- Mo|esz si [mia do woli z mojego szowinizmu, a potem zapytaj, gdzie podziaB si pacyfista - odezwaB si

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
- Ale uwa|am, |e kraj taki jak ten wart jest tego, by zaD walczy, umiera. - Stiepan, chyba nie wrócisz na front? - Mocniej [cisnBa jego dBoD. - Nie mo|esz! Nie masz na to siBy! 306 KARMAZYNOWY PAAAC - PrzestaD si zamartwia. W przyszBym tygodniu zostan zwolniony z wojska. - Och, dziki Bogu. SpojrzaB jej prosto w oczy. - Marijo, bez twojej pomocy nie wyszedBbym z tego. - Co[ za co[. Ty pielgnowaBe[ mnie po tym, jak wybawiBe[ mnie od [mierci w Twierdzy. - To Owruch organizowaB twoj ucieczk, a pielgnowaniem zajmowaBa si gBównie KBa|ka - stwierdziB, po czym zawiesiB gBos. - Jest jeszcze jedna ró|nica, kochanie. Teraz jeste[ m|atk. - W separacji. - Czy wyobra|asz sobie, |e on da ci rozwód? - Da! Musi! - Marijo, on ju| pokazaB swoje prawdziwe oblicze. Prdzej wtrci ci z powrotem do Trubieckiego ni| pozwoli nam si poBczy. Przed wiekami wybudowano monastyr na maBej wysepce le|cej w miejscu spotkania obu rzek. Z opuszczonego klasztoru wyczBapaB stareDki mnich, znaczc [ladami stóp nieskaziteln biel [wie|o spadBego [niegu. Marija w milczeniu obserwowaBa powolne posuwanie si staruszka w brzowym habicie. Przed laty Paskiewicz powiedziaB jej, |e tylko [mier mo|e ich rozBczy. Stiepan uwa|nie wpatrywaB si w jej twarz. - Tak wic jeste[my zgodni co do tego - rzekB - |e to byBo jedynie interludium? - Musi istnie jaki[ sposób... - Marijo, przestaD si Budzi. On naprawd nie pozwoli ci odej[. - Azy przydaBy intensywno[ci bBkitowi oczu Stiepana. - A poza tym, nie tracisz zbyt wiele. Jestem, jak to mówicie wy, Amerykanie, samotnym wilkiem. I mam jeden zasadniczy cel: nie spoczn, dopóki Rosja si nie zmieni. - Ka|dy, kto przyjdzie na miejsce MikoBaja, bdzie jeszcze gorszy. - To opinia Paskiewicza. Gdyby nie to, |e ju| miaBa szkarBatne od mrozu policzki, pewnie spBonBaby rumieDcem. - Musisz stale o nim przypomina? - On jest cz[ci ciebie, jeste[cie spleceni ze sob jak te rzeki - powiedziaB cicho Stiepan, wpatrujc si w Bczce si wody. - ByBo nam dane prze|y razem wiele piknych chwil, za które jestem niezmiernie wdziczny losowi. Tych kilka tygodni to byBo co[ cudownego. 307 JACQUELINE BRISKIN Kiedy wypowiadaB dwa ostatnie zdania, gBos mu si zmieniB i pojawiBa si w nim chrypka, która zawsze tak na ni dziaBaBa. Jednak|e - by mo|e z powodu mroznego powietrza przenikajcego jej peleryn i ubranie - do[wiadczyBa nie tyle po|dania, co dojmujcego poczucia utraty. ZajrzaB w jej oczy i otoczyB j ramionami. Przytulili si do siebie jak kochankowie, jak |aBobnicy na pogrzebie, nie zwa|ajc na to, |e stary mnich jest [wiadkiem ich u[cisku
WÄ…tki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. SkÅ‚adam siÄ™ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ… gównianego szaleÅ„stwa.