ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Nadchodziła godzina uczty.
ROZDZIAŁ XVII.
W wielkiej sali jadalnej przysposabiano się od wczora.
Mówiliśmy już o jej urządzeniu.
Na podwyższeniu, o cztery stopnie nad posadzką wzniesionym i szkarłatnym suknem okrytym, wznosił się stół dla obojga królestwa i kilku dostojniejszych osób.
Dwa złocone krzesła pod baldachimami, w pośrodku, przeznaczone były dla króla i królowej.
Stół, wspaniałymi szytymi obrusami okryty, przyozdabiały dwie ogromne skały z cukru, na których posągi alegoryczne dosyć zręcznie ustawione były.
Nie zbywało i tu na dewizach i napisach.
Poniżej trzy ogromne, długie stoły miały pomieścić resztę duchowieństwa, senatorów, urzędników, gości cudzoziemskich, rycerstwa i szlachty.
Galeria, zajmująca naprzeciw królewskiego stołu całą ścianę, przeznaczona była dla muzyki, która w czasie uczty śpiewami i grą wirtuozów zabawiać miała gości.
Słynęła kapela ta już od Zygmunta czasów, z doskonałych śpiewaków i grających na różnych instrumentach, w większej części cudzoziemców złożona, chociaż i na Polakach, wykształconych na dworze tym, u Kostków i po innych miastach, nie zbywało.
Wymieniliśmy już sopranistę Baltazara, Włocha, Copulę i Gian-Marię, doskonałych śpiewaków, Foretera, altystę, oprócz których odznaczał się Augustiani, bas, rodem rzymianin, kilku Polaków, sopranistów niepospolitych.
Z wirtuozów słynął niejaki Elert, wiolonista, lutnista Galot, kornecista Simonides, sztornista Graniczny.
Skład ówczesnej kapeli wcale był różnym od dzisiejszego i znajdujemy w niej instrumenta dziś zarzucone i zapomniane: pomorty, teorby, gitarony, stofy, liry, szałamaje, kwarty i tym podobne.
Mistrzem królewskiej kapeli był Marek Seachi, Włoch, podmistrzem Pekiel, który się odznaczał też kompozycjami, a na ostatek i Polak, do śpiewu udatne piszący pieśni, Mielczewski.
Wszystkie siły tej niepośledniej kapeli dnia tego czynne być miały.
Król nie tylko ją lubił, ale przywiązywał pewną miłość własną do tego, że równej jej w całych Niemczech nie było.
Chociaż, jakeśmy wspomnieli już, zawczasu miejsca były oznaczone przy stole królewskim, w chwili gdy oboje królestwo wśród dźwięku trąb i kotłów na chórze uroczyście weszli na salę i zajęli miejsca u swych krzeseł, niezręczny i opryskliwy poseł francuski de Bregy, któremu się miejsce dla niego naznaczone nie podobało, ponieważ go posadzono za nuncjuszem naprzeciw posła weneckiego, zażądał od nuncjusza, aby mu swojego miejsca ustąpił.
Król milczał, ale pobladł z tłumionego gniewu.
Nuncjusz zaś z uśmiechem oświadczył posłowi, nie ruszając się ze swego miejsca, iż posłusznym jest rozkazom króla jegomości i pozostanie, gdzie go posadzono.
Musiał więc de Bregy połknąć tę gorycz, wiedząc, że się nią narazi królowi, który i tak już zniechęcony do Francuzów, z największą trudnością się zgodził na to, aby biskup auriacki, towarzyszący pani de Guebriant, zajął miejsce przy królewskim stole.
Porządek nareście utrzymał się taki, że przy królowej zasiadła pani de Guebriant, za nią nuncjusz, a po nim w rogu stołu pan de Bregy.
Po drugiej stronie przy królu siedział brat jego, Karol, poseł wenecki i biskup auriacki.
Poniżej stołu osobny przeznaczonym był do stawiania półmisków, które przynosili paziowie i służba, a komornicy królewscy brali i podawali królestwu.
Trzy stoły, przeznaczone dla gości natłoczonych przy nich, dla królowej, gdyby patrzeć i widzieć coś mogła, widok zajmujący by przedstawiały, gdyż najosobliwsze stroje, jakich naówczas w całej Europie razem zebranych nigdzie widzieć nie było można, składały się na obraz godzien Weronezjusza.
Nie było mody i sukni, która by tu się nie znalazła, począwszy od starodawnej polskiej, tureckiej, tatarskiej, ruskiej aż do hiszpańskiej, włoskiej, niemieckiej, szwedzkiej i takich, których imion .
właściwych dać było trudno.
Godzą się na to w opisach swych wszyscy współcześni, iż w Polsce ta rozmaitość mód w ubiorach była cechą charakterystyczną.
Tak samo po głowach spojrzawszy, największą czupryn, czubów, bród i wąsów różność można było dostrzec.
Wszystkie stroje w ogóle niezmiernym przepychem się odznaczały; niektórzy z senatorów na szablach, guzach i spinkach dźwigali miliony, a czuby ich kołpaków na tysiące czerwonych złotych szacowano.
Zazwyczaj po ucztach takich weselnych następowały tańce, ale tu czas postu (była to niedziela Laetaie) i choroba króla, który się w krześle nosić kazał, ani myśleć o nich nie dozwalały.
Usposobienie też gości głównie zajmujących miejsca, na których oczy wszystkich były zwrócone, wcale się do skoków wesołych nie nadawało.
Królowa na sobie wymogła, aby twarz rozjaśnić i moc ducha tak potrzebną okazać, w czym jej umieszczona obok marszałkowa de Guebriant dopomagała; reszta zaś siedzących obok, z wyjątkiem nuncjusza uśmiechającego się ciągle, oblicza miała posępne, nie wyjmując króla, na którego twarzy oprócz cierpienia rzeczywistego zły humor, znużenie, niechęć jakaś i duma najwidoczniejszymi były.
Książę Karol nigdy w życiu nie miewał wesołego oblicza, a nie przymuszał się dnia tego, aby je przybrać; biskup auriacki wiedział podobno, że mu miejsca dać nie chciano należnego, i siedział posępny i milczący, Bregy jawnie nadąsany, Tiepolo wśród dwu sąsiadów zmuszonym był patrzeć tylko, nie mogąc zawiązać rozmowy.
Zdaje się, że król wydać musiał rozkazy, aby z półmiskami pośpieszano, gdyż aż do zbytku szybko się one po stołach przesuwały
|
WÄ
tki
|