ďťż

Nie wytrzymał wresz- cie i sam wyznał Wolkmarowi swój układ z Przebi- miłem, tyle jeszcze mając rozsądku, że przedstawił go jako chęć lepszego służenia powierzonej sobie...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Wolkmar nie zdał się nawet zdziwiony ni zasko- czony. Zezwolił donosić Nawojowi wiadomości, jakie Olard uzna za potrzebne, a wzajem wyciągnąć, co się da. Nawój wrychle podejrzewać zaczął tę podwójną grę, a Otard dość był bystry, by dostrzec, że mu nie ufają. Miast pozbyć się jednego wroga, czuł, że dru- giego sobie napytał, toteż wkrótce unikać jął Nawoja pod każdym pozorem. Siedział w Tyńcu przy Wolk- marze, umyślnie wciąż mu na oczach stercząc, by od siebie podejrzenie o zdradę odsunąć. Wolkmar zdał się nie zwracać na niego uwagi ani kryć przed nim spraw, które Otard winien był Nawo- jowi donieść, Otard nie wierzył jednak, by to ozna- czać miało przywrócenie zaufania. Gdy zaś z drugiej strony bał się, że Nawój wieści skądinąd otrzyma i pomści się na nim za przeniewierstwo, z rozpaczy rozpił się do reszty. Wieczorami wymykał się do karczmy i pił sam, ponurymi, przekrwionymi oczyma poglądając po "ciemnych kątach, bo wciąż zdało mu się, że skądś patrzą na niego zielone ślepia Wolkmara; noc zazwyczaj przesypiał w gospodzie, gdyż do klaszto- ru po komplecie nie puszczano nikogo, i rankiem wra- cał, niechlujny i zmarnowany, by snuć się pod okiem Wolkmara. Byłby uciekł dawno, gdyby nie przesą- dna pewność, że wówczas Wolkmar bez zwłoki go zgubi. Toteż gdy jednego wieczora przybiegł do Wolkmara prawie trzeźwy i widno czymś poruszony, Wolkmar zawołał drwiąco: — Cóż ważnego się stało, skoro nie pijesz o tej po- rze! Otard spojrzawszy na niego z pomieszaniem i zło- ścią odparł krótko: — Przebimił przybył po wieści. — Aha! Słusznie się domyślałem, że dla pozoru jeno służyć przestał. A składa się dobrze, bo chciałem wła- śnie wybadać, czy Nawój wie o cesarskim poselstwie i czy ma wieści od króla. — Juści! Po to przybył Przebimił, aby mi powie- dzieć! Sam pytał będzie, a nigdy nie wiada, co trzeba rzec, a co można ukryć, aby się nie zdradzić, że nie im, jeno wam służę — odrzekł Otard ponuro. — Łatwa sprawa — odparł Wolkmar. — Możesz rzec mu wszystko, ale nie zrazu, jeno dobrze wprzód popiwszy. Temu, co rzekniesz po pijanemu, łacniej dadzą wiarę. — Wszystko? — aapytał Otard zdumiony. — O tym, że na życie króla czyhacie, że z cesarzem i Wratysła- wem się znosicie... że... — Wszystko, mówię. Nawet możesz rzec, kto i co radzi, bardziej godne wiary będzie. — Wszystko? — powtórzył Otard. — Nawet to, że- ście biskupowi radzili, jak wojska króla zbuntować, by go bez sił na Rusi na przepadłe zostawić? 