ďťż

Jeszcze jedno zderzenie drewna i tkanek i wreszcie aria: „Wytnę ci język z gęby!” Partnerka pokazuje mu język, partnerka smakuje krew...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Końcowy tusz w brzuch. Franciszka zgina się wpół i pada na podłogę. Nowoczesna tancerka. Mercedes zaczęła od tego, że przyniosła jej Influencę oraz swoje pozostałe ukochane dzieci i ustawiła je z czułością na łóżku. Chociaż siostra nie zarejestrowała pojawienia się lalek, Mercedes dobrze wie, że ich obecność na pewno ją pocieszy. Potem wzięła miskę, czystą ściereczkę i obmyła jej twarz. Franciszka ma szesnaście lat, ale dzięki opuchliźnie wygląda znacznie młodziej, zwłaszcza w otoczeniu lalek. W końcu się odzywa, choć mówi niewyraźnie i trochę sepleni. - Gdzie Trixie? - Gdzieś tu jest, nic się nie martw. Franciszka jest cała obolała, co sprawia, że czuje błogość i spokój. To cudowne doznanie, którego rzadko doświadcza. Mercedes wykręca ściereczkę. - Nie powinnaś go tak denerwować. - Zasługuje na to. - Ale to ty oberwałaś. Franciszka ostrożnie przełyka ślinę. - Przepraszam za te zniszczone rzeczy. - Nie ma o czym mówić. Nie musiałaś brać na siebie winy za to zdjęcie. - Musiałam. - Dlaczego? - Bo tak już jest. Nie można tego zmienić. - Nie zgadzam się, to bez sensu, nie powinien cię bić za coś, czego nie zrobiłaś. - Ciebie by nie zbił. - I dobrze, wyszłybyśmy z tego cało, i ty, i ja. - Nie, któraś z nas musiałaby oberwać. Poza tym dzięki temu mogę się na nim odegrać. - Za co? Franciszka patrzy na siostrę i lekko się uśmiecha. Na wardze lśni jej świeża blizna. - Za rzeczy, o których nie wiesz. A to, czego nie wiesz, nie może cię zranić. Mercedes milczy. Franciszka sięga po Dyzenterię. Przytula ją i zamyka oczy. Mercedes powiedziała tatusiowi, że spaliła zdjęcie pod płytą. Ale to kłamstwo. Nie może się z nim rozstać. Zostawia pogrążoną we śnie siostrę, lecz przed zejściem do piwnicy, gdzie chce wypełnić dane Bogu przyrzeczenie, po raz drugi tego dnia idzie na strych. Wie, że tatuś nigdy nie zagląda do cedrowej skrzyni. Zdjęcie będzie tam całkowicie bezpieczne. Kiedy w domu cichnie, do pokoju sióstr wchodzi Trixie i cicho wskakuje na łóżko. Mości się między lalkami w zagłębieniu ramienia Franciszki, przez chwilę na nią patrzy. Potem kładzie głowę na poduszce, wyciąga przednią łapkę i opiera ją na czole śpiącej. Żadna z nich nie porusza się aż do rana. Jesteśmy martwi ...Tam muszę sam iść, całkiem sam, Nikt mi nie powie, co robić mam. Sam wzdłuż strumienia iść, czy znów Wspinać się sam na górę snów... Robert Louis Stevenson, The Land of Nod Otwór na jednej trzeciej wysokości stromego zbocza: piaskowiec, rzadka trawa, jałowa gleba. Tu i ówdzie szalone sosny rosnące równolegle do ziemi. Skalny łuk. Bez żadnego napisu. Opuszczona kopalnia. Nielegalna kopalnia o pochyłej sztolni, która wgryza się w skałę i przecina zbocze w poprzek. Ilekroć ktoś z miejscowych znajduje starą kopalnię, zawsze myśli, że jest to kopalnia francuska. Nie istnieją żadne legendy, które by głosiły, że w kopalni tej jest jakiś skarb, po prostu tak się przypadkiem złożyło, że był to pierwszy szyb wydrążony w celu wydarcia ziemi „ukrytego blasku słońca”. Tego rodzaju rzeczy stają się istotne, gdy w pobliżu nie ma katedr. - To stara francuska kopalnia - mówi Franciszka. - Nikt nie wie, że tu jest. Z zadartymi głowami stoją u stóp wzgórza. Za nimi jest las, w którym Franciszka przetarła świeży szlak, wycinając na drzewach znaki kuchennymi nożycami. Teraz podnosi rękę i osłania sobie oczy niczym żołnierz Legii Cudzoziemskiej, co pod zachmurzonym niebem Cape Breton jest zupełnie bezsensowne. Siniec pod jej lewym okiem zdążył już pożółknąć, lecz pod okiem prawym wciąż widnieje fiołkoworóżowa opuchlizna - to rany odniesione podczas walki wręcz z Algierczykami, mon Dieu! Franciszka ma na sobie niebieski harcerski mundurek i bardzo chce wyglądać w nim odważnie i zadziornie. Starannie zawiązana chusta, regulaminowo przekrzywiony beret, skórzana torba u pasa - brakuje tylko odznak. Na odznaki musi dopiero zasłużyć. Czeka ją dopiero druga zbiórka. Lilia jest w mundurku zuchów. Tatuś pozwolił jej w końcu wstąpić do harcerstwa, ponieważ od długiego czasu nawet się nie przeziębiła. Franciszka miała zaprowadzić ją na pierwszą zbiórkę, ale zamiast na zbiórkę przyprowadziła ją tutaj. Całą drogę pokonały piechotą, choć to bardzo daleko. Franciszka powiedziała siostrze, że zdobędzie za to sprawność wędrowca. - Tam są trupy, Lilio. I brylanty. - Jak w Aladynie. - Właśnie. - Wracajmy już do domu. - Nie. Wejdziemy na górę. - Franciszka bierze ją za rękę, ale siostra się cofa. - Nie wygłupiaj się, Lilio, tylko tam zajrzymy. - Nie. Tam są trupy. - Trupy są zupełnie nieszkodliwe. - A duchy? - Duchów nie ma
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.