ďťż

Na szczęście Ken i pozostali mężczyźni już skończyli się ubierać i wyszli z szatni, więc Dee spokojnie wkładała nowy, obcisły strój, a Sorcha pomogła jej go obciągnąć, Ian...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Gavin i Ken, znacznie od niej wyżsi, otrzymali stare kombinezony dorosłych. Nie urodzony chłopiec nie krył zazdrości. Dee przyjrzała się sobie w popękanym, zakurzonym starym lustrze nad zlewem i poczuła dreszczyk zadowolenia. Pomijając wzrost, wyglądała jak dorosła, gotowa do wykonywania pracy dorosłej osoby. Dzieci na ogół zwalniano ze szkoły tylko na trzy godziny dziennie, ale podczas zbiorów robiono wyjątek dla tych, które mieszkały na farmach i cieszyły się dobrym zdrowiem. Ken, który nadal nie był całkowicie zdrowy i padał ofiarą każdego zmutowanego wirusa kataru i grypy, będzie musiał wrócić do bazy około południa, kiedy ładownie jego sterowca będą pełne. Lecz Dee, która była zdrowa jak rybka, będzie pracowała całe dziewięć godzin, podobnie jak Gavin i dorośli. - No, już nic-cridhe! Wyglądasz wspaniale. Bardzo profesjonalnie. Sorcha przypięła rękawice Dee do jej pasa i podała srebrzysty twardy hełm oraz maskę tlenową. Kiedy dziewczynka szła za pilotką na dwór, na moment ogarnął ją lęk. Zwróciła się do swojego mentalnego strażnika. Proszę Aniele! - szepnęła w myśli. - Niech dzisiaj wszystko zrobię jak należy. Nie pozwól, żebym się denerwowała lub zrobiła coś niemądrego czy głupiego. Chcę, żeby tata był ze mnie dumny. Anioł jak zwykle nie odpowiedział. Milczał teraz od ponad roku i prawdopodobnie miało to coś wspólnego z tym okropnym Jackiem. Jack był jakimś rodzajem straszliwie potężnego operanta, który wielokrotnie próbował porozmawiać telepatycznie z Dee aż z Ziemi. Twierdził, że jest tylko chłopcem, ale ona wątpiła w to. Żadne dziecko nie mogło nadawać z tak wielkiej odległości. Dee uznała, że Jack musi być osobą sprzymierzoną z babcią Mashą i z metaterapeutami, którzy podstępnie usiłują zmusić ją do ujawnienia swoich zdolności metapsychicznych. Kiedy to zrobi, będzie musiała wrócić na Ziemię. Jednakże Dee okazała się za sprytna dla Jacka. Nigdy mu nie odpowiedziała, nigdy nie dała poznać, że w ogóle go usłyszała, nawet kiedy anioł pojawił się w jej umyśle i oświadczył, iż powinna tak postąpić. Jack w końcu przestał ją wołać, a anioł się obraził i też nie chciał z nią rozmawiać. Dee nie mogła uwierzyć, iż jej anioł należał do spisku; ale przecież kiedyś, na samym początku, powiedział jej, że któregoś dnia będzie musiała zostać operantką... Nie zostanie! Będzie tak normalna, jak to tylko możliwe, i nadal będzie ukrywała czynne już moce, które uciekły ze swoich skrzynek. Używała swoich uzdrawiających zdolności tylko wtedy, kiedy było to absolutnie konieczne (żeby pomóc tacie i Kenowi i kiedy miły stary Domhnall Menzies poparzył się tak bardzo w fabryce podczas ostatniego trzęsienia ziemi). Rozmawiała telepatycznie ze swoim bratem jedynie wówczas, gdy miała mu powierzyć jakąś naprawdę ważną tajemnicę. Kiedyś Dee wierzyła, że myśli telepatów są całkiem prywatne i nikt nie może ich odczytać. Teraz jednak, kiedy lepiej poznała telepatię po kłopotach z Jackiem, zdawała sobie sprawę, że potrzeba szczególnych umiejętności, by ukryć swoje posłania telepatyczne przed przebiegłymi, podsłuchującymi operantami. Nie wiedziała, czy ma takie umiejętności, dlatego wolała nie ryzykować. Nikt podstępem nie zmusi jej, żeby się zdradziła, jak niegdyś zrobił to mężczyzna, który nazwał się Ewenem Cameronem. Nigdy więcej. Pozostali już wspinali się do lotniaków i Dee pośpieszyła przez lądowisko do swojego statku, który stał ostatni w szeregu. W sumie było tam jedenaście jaskrawo ubarwionych aerostatów: osiem zbieraczy pilotowanych przez dorosłych, dwa duże lotniaki-pojemniki kierowane przez Kena i Gavina i sfatygowana żółta maszyna łącząca obie te funkcje, którą miała obsługiwać Dee. Był to najstarszy sterowiec na farmie, pierwszy, jaki kupił Ian Macdonald, i którego zawsze używał do lotów treningowych. Z powodu koloru i półsztywnego szkieletu zewnętrznego w kształcie klina nazywano go Wielkim Serem. Całe lato Ian Macdonald i Sorcha MacAlpin cierpliwie uczyli Dee pilotować ten czcigodny wehikuł. Przeważnie brała lekcje nisko nad ziemią i ćwiczyła się w chwytaniu unoszących się w powietrzu roślinnych szczątków, a nie prawdziwych aeroroślin, które były chronione prawem poza porą zbiorów
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.