ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
W czternaście lat później Paryż i Berlin zapłaciły znacznie drożej za sejm
grodzieński, a rwali go sami świeccy z wojewodą Antonim Potockim na cze-
le.
Uroczystości kościelne, nawet te najbardziej głośne i znamienne dla epoki,
wcale nie zawsze nadwerężały ogromne zasoby kleru. Często bywało wręcz
przeciwnie. 4 września 1718 roku odbyła się w Trokach koronacja obrazu
Najświętszej Panny, który fest trwał z jubileuszem cały tydzień" - w kraju
spustoszonym przez wojnę, wyludnionym przez głód i zarazę. Znaczną część
wydatków pokryła Teresa z Brzostowskich Ogińska, kasztelanowa witebska.
Na pewno byli i pomniejsi czy nie tak hojni inni ofiarodawcy.
O coraz to nowych fundacjach kościołów i klasztorów, jak również o pała-
cach magnackich w stolicy i na prowincji już się wspominało.
Crodki, potrzebne na to wszystko, dawało się wydusić z pracy chłopa.
Panujący system sprawiał, że tylko najwyższe warstwy szlachty oraz kler
powetowali sobie ruinę wojenną, porośli nawet w świeże i kolorowe piórka.
Potrzeb państwa nie było czym opędzić, a co się tyczy ludu wiejskiego, to
wystarczy przytoczyć opinię cudzoziemca, pochodzącą z roku 1764, czyli
tego, który zamyka dobę zapustów:
Rzeczywiście nędza chłopów jest nie do opisania. Śpią oni na słomie razem ze swoim bydłem.
Są tak brudni, że niechlujstwo ich stało się przysłowiowe. Nie noszą bielizny, nie mają krzeseł ani
stołów, ani żadnych, choćby najniezbędniejszych sprzętów [...] Los ubogiej szlachty nie jest
szczęśliwszy.
103
Obraz na pewno uproszczony. Uważniejsi obserwatorzy stwierdzali, że
wieśniak polski jest nieco zamożniejszy od litewskiego, lepiej ubiera się i jada,
miewa buty zamiast łapci, nie brakuje mu... soli. Dzisiejszy historyk doszuka
się w archiwach wiadomości o takim nababie wiejskim, jak Piotr Derda z
płockiego, po śmierci którego pan miejscowy zagarnął czterdzieści pięć sań
różnego zboża, sześć wołów, osiem krów i inne dostatki. Przedstawiwszy
stosunkowe bogactwo owego kmiecia Józef Gierowski powie jednak: Zaco-
fanie i nędza stanowią zasadniczą osnowę dziejów gospodarczych Rzeczypos-
politej w tym okresie."
W XV wieku, czyli o trzysta lat wcześniej, gospodarujący na jednym łanie
ziemi chłop koronny posiadał nie tylko woły* krowy, owce i nierogaciznę, lecz
i konie, czasem pożyczał szlachcie pieniądze. Termin zacofanie" jest więc
może zbyt łagodny, mówić by należało raczej o gwałtownym cofaniu się,
spadaniu na łeb, na szyję.
Nędzę cierpiała ta warstwa ludności, na którą grupa panująca przerzucała
koszty zastoju. Bo wydaje się pewne, że nie luksus magnacki, lecz właśnie
zastój gospodarczy najskuteczniej wysysał krew z chłopa, który był tego chyba
świadomy, skoro nade wszystko tęsknił do zastąpienia pańszczyzny czynszem
pieniężnym.