519 — Wszystko! — przytwierdził Wolkmar. — Jeno spoić masz go, by się sam z tym, co wie, wygadał. — Ba! — odparł Otard. — Tym cienkuszem, który ja piję, Przebimiła nie spoi. Łeb ma jak ceber. A na lepsze wino mnie nie stać. Chuda służba u was. Daj- cie parę denarów albo i pół grzywny, bo i ja przy nim lepsze wino pić muszę. Podejrzliwa jucha, do gęby nigdy nie weźmie, czego ja przedtem nie spró- buję. — Taki ostrożny? — uśmiechnął się Wolkmar. — Nie szkodzi. Pieniędzy ci nie dam, bo sam nie mam, ale wina najlepszego, jakie w klasztornej piwnicy naj- dzie. Na kiedyś go zmówił? — Rzekłem mu, że dziś ważna narada z Sieciechem i biskupem, bom się przódzi z wami chciał porozu- mieć. Ani mi to w myśli nie było, by Nawój tutaj po wieści Przebimiła przysyłał. Jutro z wieczora spotkać się mamy. Dzień spędził Otard w jakiejś gorętwie oczekiwa- nia, tak by rad sprawę mieć za sobą lub zgoła się jej pozbyć. To myślał, by uciec, to znów, by ubić Prze- bimiła, w końcu przed czasem poszedł do karczmy, w bokówce przyległej do głównej izby kazał ognia naniecić i zapalił przyniesione świece, jakby bał się, by w ciemnych kątach nie majaczyły mu oczy Wolk- mara. Usiadł i usiłował zebrać myśli, gdzieś rozgo- nione. Wzdrygnął się, gdy usłyszał świst lelka, umó- wione hasło Przebimiła. Nie mogli co innego umówić, jak głos tego złowróżbnego ptaka?! Zerwał się i wy- biegł na pole. Po chwili wrócił tylnymi drzwiami, wiodąc Przebi- miła. Usiadł przy stole i zarośnięty policzek oparł na ręku. Przebimił obejrzał się bystro po izbie, ale nie było co oglądać. Puste nary pod oknem, stół i ława stano- wiły całe urządzenie izby. Na stole zobaczył omszałą kamionkę i dwa kubki. 550 „Spić mnie będzie chciał — pomyślał Przebimil. — Praw jest Nawój, by mu nie dowierzać. Zje licha, za- nim mnie pozbadnie". Spojrzał na jasno oświetlone oblicze Otarda i aż się zadziwił zmianie. W nabrzmiałej od opilstwa twarzy niegdyś wesołego nicponia i obwiesia czaiła się roz- pacz, w zaczerwienionych oczach szkliły się łzy. Mniemając, że Otard niespokojny, by się spotkanie ich przed Wolkmarem nie wydało, Przebimił rzekł: — Gadaj prędko, co masz dla mnie. Mnie tu sie- dzieć niebezpiecznie; Wolkmar choć zbójów nasłać gotowy. Bacznie nastawiał ucha, czy głosów jakich nie po- słyszy,, ale na polu była cisza wiosennego, pogodnego wieczoru; do uszu dochodził jeno cichy i jednostajny, wabliwy szmer wiślanej fali, karczma bowiem stała u przewozu, na który wychodziła droga między kla- sztornym wzgórzem a osadą. Niespodziewanie Otard zaczął mówić. Przebimił słuchał z coraz większym zdziwieniem. Mówił, jakby się spił, choć kubków nie tknęli jeszcze. — Wracaj co prędzej do dom! Uciekaj! Ja tu ostać muszę, na zgubę duszy i ciała. — Cóże się stało? — On wszystko kazał ci powiedzieć. Że króla chcą 2gubić, wojsko mu pobuntować, z cesarzem i Wraty- sławem przymierze uczynić, a Włodzisława osadzić na tronie. I mnie chce zgubić! Za co? Żem mu w łotro- stwach jego pomagał?! Nalał kubek i wypił. Wierzchem dłoni otarł oczy z łez: — Jak żywot długi, jeno mną pomiatano. Cóż dziw- nego, że chciałem czymś ostać?! Za to mam życiem zapłacić! — Gadajże po ludzku. On ci to wszystko kazał rzec? Tedy nieprawda musi być. I skąd wiedział, że się spot- kamy? — Sam mu wyznałem. — Ty?! — Przebimił dźwignął się groźnie
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.