu swoich najbliższych doradców, aby opanować
chaos, który by wtedy nastąpił?
- Aha, sądziliście, że gdyby zaryzykował obudzenie pozostałych i ci zorientowali się,
co się dzieje, dostałby od nich cios w plecy?
- Otóż to. Och, podejmowaliśmy wielkie ryzyko, lecz jak mówiłam, byliśmy mocno
zdesperowani. Poza tym zawsze mieliśmy swoich ludzi w programie lotów. Wydawało się
możliwe - a nawet bardzo prawdopodobne - że jeśli okręt jest choćby częściowo sprawny,
jeden z naszych urodzonych na Ziemi mógłby dostać się do środka. Szczerze mówiąc -
spojrzała mu prosto w oczy - mieliśmy nadzieję, że zamiast ciebie poleci Wład Czernikow.
- Wład? Nie mów, że to jeden z waszych!
- Nie powiem, jeśli tego nie chcesz - odparła, a on się roześmiał. Było to po raz
pierwszy od czasu śmierci Seana, i sam był zdziwiony, jak bardzo mu to pomogło.
- No niech mnie - powiedział wreszcie, unosząc brew. - Ale czy to nie było zbyt
ryzykowne umieszczać tylu swoich ludzi w okolicach, które ludzie Anu najbardziej starannie
badali?
- Colin, wszystko, co robiliśmy, było ryzykowne, czasem nawet bardzo, lecz kontrola
Anu jest dość chaotyczna. Obie strony wiedzą, co zamierza druga strona - mamy nadzieję, że
my wiemy więcej o nim niż on o nas - lecz on nie może sobie pozwolić na zabijanie każdego,
kto mu się wyda podejrzany.
Przerwała, a kiedy zaczęła dalej mówić, jej głos brzmiał bardziej ponuro.
- Mimo to zabił już wiele osób. Jego ulubioną metodą są rozmaite wypadki. Czy
pamiętasz ten wahadłowiec, którego zestrzeliła Czarna Mekka? - Colin skinął głową, a
kobieta wzruszyła ramionami. - To był Anu. Bawi go wykorzystywanie zdegenerowanych
terrorystów do wykonywania brudnej roboty, a ich fanatyzm sprawia, że łatwo nimi
manipulować. Na pokładzie wahadłowca był major Lemoine, jeden z naszych ludzi. Nie
wiemy, skąd Anu dowiedział się o nim, lecz to dlatego celem ataków terrorystycznych stały
się ostatnio loty kosmiczne. Oficjalnie to Czarna Mekka wzięła na siebie winę za to, co się
stało z Calem i dziewczynami.
- O Boże. - Colin pokręcił głową i pochylił się naprzód, opierając łokcie na konsoli, a
brodę na dłoniach. - Przez cały ten czas nikt niczego nie podejrzewał. Aż trudno w to
uwierzyć.
- Kilka razy sądziliśmy, że już po wszystkim - odparła Isis. - Raz nawet myśleliśmy,
że już znaleźli Nergala, dlatego Jiltanith została wybudzona z uśpienia.
- Aha! Na wszelki wypadek obudziliście dzieci?
- Tak. To było sześćset lat temu i były to najgorsze chwile, jakie przeżyliśmy. Wtedy
właśnie Rada zwerbowała kilku urodzonych na Ziemi... i możesz się domyślić, jakie mieli
kłopoty z przystosowaniem się do tego wszystkiego! Niektórzy z nich zabrali dzieci i
rozwieźli je po całej planecie. To tłumaczy angielski Tanni; nauczyła się go podczas wojny
dwóch róż.
- Rozumiem. - Colin wciągnął powietrze. Myśl, że ta śliczna dziewczyna dorastała w
piętnastowiecznej Anglii, była bardziej krzepiąca niż to wszystko, co się do tej pory
wydarzyło.
- Isis, ile lat ma Jiltanith? Chodzi mi o lata, które przeżyła po przebudzeniu.
- Jest nieco starsza ode mnie. - Jego twarz musiała zdradzać zaskoczenie, gdyż kobieta
uśmiechnęła się łagodnie. - My, urodzeni na Ziemi, nauczyliśmy się z tym żyć, Colin.
Właściwie nie wiem, komu jest z tym trudniej, nam czy naszym Imperialnym
|
WÄ
tki
|