Jerzy Matuszewicz, rodzic pamiętnikarza, szlachcic całkiem niezasobny, w
początkach stulecia wybrał się był w podróż zagraniczną, jako przyboczny
Józefa Sapiehy, swego rówieśnika. W obcych ziemiach nakupił za tani grosz
rozmaitych towarów, pilnie poszukiwanych w objętym wojną kraju, po powro-
cie sprzedał je z zyskiem trzech tysięcy talarów. Pieniądze te oraz harpagoriska
oszczędność stały się fundamentem kariery potomstwa. Jerzy Matuszewicz
liczył każdy szeląg, brał w zastaw od magnatów folwarki, nie bawił się w
urzędy ani w politykę. Syn jego, Marcin, został kasztelanem, wnuk zaś,
Tadeusz, przeszedł do historii jako osobistość pierwszej rangi, zakończył
zawód życiowy stanowiskiem ministra skarbu Księstwa Warszawskiego i
Królestwa Kongresowego. Wolno wątpić, czy miałby szansę zajścia aż tak
wysoko, gdyby szanowny dziadunio nie różnił się niczym od szlacheckiego
ogółu.
Jerzy Matuszewicz podróżował po Zachodzie wtedy mniej więcej, kiedy w
Londynie zamykał oczy Samuel Pepys, autor słynnego pamiętnika, przyswo-
jonego polszczyźnie przez Martę Dąbrowską. Notatki, spisywane przezeń co
roku 31 grudnia, lubią trącać w charakterystyczną strunę, a jeśli owego tonu
zabraknie, autor odczuwa wyrzuty sumienia:
104
W urzędzie i rano, i po południu, a zaś aż do północy nad rnoimi rachunkami nie miesięcznymi,
ale z całego roku; okrutne było zimno, alem rad siedział nad tą robotą, a zwłaszcza kiedym
obliczył, że za łaską Bożą mam już odłożonych 1349 funtów, i chociaż sporo wydawałem, jednak
oszczędziłem przez ten rok przeszło 500 funtów. Chwała niech będzie za to świętemu imieniu
Pana!
Pieniądze były już wtedy głównym motorem napędowym w krajach o dobrze
rozwijającej się gospodarce. O funtach, talarach i liwrach myśleli zarówno
ludzie wielkich interesów, jak i kurtyzany, tak barwnie opisywane przez
współczesnego prezentowanym ta wypadkom Daniela Defoe. Brzęcząca
moneta stawała się głównym czynnikiem w zniewalaniu bliźnich. W tym
samym czasie szlachta Rzeczypospolitej trzymała się kurczowo gospodarki
naturalnej, uznawała jedynie przymus pozaekonomiczny, czyli ten, który
dawała wszechwładza, polityczna.
Każdy'z urodzonych lubił mieć grosz w skrzyni czy w kalecie, brał kubany
alias łapówki i prawą, i lewą ręką, wiedział, że w Płocku można czasem
zyskowniej sprzedać ziarno niż w Gdańsku, towary przez granicę szwarcowal,
oszukując komory celne, jak tylko się dało. Lecz za fundament wszelkiego
porządku nadal uznawał swe prawo do korzystania z pańszczyzny, nie godził
się na emancypację klas politycznie odeń zależnych, żądał od nich posłu-
szeństwa i powinności", które to hasła pieczołowicie wpisywał do instrukcji
poselskich. Szlachta w praktyce wcale nie gardziła profitem, jaki przynosił
handel, wyszynk, lichwa i inne zajęcia, ogłaszane przez panującą teorię za
poniżające i niegodne. Rezerwowała dla siebie te same korzyści, których
wzbraniała plebsowi.
Rzeczpospolita zostawała coraz to bardziej w tyle, bo polityczny przymus
przykuwał ją do ekonomicznego absurdu.
...osądzono i skazano przede wszystkim pracowitego Marcina Dziekciarczyka, jako pierwszą
przyczynę zła i rebelii, obecnie zbiegłego, na karę śmierci przez rozćwiartowanie przez kata i
wbicie na pal, pracowitego także Mikołaja Parciaka, także zbiegłego, również przywódcę i za
nieposkromiony język [...] na karę śmierci przez rozćwiartowanie przez kata, zaś pracowitych
Tomasza Darmofala, Rachubkę i Tomasza Obrażnika, przywódców buntu i jego kierowników,
uwięzionych, na powieszenie za mostem na rzece jańsborskiej [czyli Pisie - przyp. P.J.] w stronę
puszczy[..
|
WÄ
tki
|